poniedziałek, 29 lipca 2013

WAAAAAKAAAACJEEEE! cz.2

おはよう!
 No cześć! Nie wiem czy robiłam przerwę czy nie, jakoś mi ten tydzień zleciał jakoś dziwnie szybko <składnia zdania lvl: Wafel> minął. W każdym razie uraczę was piękną historią mego życia:

Story 1:Czyli jak to się stało że jestem w polu...

-Nie tak nie może być!- powiedziała Wafel siedząc już trzecią godzinę nad pustą kartą i lecącym "nyanyan 10 h" w tle. Cierpiała bowiem na notoryczny brak weny, a źle czuła się nie dodając niczego na bloga. Miała w głowie dużo pomysłów, ale żadnego nie potrafiła dokończyć lub nawet zacząć.  Siedziała w domu i wesoło marnowała wakacyjny czas, ale ogarniała ją coraz większa frustracja, nic jej nie wychodziło!
-Młoda nie drzyj się tak! - usłyszała tylko krzyk brata zza ściany. Nic dziwnego, chłopak był na skraju wytrzymałości emocjonalnej, musiał spędzać czas z siostrą! A dokładniej to musiał z nią wytrzymać do południa a to i tak było dość wymagające. Słuchał więc codziennie jej szlochu i dziwnych monologów które ogarnąć była tylko ona. Wafel zignorowała krzyk brata i uderzyła głową o blat biurka i poczęła gorączkowo myśleć co jak wiadomo w wakacje jest rzeczą niełatwą
-Koty, hetalia,Włochy, brwi, Anglia, Polacy (naprawdę to moje pierwsze skojarzenie do "Anglia" zaraz po "brwi") , Polska, Feliks, Rzeczpospolita obojga, Litwa, Białoruś, Ukraina... UKRAINA!- wydarła się na cały głos, jej brat zaklął szpetnie w pokoju obok, starał się właśnie nagrać piosenkę o grafiku! -sacré bleu!- zaklęła szpetnie po francusku- że ja na to nie wpadłam!- dziewczyna rzuciła się do szafy w wiatrołapie i ryzykując upadek z taboretu poczęła szukać czegoś po górnych szafkach. W końcu wyjęła z szafy granatową walizkę wróciła do swojego pokoju i poczęła wrzucać co popadnie do wnętrza owego przedmiotu służącego do przewozu rzeczy. 
-Szczoteczka, mangi, pluszak, podusia biedronka, pies, scyzoryk, laptop, szczotka, brat.... nie wróć brat zostaje,garnek, mielonka, gzymsy (czyt. Simsy, coś trza robić nie?), kilo cukru... nie to też nie- wyliczała wesoło. Po wyrzuceniu namiotu, wiatrówki (zakoszonej sąsiadowi) słonia, magicznego rogu jednorożca, i kilku innych rzeczy które uznała za zbędne była już gotowa i wybiegała na przystanek PKS'u. Gdy już siedziała w środku zacnego pojazdu autobusem zwanym wyciągnęła telefon.
-No cześć babciu... Wiesz przyjadę do ciebie na jakieś dwa tygodnie...

Koniec historii życia. A tak na serio to moja babcia nie mieszka na Ukrainie, bo przenieśli się do polski gdy babcia miała 5 lat, więc jakieś 65 lat temu(Wołyń itp.). I trochę podkoloryzowałam bo nie jechałam PKS'em tylko przyjechałam z rodzicami i postanowiłam że zostanę. No ale nic :D (znów.... ;__;)
Dalsze losy Wafla na wakacjach poznacie już wkrótce! A tymczasem kolejna część obozu!
********************

