おはよう!!
Cześć! Dziś mam dla was kolejną część "Piratów z Hetalii" (wiem że denna nazwa ale nie mam pomysłów na inną.) Mam nadzieje że nie zanudzam na śmierć... Jeżeli ktoś ma jakieś uwagi to piszcie w komentarzach! Naprawdę, one podnoszą na duchu, szczególnie jeśli się dopiero zaczyna- jak ja. Po za tym RODZICE MNIE KOCHAJĄ! Teraz pomyślicie "co to za patola że jej rodzice nie kochają?" otóż nie, oni mnie kochają tak normalnie, tylko no ... długo by to tłumaczyć. W każdym razie jestem zdołowana naszą cudną "wiosną" gdyż nienawidzę zimy.... No nic enjoy!
_____________________________________________________
Gdy kończył załatwiać powóz dla panienki, przez jakiś
czas szukał kogoś kto raczył by mu odsprzedać również konie gdyż ten jego był
już prawie zjeżdżony, dochodziła siódma wieczorem a słońce chowało się za
widnokręgiem. Powóz zajechał pod karczmę a Stangret wszedł do środka w celu
zabrania bagażu. Arthur stał koło drzwi karczmy czekając na lady Izabelle. Gdy
dziewczyna w końcu pojawiła się na widoku Arthura zatkało. Miała na sobie
jasnoniebieską suknie z białymi dodatkami a włosy związane miała w koka. „
Widzisz to Arthur, twoje skute lodem serce właśnie się roztopiło” pomyślał
Arthur aby po chwili się otrząsnąć.
-Pomogę Panience wsiąść. –Dziewczyna złapała go pod rękę
i pozwoliła pomóc sobie wsiąść.
-Ty nie wsiadasz?- zapytała gdy Arthur już chciał zamknąć
drzwiczki
-Nie śmiałbym przeszkadzać Panience swoim towarzystwem.
-Ależ to nonsens. Nie przeszkadzasz, bynajmniej nie będę
musiała siedzieć sama.
-A służki?- zapytał najspokojniej w świecie wsiadając do
powozu i usadawiając się naprzeciw jej.
-Są wynajęte, wrócą na statek i odpłyną powrotem do
Polski.
-Czyli w zasadzie nie musiałaś zatrzymywać się w karczmie
skoro statki nadal tu są. – stwierdził Arthur
-Tak, ale miałam dość tego kołysania. A ty lubisz podróże
statkami? – Arthur zdziwił się zadanym pytaniem ale po chwili odpowiedział
-Uwielbiam. – reszta rozmowy toczyła się na różne tematy,
ale gdyby zapytać się któregoś z nich o czym rozmawiali obydwoje odparli by że
o niczym. Dla Arthura było to zupełnie normalne, ale dla Izabelli było to
zupełnie nowe przeżycie, zawsze gdy z kimś rozmawiała czegoś od niej wymagano,
a teraz siedziała w powozie z mężczyzną który potrafił uciąć pytanie bez
odpowiedzi albo skończyć dyskusje jednym zdaniem.
W pewnym momęcie wozem zatrzęsło i to dość porządnie
-Pójdę sprawdzić co się stało- poinformował dziewczynę i
począł wychodzić z powozu. Po chwili Izabella usłyszała dość niewybredną
wiązankę wyrazów. Dziewczyna wychyliła się delikatnie aby zobaczyć co
spowodowało nagły wybuch jej towarzysza. Wybuchła śmiechem gdy zobaczyła piękną
scenkę rodzajową. Arthur stał w błocie, po łydki w błocie, właściwie to po
kolana w błocie. Dziewczyna śmiała się bez opanowania . Zasłoniła usta próbując
się uspokoić.
-Przepraszam…- powiedziała gdy już jako tako się
uspokoiła.
-Nie szkodzi, miło że poprawiam Panience humor.-
powiedział Arthur z wyczuwalnym sarkazmem w głosie. Po chwili zaczął próbować
dobrnąć do woźnicy. Po krótkiej wymianie zdań z mężczyzną wrócił do drzwi
powozu.
-Utknęliśmy w błocie
-Trudno się tego nie domyślić.- powiedziała.
-Panienka chyba nie rozumie, nie możemy jechać dalej,
uszkodziliśmy koła.- stwierdził wchodząc do powozu i patrząc na obłoconą część
ubrania. Dziewczyna patrzała na niego z niedowierzaniem.
-Ale koniom nic nie jest?- zapytała niepewnie, w swoim
kraju nie krępowała by się i od razu powiedziała o co jej chodzi ale nie tu, tu
była szanowaną damą która nie powinna pozwalać sobie na takie rzeczy.
-Tak ale co to ma do… NIE!- mężczyzna zrozumiał o co
chodziło dziewczynie, choć jego gwałtowność ją zaskoczyła- To nie etyczne! Nie
pozwolę Panience jechać na koniu!