Z samego rana Arthur obudził się z bólem karku, i wtulony w szybę. Jego nowa znajoma spod znaku scyzoryka i tasaka spała spokojnie oparta o poduszkę którą jakimś cudem udało jej się położyć tak by nie zjeżdżała. Po raz kolejny w myślach rzucił klątwę na rodzeństwo i przeczesał palcami włosy. Większość ludzi jeszcze spała, wyjątek stanowiło kilku Azjatów którzy średnio przystosowali się do innej strefy czasowej, więc to co teraz obserwował  to jak się dowiedział na przystanku Koreańczyk grający na PSP i chińczyk chyba coś czytający. Arthur wyciągnął telefon i spojrzał na wyświetlacz na którym wyświetlało się że ma "58 nieodebranych". (od autora: mój rekord życiowy to 39...  szłam do sklepu... wieś dalej....przez 3 h.... z kuzynką... będąc na wakacjach...) Z westchnieniem włączył spokojnie wybieranie numeru który dzwonił do niego ostatnio. I miał głęboko że jest czwarta nad ranem, a w Londynie pewnie koło 3 w nocy, oni wkopali go w ten cały obóz więc niech cierpią. 
-ARTHUR KURWA CZY CIĘ OSTATECZNIE POGIĘŁO ! - tak, zdecydowanie u nich było koło 3.00, z resztą nawet gdyby była 4.00 pewnie zareagowali by tak samo, a dokładniej to Angus by zareagował, bo to on był obudzonym nieszczęśnikiem.
-Ta,ta ... -mruknął znudzony- po co dzwoniliście?- rzucił niechętnie. Gdzieś w telefonie usłyszał jakiś jęk, pewnie Angus obudził krzykiem pół domu... a bynajmniej Merfyn'a bo po chwili słyszał w tle potok niezrozumiałych wyrazów.
-Ja? Bo mi kazali- powiedział po chwili Angus- to Merfyn'a masz od martwienia się o ciebie- powiedział Angus do słuchawki zmywając jeszcze kogoś w tle. 

-Aha... to przekaż że żyje czy coś...- powiedział, szum w słuchawce się ustatkował więc chyba jego drugi najstarszy brat postanowił dalej się położyć. 
- Oj ciesz się tym puki możesz, bo jak tylko wrócisz...- resztę zdania zdławiło ziewnięcie, ale Arthur i tak wiedział że kryła się tam groźba różnymi rodzajami uszkodzeń ciała. 
-Ta, ta... szybciej Merfyn zacznie gadać po ludzku albo ja przefarbuję się na rudo, pa- powiedział i rozłączył się choć po drugiej stronie słuchawki ktoś jeszcze coś mówił. Gdy tylko blondyn odłożył telefon zobaczył że wpatruje się w niego para ciemnoniebieskich oczu. 
-Obudziłem cie?- zapytał niepewnie (i bojąc się po części o swoje życie) patrząc na swoją nową znajomą.
-Niet- mruknęła nadal na niego patrząc. Arthur mimowolnie odetchnął, może nie będzie chciała go zabić... 
-Sama się obudziłaś?- zapytał niepewnie patrząc na nią, była naprawdę cholernie ładna. Długie włosy koloru piasku na plaży, drobny, lekko zadarty nosek, jasna cera i te cholernie ładne oczy.I może nie bał by się jej, ba! Na pewno by się jej nie bał! Gdyby nie to że widział jak na stacji benzynowej goniła tego Ruska z rozłożonym scyzorykiem! A Rusek uciekał, i do tej chwili Arthur nie wie co on jej zrobił, i jak ona sprawiła że on uciekał. Koleś miał z dwa metry! 
-Niet- powiedziała znowu, spokojnie z kamienną twarzą. Arthur skinął głową. -Nie spałam w ogóle- powiedziała spokojnie nadal nie zmieniając wyrazu twarzy. Znów odpowiedziało jej tylko skinienie głowy. -Jestem Natasha- powiedziała spokojnie wyciągając ku Arthurowi dłoń, no tak w gruncie to ze sobą nie rozmawiali. -Natasha Arlowskaya- dodała nadal trzymając uniesioną dłoń. Arthur niepewnie podał jej swoją
-Arthur Kirkland- powiedział spokojnie delikatnie i próbując, jak na gentelmana przystało, pocałować ją w dłoń. Dziewczyna jednak szybko wykręciła dłoń w taki sposób że blondyn sam pocałował swoją dłoń.
-Nie uznaje takich szopek- powiedziała a Arthur naprawdę dał by sobie uciąć rękę że aura w okół niej stała się bardziej mroczna.  
-Skoro tak mówisz- powiedział wzruszając ramionami. Dziewczyna szperała przez chwilę w plecaczku który przytargała ze sobą z swojego siedzenia i zaczęła czytać. Arthur mimowolnie wyjrzał znad swojego notebooka którego postanowił włączyć i spojrzał na kartki w owej książce. "Cyrylica" pomyślał spokojnie widząc mieszankę normalnych liter z... znaczkami? To chyba było by najlepsze określenie... 
-Nie lubię też jak ktoś patrzy mi przez ramie gdy czytam, szczególnie jeśli nawet nie rozumie co czytam.- powiedziała dziewczyna na co on lekko się odsunął. 
-A co czytasz?- zapytał patrząc na nią ukradkiem jednak udając że patrzy na coś w notebooku.
-Książkę- mruknęła przewracając stronę. Arthur nie kontynuował rozmowy, po co? Skoro dziewczyna najwyraźniej nie chciała jej kontynuować. Na porannym przystanku, dłuższym bo z przerwą na poranną toaletę, znów pozamieniano się częściowo (bo taka sobie Słowaczka została na siedzeniu koło Czecha) i znów koło niego siedział Kiku. Ale i tak średnio miał co robić. Kiku naprawdę starał się nie usnąć (w nocy z tego co mówił nie mógł zasnąć, strefa czasowa i tak dalej), ale w końcu i tak Azjata zmęczony zasnął. Notebook mu się rozładował, iphon'owi mało do tego brakowało, a mp3 było na skraju wytrzymałości. Poczytałby, ale zawsze, jeśli czytał w autokarze, miał mdłości. Resztę drogi, która wcale nie była taka długa, bo zajęła tylko cztery godziny (problemy autokaru z paliwem<od autora: mój Brat jadąc z Francji, bo wymiana, stał na niemieckiej autostradzie 2 godziny bo kierowca coś źle obliczył i nie zatankował...