-Ale dlaczego?!- powiedziała tonem małej dziewczynki
której ktoś nie pozwala siedzieć do późna
-Nie wie Panienka jakie miałbym problemy gdybym na to
pozwolił! A po za tym Pada!
- Nie rozpuszczę się! Usprawiedliwię cię i powiem że to
wszystko mój pomysł! I skończ z tą panienką!
-Czy musisz być taka uparta!?
-To moja cecha narodowa!- krzyknęła.
-Tak? Dobrze ale proszę mnie potem nie obwiniać jeżeli
będzie Panienka chora. – wyszedł z powozu wyraźnie wkurzony. Po chwili wrócił i stanął w drzwiach dorożki.
– Zapraszam me lady. Dziewczyna zaczęła wysiadać jednak gdy już miała wyjść w błoto
poczuła że ktoś ją podnosi.
-Co ty robisz?- zapytała wierzgając i nieświadomie kopiąc
go kilka razy przez co Mężczyzna cicho syknął.
-Niosę cię. Nie widać?- powiedział i posadził ją na
konia. Po chwili sam począł się na niego wdrapywać. Widząc wyraz twarzy dziewczyny
powiedział- no chyba nie myślałaś że pozwolę ci jechać samej. Już i tak się
narażam. – złapał za wodzę i podjechał koniem do strażników, powiedział coś do
nich w niezrozumiałym języku po czym zaczął odjeżdżać
-Co to za język?- zapytała Izabella mocniej łapiąc się
końskiej grzywy.
-Jak ci niewygodnie to się po prostu o mnie oprzyj.
Walijski. – stwierdził cicho pośpieszając konia.
-Walijski? Skąd go znasz?- zapytała próbując podtrzymać
rozmowę
-Brat mnie nauczył, mieszka w Walii od dłuższego czasu. –
dziewczyna skinęła głową
-Masz dużo rodzeństwa ? – nie lubiła siedzieć w ciszy,
choćby miała rozmawiać z gburowatym Anglikiem
-Dość sporo. Trzech braci i siostrę. – dalej większą
uwagę zwracał na drogę niż na nią.
-Ja jestem jedynaczką.- stwierdziła na co on tylko
przytaknął. Izabella przysunęła się do niego bliżej i oparła o jego tors,
siedziała bokiem co nie było zbyt wygodne więc lepszą opcjom było przystanie na
pozwolenie Anglika.
Dojechali nazajutrz rano, odbyli jeden postój na sen i
najedzenie się. Bagaże, jak się okazało miało zabrać tych kilku mężczyzn którzy
mieli im asystować gdy jeszcze jechali powozem.
-Musisz im ufać skoro dałeś im moje bagaże. – powiedziała
siedząc na koniu już wygodniej.
-Właściwie to ich nie znam.- stwierdził. Dziewczynę zamurowało.
-Jak to nie znasz?! Dałeś moje rzeczy nieznajomym!?
-Nie krzycz. Ja ich nie znam ale oni mnie tak, nie
odważyli by się zrobić czegokolwiek poza tym o co ich poprosiłem- to
zaintrygowało dziewczynę
-Tak? Skąd ta pewność?
-Mam… Nieciekawą przeszłość i opinię, co w tym przypadku
działa na moją korzyść.
-Jaką?- zapytała momentalnie, należała do osób dość
ciekawskich.
- Eee…- Mężczyzna przez chwile nie chciał powiedzieć.- no
byłem… znaczy jeszcze jakby jestem…
-No czym?- dopytywała się dziewczyna
-Piratem. – powiedział niepewnie. Dziewczyna uznała to za
niezły temat do rozmowy, bo znudziła się jej półgodzinna paplanina o pogodzie.
-Jak to?
-Normalnie. – odparł oschle i podwinął rękaw płaszcza, na
wewnętrznej strony ręki miał wytatuowaną literę „P”. Dziewczyna otworzyła
szerzej oczy.
-Jacy są piraci?- zapytała po chwili.- znaczy się, chodzi
mi o to że no słyszałam różne pogłoski, ale nigdy żadnego nie widziałam.
-Raczej chamscy i nieokrzesani- stwierdził szybko- co
wcale nie świadczy o tym że Ja taki jestem. I raczej nie zbyt urodziwi, czasem
nie mają zębów czy coś…
-Opowiedz coś więcej.- powiedziała przytulając się bardziej do torsu chłopaka ze
względu na nierówności.
-Nie wiem czy jest co opowiadać, to nie było jakoś
szczególnie chwalebne, i wątpię aby dama miała ochotę o tym słuchać .-
powiedział nie powstrzymując grymasu na twarzy.
-Oj nie daj się prosić.- od kiedy zaczęła mu mówić
oficjalnie na „ty” była w stosunku do niego bardzo otwarta.
-Naprawdę chcesz słuchać o tym jak grabią, piją i
gwałcą?- dziewczyna zastanowiła się chwilę.