>). Po czym mogli wysiąść. Obudził Kiku, i zaczął się zbierać. Po chwili już stał w kolejce do drzwi z średnio zadowoloną miną.W końcu udało mu się wyjść. Pierwsze co zobaczył to jezioro. Duże. Ogromne jezioro. Przeszedł kawałek by odebrać swoją torbę i gdy już to zrobił rozejrzał się. Może z pięćdziesiąt a może i mniej lub więcej metrów od jeziora stały domki. Małe, drewniane, zwykłe domki letniskowe jak ich wiele. Na plaży koło jednego z nich było miejsce wyznaczone na ognisko, jakieś huśtawki, trochę dalej stały kajaki i łódki. Jeszcze dalej była jakaś altanka i jakiś budynek zbudowany z bali drewna. Poczuł że ktoś puknął go w ramię. Obrócił się niepewnie.
-Xiao?- zapytał z niedowierzaniem. Stał przed nim chłopak niewiele niższy od niego. Z włosami do linii szczęki, a bynajmniej z przodu, z tyłu były o wiele krótsze, skórą, jakby lekko żółtawą i skośnymi oczami. Ubrany był w czarną koszulkę z rękawami do łokci, na to założył kamizelkę, miał też ciemnoszare obcisłe spodnie. I Arthur go znał. 
-Nie, królewna śnieżka- powiedział chłopak. - no ja, nie widziałeś mnie w autokarze. - powiedział niepewnie- no nic, tak tylko przyszedłem się przywitać- powiedział i spokojnie odszedł. Xiao Wang. Chodził z nim w gimnazjum do klasy. Dzieciństwo spędził w Chinach, w Hong Kongu, potem wyjechał z rodzicami do Anglii, by po skończeniu gimnazjum wyjechać z powrotem do państwa środka, do Hong Kongu. Arthur stał lekko skołowany, ale przerwał to mężczyzna z długimi blond włosami który wcześniej sprawdzał mu dokumenty. 
-Zbiórka!- zarządził. Raczej zdecydowana większość bez szemrania podeszła do niego.
-Na nazwisko mam Germania, mojego imienia nie potrzebujecie  jestem waszym oboźnym.Jako że średnio się wszyscy znacie, wcześniej ustaliliśmy kto będzie z kim w pokoju. Braliśmy pod uwagę różnice kulturowe i takie tam. Więc teraz będę po kolei wyczytywał nazwiskami- powiedział spokojnie, i może ktoś by się stawiał, ale nikt nie miał siły po, dla niektórych, szesnastogodzinnej podróży. Wyjątkiem od tej zasady byli tylko ci, którzy przyjechali autokarem numer dwa, przejeżdżającym przez półwysep skandynawski, kraje bałtyckie i Polskę. Był to mały, zaledwie dziesięcioosobowy autobusik. Germania zaczął wyczytywać nazwiska prosząc aby ich posiadacze podchodzili do niego po odbiór kluczy od domku.  Z tego co wywnioskował, domki były trzy lub czteroosobowe, tylko dwa które miały być zajęte przez opiekunów były dwuosobowe. 
-Galante, Laurinatis, Braginski i Lu, Luk. Luka...- zaczął a z tłumu wyskoczył wesoły blondynek z mocno zielonymi oczami ciągnąc za sobą niskiego chłopaczka o myszowatych kręconych włosach i drugiego, troszkę wyższego od siebie bruneta z włosami do linii szczęki. Za nimi kroczył z uśmiechem, lekko przerażającym , a bynajmniej na tyle by Arthur przypomniał sobie Natashę, Rosjanin którego Arthur pamiętał ze względu na to że to go goniła jego znajoma z scyzorykiem.
-Łukasiewicz!- krzyknął blondynek.
-Jak zwał tak zwał, domek numer jeden- Germania dalej rozdzielał pokoje a Arthur marzył tylko o tym żeby wreszcie go gdzieś przydzielili i móc się położyć. -Jones, Bonnefoy, Williams i Kirkland- powiedział w końcu (chyba byli przedostatnią grupą, los go nienawidzi). Arthur powłócząc nogami dotarł jakoś do miejsca w którym stał Germania by zaraz tam poczuć na sobie ciężar ramienia Jonesa i jego wesołe. " Kopę lat! ". "Ta, ciesze się jak cholera" pomyślał najmłodszy Kirkland ale zdusił w sobie chęć kopnięcia Amerykanina i ograniczył się do puszczenia mu pięknej wiązanki w myślach i odebraniu kluczy.
-Domek 12- powiedział spokojnie. Arthur spojrzał na Jonesa, to będzie dłuuuugie dziesięć dni...
***************************

A i jeszcze chciałam wam powiedzieć że muchy są złe, a wiatrak jest jednym z najlepszych przyjaciół człowieka. A i jestem dumna z tego jak przycięłam wierzbę którą ileś tam lat temu zasadził u Babci mój Tata. Tak dumna że wstawię tu jej zdjęcie! A po za tym to w nocy jest ciepło, i psy mi wyją za oknem. I to tak głośno, i nie mogę spać... 

A oto i moja wierzba : D a w tle mamy siewnik, części do traktora i takie tam, fajnie nie ?

środa, 17 lipca 2013

WAAAAKAAAAAACJEEEE!!

おはよう!
Przepraszam... znowu.... ale ja naprawdę staram się walczyć z leniem! Serio! No nic.. w związku z moim brakiem weny, zaczynam mieć poważne problemy egzystencjalne typu, stwierdziłam ostatnio że jak tak dalej pójdzie, to zacznę pisać hard yaoice, bo jak wiadomo w hentai nie chodzi o fabułę a o cycki, a jak to yaoi to wgl.... Albo ślęczenie trzy godziny z ołówkiem lub długopisem nad pustą kartką... ale w ten sposób powstał u mnie fem! Holandia... (nie wychodziła mi normalna wersja....) mam jakiś dziwny tik do robienia co chwilę trzy-kropków. Staram się z tym walczyć. Naprawdę. No nic (znowu... ;___;) jako że mamy wakacje i tak dalej, wpadłam na coś takiego (po przeczytaniu "ośrodka św. fafrocha" NecoMi)... mam nadzieje że się spodoba... Proszę o jakikolwiek znak że ktoś to w ogóle czyta, a nie tylko tak o pacza! W ogóle to zmieniłam disain  dizajn, oj no wygląd bloga! I jak się podoba?

I jakieś dziwne mi się to wydaje... A taki fajny słowniczek japońsko-angielski i angielsko- japoński ma moja sensei Japońskiego... I jest on zagilbisty i taki słodziachny bo ma różowe etui, a sam w sobie jest beżowy.
*******************************
Chaper 1