-Ale mówiłeś że ty też byłeś… jesteś piratem więc ty też
grabisz, pijesz i gwałcisz?- zapytała po chwili bawiąc się mankietem jego
koszuli, aby muc dokładniej przyjrzeć się tatuażowi.
-Nie do końca, ale tak. – powiedział pośpieszając jeszcze
bardziej konia, ten biegł już galopem co nie było zbyt wygodne gdy siedziało
się bokiem bo ktoś nie pozwolił jej założyć dużo wygodniejszych spodni i
normalnie usiąść na koniu.
-Jak nie do końca?- spytała, temat był nurtujący.
-Nigdy nie gwałciłem.- stwierdził zwalniając konia.
-Nie?- zapytała
trochę zdziwiona.
-Nie, jakoś zawsze myślałem o tym że co bym zrobił gdyby
ktoś to zrobił mojej siostrze i jakoś tak…- mówił spokojnie. Bella nie drążyła
dalej tematu. Po prostu siedziała i czekała aż dojadą do Weymouth.
Gdy dojechali na miejsce, co najmniej trzy dni spędzili w
dość sporej posiadłości oddalonej od wioski o jakieś trzy kilometry. Wszystko
działo się normalnie, Arthur często dotrzymywał jej towarzystwa, jednak
nadal nie wiedziała o nim zbyt wiele.
Choć nie. Wiedziała ale nie potrafiła jednoznacznie określić jego
charakteru, pomimo tego że był to
interesujący człowiek Bella się przy nim nudziła. Wolała by wrócić do Polski,
do przyjaciół i znajomych i do swojego psa.
Jednak trzeciego dnia, gdy siedziała z Arthurem w ogrodzie, rozmawiając
o tym że pogoda wyjątkowo dopisuje bo już od kilku dni nie pada, nagle
zauważyła dwóch strażników, czy żołnierzy prowadzących za ręce młodego
Latynosa, ba! To było dopiero dziecko! Chłopiec miał może trzynaście lat, choć
wyraz jego twarzy i postura mówiły że ma kilka lat więcej. Chłopak rzucał
przekleństwami w języku hiszpańskim. Bella wiedziała, bo znała ten język, jako
tako bywała w Hiszpanii gdy ojciec szukał kandydata na jej męża, Arthur się
domyślał.
-Panie Kirkland! Ten szczur przemycał informacje do dowództwa
Armady!- zameldował jeden z nich. Arthur podszedł do Chłopca i niezbyt
delikatnie podniósł mu głowę tak aby ten na niego patrzał
-Czy to prawda?- zapytał. Chłopak bezceremonialnie
splunął w twarz Brytyjczykowi na co ten odpowiedział dość mocnym uderzeniem.
Bella podniosła się i zbliżyła do chłopca położyła mu ręce na ramiona i
powiedziała do Arthura
-Zostaw go, to tylko dziecko.
-Co!? Izabello ty chyba nie wiesz co mówisz! Ten
szczeniak donosił informacje o naszych planach do Armady!
-To wasza wina!- powiedziała uniesionym głosem- To wy nie
dopilnowaliście aby nie miał takiej szansy, i co teraz masz zamiar robić? Zabić
go? Chcesz figurować jako dzieciobójca?- zapytała już spokojniej.
-W takim razie co mamy niby zrobić?! Nie puszczę go
wolno!
-A ja bym tak zrobiła! – powiedziała donośnie. – Lepiej
to zrobi i wam i mu! – pogłaskała chłopca po sklejonych, brudnych włosach. –
Jeśli będzie trzeba pokryje koszty, ale dajcie mu wrócić do kraju. –Arthur
zrezygnowanie westchnął.
-Proszę bardzo! – ze zdenerwowaniem zarzucił rękoma i odszedł kilka metrów dość gwałtownym
krokiem. Bella uklęknęła przy chłopcu.
- ¿Cómo te llamas? –Zapytała zgrabnie po hiszpańsku zgarniając włosy z twarzy dziecka, jego
twarz była brudna i w kilku miejscach miał siniaki bądź zadrapania
-Me llamo Amadis. Soy de Catalonia. – powiedział patrząc na nią zdziwiony
-Jesteś bardzo odważny. Będą z ciebie ludzie. Wrócisz do domu, do
Katalonii. –powiedziała dalej po Hiszpańsku uśmiechając się do niego.
-Gracias- powiedział cicho i uśmiechnął się do niej.
__________________________________
SŁOWNICZEK (ostrzegam że korzystałam z google translate więc pewnie są błędy)
¿Cómo te llamas?(his.) -jak masz na imie?
Me llamo Amadis. Soy de Catalonia.(his.)- mam na imię Amadis. Pochodzę z Katalonii.
Gracias(his.)- dziękuje.
<Tu miał być gif/obrazek ale stwierdzam że będą one na oddzielnym poście>