Arthur stał przed miejscem z którego miał go zabrać autokar. Jego grube brwi były lekko zmarszczone, a mina zdecydowanie nie należała do tych najbardziej radosnych. Musiał jechać na obóz na który jechać wcale nie chciał, a jak to się stało że miał na nim być? Wszystko zaczęło się od tego całego "World week'u", mieli przyjechać studenci z całego świata, ale gdzieś trzeba było ich przenocować... jaki on był głupi że zgodził się przyjąć tego całego Jones'a z Ameryki. Potem jego bracia dowiedzieli się że Jones jedzie na obóz międzynarodowy, a reszta sama się potoczyła. Długo po wyjeździe gościa do Ameryki, Arthur zaczął planować wyjazd na Leeds Festiwal, i tak nie miał być na pierwszym dniu,  nie zdążył by się przepakować po wyjeździe do siostry. Pierwszego kwietnia bracia ogłosili mu że zapisali go na ten obóz, najpierw myślał że to żart, niestety nie. I nie pojedzie w ogóle. Najgorsze było to że aby w ogóle dotrzeć na ten obóz wszyscy musieli jakoś dostać się na główny kontynent- Europe. Niestety dojazd dotyczył również jego jako że Wielka Brytania jest krajem wyspiarskim. Stał więc teraz na jakimś Francuskim przystanku autobusowym, podobno niedaleko Paryża i czekał. Rytmicznie wystukiwał jakiś rytm nogą. Zlustrował swój ubiór. Koszulka Sex Pistols- good save the queen, z union jackiem w tle, czarno-biała arafatka, delikatnie po przedzierane jeansy, i na wpół zdezelowane glany z czerwonymi sznurówkami. Uśmiechnął się delikatnie, w najlepszym wypadku nikt się do niego nie odezwie, i nie będzie próbował go zagadywać, idealnie. W końcu, po kilkunastu minutach czekania podjechał wyczekiwany pojazd. Na boku owego auta widniał wielki napis głoszący "international camp", tak gdyby ktoś mógł się pomylić. Jakiś mężczyzna z długimi blond włosami wysiadł do niego i poprosił go o pokazanie legitymacji. Gdy sprawdził czy wszystko się zgadza pomógł mu spakować walizkę do bagażnika. Wsiadł do autokaru. Twarze wszystkich były zwrócone w jego stronę. Nie zwracając na to uwagi szedł spokojnie przez dość nowoczesny autokar, siedzenia wyglądały na całkiem wygodne, był to też jeden z tych autokarów z pasami. W końcu dostrzegł wolne siedzenie. Usiadł więc na siedzeniu bardziej od okna, przypiął się i rzuciłem plecakiem o siedzenie obok, takie zabezpieczenie gdyby ktoś chciał koło niego usiąść. Nie to, że zrobiło by to wrażenie na kimkolwiek z autokaru, zapewne gdyby ktoś bardzo chciał, po prostu zrzuciłby plecak. Arthur nałożył na uszy swoje słuchawki i podłączył je do swojego dość starego, wysłużonego notebooka (mini) całego poobklejanego różnego rodzaju naklejkami. Włączył urządzono. I tak nie ma co robić, więc na razie może pooglądać Doctor'a Who.

Po jakiejś pół godziny autokar znów się zatrzymał, ale Arthur jakoś nie specjalnie patrzył kto wsiada, był zbyt zajęty dziesiątym odcinkiem z serii The War Games. Nagle Poczuł się jakby obserwowany. Niepewnie podniósł głowę. Przy siedzeniu obok stał dość niski chłopak, lekko pochylony. Arthur czym prędzej zdjął słuchawki, a bardziej wyrwał przypadkowo z gniazdka od notebooka, powodując tym samym że większa część autokaru usłyszała piękny monolog z jego miniaturowego urządzonka, lekko speszony czym prędzej wyłączył lecący odcinek.
-Przepraszam, mówiłeś coś? Nie słyszałem- powiedział szybko lekko zdenerwowany. Chłopak podniósł głowę. Miał typowo azjatyckie rysy twarz, brązowe włosy i ciemne włosy których kolor fryzjer określił by jako "czerń Tokio" . Chłopak patrzył tak przez chwilę po czym wrócił do ukłonu.
-Witam, czy mógłbym tu usiąść?- powiedział spokojnie, jednak jakoś dziwnie, tak że Arthur ledwo zrozumiał swój własny język.Dość nerwowo szybko zdjął plecak z siedzenia obok. Przyjrzał się dokładniej chłopakowi.Ubrany był w zwykły, ciemno szary sweter, pod którym miał białą bluzkę z jakimiś krzaczkami, spodnie zwykłe, raczej przylegające do nogi, beżowe. Włosy sięgały mu do policzków,miał też w miarę prostą grzywkę.
-Czy coś się stało? Mam coś na twarzy?- powiedział chłopak przez co Arthur momentalnie obrócił głowę.
-N-nie, nic takiego- powiedział nerwowo. Chłopak jakby sobie o czymś przypomniał.
-Zapomniałem się przedstawić. Honda Kiku- powiedział lekko się kłaniając. po chwili dodał- Kiku to imię- uśmiechnął się lekko/
-Arthur Kirkland-powiedział Arthur niepewnie wyciągając dłoń, jednak schował ją gdy po chwili trzymania jej chłopak nic nie zrobił. - skąd jesteś? - zapytał patrząc jak chłopak wyciąga telefon i rozwija klawiaturkę, koło normalnych cyfr na klawiszach widać było jakieś krzaczki.
-Z Japonii. Ty, sądząc po akcencie, zapewne jesteś z Anglii, yo ne?- powiedział spokojnie. Arthur skinął głową. Chłopak wyciągnął z plecaka słuchawki i począł 
podłączać je do telefonu.-jeśli nie będzie ci to przeszkadzać, chciałbym obejrzeć nowy odcinek Shingeki no kyojin.-powiedział patrząc na blondyna jakby Arthur naprawdę miał jakiś wpływ na to co on zrobi.
-Tak pewnie, też oglądałem serial...- powiedział niepewnie znów podłączając słuchawki do odpowiedniego gniazdka w notebook'u. Kiku uśmiechnął się delikatnie i włożył słuchawki. Arthur znów zatracił się w tym co widział na ekranie. Po jakichś trzydziestu minutach jazdy, a dla Arthura oglądaniu przypadkowych zdjęć które znalazł w różnych folderach w komputerze, Japończyk odłączył słuchawki od telefonu i począł wyciągać jakieś inne urządzenie, łudząco podobne do Arthurowego notebooka, w tym że trochę mniejsze. Blondyn wyłączył komputer i zdjął słuchawki z uszu. Zawsze lepiej już kogoś jako-tako znać. Patrzył niepewnie na Azjatę  gdy ten chował telefon w kieszeni spodni.

 -Arthur-san?- zapytał niepewnie chłopak widząc że blondyn go obserwuje. Arthur znów odwrócił wzrok. Ciemno włosy obrócił się bardziej w jego stronę. -jeżeli masz do mnie jakąś sprawę, proszę powiedzieć- powiedział chłopak.
-Nie, to nic takiego.- powiedział Arthur lekko speszony. - tak się zastanawiam... co to właściwie jest? Nigdy nie widziałem notebooka z takim oprogramowaniem- powiedział niepewnie, a co zaszpanuje na wiedzę wmawianą mu przez brata.
-O! To nie jest notebook. To coś w rodzaju słownika elektronicznego... W tym że są tu jeszcze inne rzeczy- powiedział Japończyk włączając coś i na ekraniku wyświetlił się pierwszy czarnoskóry prezydent stanów zjednoczonych, prawdopodobnie w środku przemówienia, ponieważ obraz się ruszał- mam tu niektóre filmy, no i krzyżówki... w tym że w większości są one po angielsku- powiedział lekko wzdychając.Arthur Skinął głową patrząc na to co robi chłopak, nie to żeby był nieśmiały czy coś, po prostu nie odczuwał potrzeby mówienia czegokolwiek.
-Tam będzie 
Winston Churchill- powiedział czytając jedno z pytań, Kiku włączył bowiem krzyżówkę po angielsku. Ciemnowłosy odliczył szybko kratki i z uśmiechem wpisał podane hasło. Autokar zatrzymał się ponownie, Arthur rozejrzał się, widział już tylko kilka wolnych miejsc i to porozmieszczanych już raczek koło kogoś.Westchnął.
-Arthur- kun? - powiedział niepewnie Kiku patrząc na blondyna- znaczy o ile mogę ci mówić "kun"! - dodał szybko.
-Pewnie że możesz. - powiedział Arthur, nie rozumiał zbytniej różnicy między tym jak nazwał go wcześniej, a teraz.
-Czy wiesz co będzie tutaj?- zapytał chłopak spokojnie wskazując na jakieś zadanie. Arthur myślał przez chwilę. Po chwili wzruszył ramionami. Skąd on niby miał wiedzieć jak miała na imię żona trzeciego prezydenta stanów zjednoczonych?Japończyk skinął głową i wrócił do krzyżówki,po jakimś czasie jednak się poddał i zamknął klapkę użądzonka z westchnieniem. -Arthur-kun, właściwie to skąd dokładnie jesteś?- zapytał chłopak obracając się w stronę Blondyna. 
-Z Londynu... Znaczy oficjalnie już poza nim...-powiedział spokojnie. -a ty?- spróbował podtrzymać rozmowę.
-W roku szkolnym mieszkam w Tokio, a podczas wakacji w Kioto- powiedział spokojnie.- w wakacje mieszkam z ojcem. - wytłumaczył. Arthur skinął głową.
-Masz jakieś rodzeństwo?- zapytał.
-Nie... jestem jedynakiem- powiedział chłopak-mam za to dość sporo kuzynostwa- powiedział po chwili namysłu.
-Ja mam trzech braci... i siostrę...przez nich w ogóle tu jestem..- powiedział Arthur ignorując brzęczenie komórki w kieszeni.
-Naprawdę?- zapytał jakby z grzeczności Japończyk. Resztę dnia spędzili rozmawiając o różnych rzeczach, dopiero pod koniec dnia pojawił się problem. Noc też mieli spędzić w autokarze. Ktoś z przodu, zaproponował żeby po przesiadać się tak żeby na każdym dwuosobowym siedzeniu siedział chłopak i dziewczyna, bo jak wiadomo dziewczyny drobniejsze, to i więcej miejsca będzie. Nikt jakoś specjalnie nie protestował, i w końcu skończyło się tak że Arthur skończył jak najbardziej wtulając się w okno, i uważając by jego nowa znajoma z siedzenia obok nie zaczęła przez przypadek machać scyzorykiem.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Piraci z Hetalii cz.10!

おはよう!
Tu znowu ja! Jeszcze nie wsiąkłam! Miałam za to ogromny zastój twórczy który trwa do teraz ale staram się go przezwyciężyć! Chyba dopadł mnie leń związany z wakacjami... No nic. Tak odnośnie rozdziału...Nie wiem, wydaje mi się on jakiś taki... sztuczny? W ogóle, to opowiadanie wydaje mi się coraz bardziej sztuczne i po prostu zaczynam nim w pewnym sensie rzygać mieć go dość, więc prawdopodobnie umrze sobie śmiercią naturalną, w ogóle to jest takie przewidywalne i w ogóle. No nic!( kurna , za każdym razem gdzieś wciskam to "no nic") A oto i kolejna część Piratów!
*******
-Proszę mnie zostawić- powiedziała próbując się wyrwać, ale coś jej nie szło. Mężczyzna przysunął się bliżej.
-Daj spokój. Dobrze wiem że tego chcesz- powiedział obleśnym głosem przejeżdżając jej językiem po szyi. Bellą wstrząsnął dreszcz i gdzieś w głębi siebie poczuła że zbiera jej się na wymioty.
-Nie! Antonio!- powiedziała, słowa ledwo wychodziły jej z gardła.
-Spokojnie..-powiedział mężczyzna ponownie przejeżdżając językiem po jej szyi, aż w końcu przejechał również po jej linii szczęki dojeżdżając do ucha. –skończymy zanim twój kochaś wróci-powiedział całując ją po uchu. Bellę sparaliżowało, jak najmocniej się dało podniosła głowę i starała się odepchnąć od mężczyzny, ale nadal bez skutku. Mężczyzna jednak stawał się coraz bardziej namolny. Składał mokre pocałunki na jej linii szczęki, szyi kończąc na dekolcie. A Bella choć próbowała, nie potrafiła się przed tym obronić. Poczuła że mężczyzna kładzie jej rękę na tali i zaczyna jechać nią do góry wzdłuż talii w końcu kładąc dłoń na jej piersi. Poczuła jak po jej policzku spływa łza. Miała dość, ale czuła jakby nagle cała jej energia wyparowała. Modliła się teraz o to aby Antonio jak najszybciej wrócił. Chciała coś zrobić, odsunąć się, coś powiedzieć ale nie mogła. Odsunęła się jak najbardziej mogła od mężczyzny ale to nic nie dało, sprzedawca nadal miarowo jeździł dłonią po jej ciele drugą trzymając jej ręce nad jej głową. Zebrała się w sobie i krzyknęła jak najgłośniej. Po czym poczuła usta sprzedawcy na swoich. Naprawdę miała ochotę zwymiotować. Mężczyzna jeździł dłonią po jej talii od czasu do czasu najeżdżając na pierś. Nie czuła już nawet jak łzy leją jej się strumieniami po polikach. Była za to zupełnie świadoma tego że drzwi się w końcu otworzyły i wbiegł przez nie Antonio, cały zdyszany.  Kapitan przez chwile po prostu patrzył  na Bellę przyciśniętą do ściany i próbującą się wyrwać. Sprzedawca na chwilę poluźnił uścisk co pozwoliło jej się wyrwać i jak najszybciej z szlochem podbiec do Antonia. Dziewczyna wtuliła się w niego i wręcz wczepiła w jego koszule niczym mała małpka lub miś koala. Antonio niepewnie zaczął głaskać ją po włosach, jednak ręce mu się trzęsły, tak jakby ledwo miał panowanie nad sobą.
-Izabell… wyjdź proszę-powiedział kiedy dziewczyna się jako tako uspokoiła. Niepewnie spojrzała na Antonia z którego twarzy bił ledwo co utrzymywany spokój. Mimo wszystko wyszła. Stała przed sklepem z czerwonymi oczami i starając się nie wybuchnąć dalej płaczem a najlepiej to w ogóle o tym nie myśleć. Po jakiś trzech minutach Antonio wyszedł z sklepu, jakby bardziej spokojny niż przedtem. Hiszpan podszedł do niej i mocno ją przytulił ignorując ludzi dookoła. Mimo wszystko znów poczuła jak  łzy napływają jej do oczu.
-No już…- powiedział spokojnie jako tako idąc w stronę plaży przy której położony był sklepik, a gdzie było o wiele mniej ludzi niż tam gdzie obecnie staliśmy.
-No już… Izabell.. spoko…
-Nie mów mi że mam być spokojna!- powiedziałam przez łzy.
-Ja wiem, wiem, ale no…- powiedział ostatecznie nie kończąc tylko wzdychając. –choć usiądziemy- powiedział przysiadając. Zrobiłam to samo, i niepewnie oparłam się głową o jego ramie jeszcze troszkę pociągając noskiem. Antonio objął ją ramieniem.
-Obiecuje że nigdy więcej cię nie zostawię- powiedział po chwili spokojnie. Ona tylko bardziej wtuliła się w jego ramie. Nagle Antonio coś zauważył. Delikatnie się odwrócił by jakby coś złapać. Tym czymś, okazała się być czarno brązowa kuleczka, dość spora z resztą i lekko piszcząca.
-Popatrz nawet on się smuci jak jesteś smutna.- powiedział kładąc jej ową kuleczkę na kolanach. Bella przez chwilę była lekko zdekonspirowana nowym gościem, teraz wesoło merdającym ogonkiem.
-To chyba rottweiler- powiedziała przyglądając się szczeniakowi- ma chyba około sześciu miesięcy..-powiedziała głaszcząc szczeniaczka po brzuszku, psiak był chwilowo w niebie. –ale skąd ty go..?- zapytała patrząc na Antonia.
-Nie wiem, kręcił się tu-powiedział wzruszając ramionami. Bella rozejrzała się po plaży.
-Urocza..-powiedziała po chwili miętoszenia szczeniaczka. A jak wiadomo obecność zwierząt uspokaja. –Mogę ją zatrzymać?- zapytała patrząc na mnie maślanymi oczkami.
-Zatrzymać? Ale jak zatrzymać, przeciesz statek i …-powiedział niepewnie. Wskazując na nasz statek gdzieś w oddali.
-Nauczy się ją załatwiać w jedno miejsce, i nie będę siedzieć sama, i nie będę tak przeszkadzać…- wymieniała Bella rzeczowo.
-A czy kiedyś powiedziałem że przeszkadzasz? – zapytał Antonio patrząc na psiaka.
-No z trzy razy- powiedziała po chwili zastanowienia.
-No dobra…- po chwili wahania i bycia obserwowanym przez cztery pary wielgaśnych paczadełek. –możesz, ale jeśli to to małe mi podpadnie, lądu je na najbliższej wyspie, i średnio obchodzi mnie czy będzie zamieszkana czy nie. – powiedział a w odpowiedzi szczeniaczek został mu podstawiony pod nos i wesoło merdając ogonkiem, który teraz latał jak taki miniaturowy wiatraczek i z wesołym pisko-szczeknięciem polizał go po nosie. Oczywiście psiaczek Antonia, nie Antonio psiaczka. I nikt nie mógł podejrzewać, że właśnie ten psiak będzie tak ważny.