niedziela, 23 czerwca 2013

Piraci z Hetalii cz. 9!

おはよう!
Czeeeść : D A więc mam nowy rozdział i pasek! ( wyrobiła 5 z niemieckiego choć nie wie jak powiedzieć że  lubi ser czy cokolwiek innego) Smutam bo wejść mało a ja się staram... No nic mam nadzieje że rozdział się spodoba, choć cały świat chyba się uwziął na główną bochaterke... No nic... Więc a oto i rozdział 9!
***
 Łódź w końcu dopłynęła do jako-takiego pomostu przy brzegu. W niektórych miejscach belki były lekko podłamane, w innych próchniały lub z powodu napęcznienia wodą nie tworzyły zbyt stałego podparcia dla nogi. Antonio pomógł jej wyjść z łodzi. Bella stanęła i zachwiała się lekko, a belki pod nią niebezpiecznie zatrzeszczały. Antonio potrzymał ją. Bella spojrzała na statek  i zobaczyła machającą sylwetkę Eduardo

-Eduardo nie schodzi na ląd?- zapytała odmachując.
-Nie, żeby go nie korciło- odpowiedział spokojnie Antonio.
-Czemu miało by go korcić? – zapytała Bella ale gdy się odwróciła wszystko stało się jasne. Zaraz za pomostem, gdzie podłoże było bardziej stałe stało kilka kobiet, nie grzeszących cnotą, jeśli wiadomo o co chodzi. Bella spojrzała na nie z pogardą i zerknęła na Antonia który starał się nie patrzeć w tamtą stronę. Po całej wyspie chodzili różni ludzie, z różnym wyglądem i widocznie różnymi zarobkami. Antonio delikatnie złapał Belle pod ramie  i zaczął prowadzić w stronę jako-takiego miasta w którym można było by względnie zrobić coś innego niż zabawić się z skąpo odzianymi dziewojami. Kątem oka Bella zauważyła że Antonio stara się nie patrzeć na nic konkretnego.
-To co będziemy tu robić?- zapytała Bella niepewnie przysuwając się do Hiszpana.
-Jeszcze nie wiem, na razie można wejść się czegoś napić.- stwierdził, Bella tylko pokiwała głową. Była to jej pierwsza wizyta na tak zwanej „dzikiej wyspie”. Słyszała kiedyś o podobnych, kilka razy Arthur napomniał coś o podobnych, i Belli na razie nie podobało się w nich wszystko. Właściwością tak owej wyspy było między innymi to że nie należała ona do żadnego konkretnego kraju, a nawet jeśli to tak owy się do niej zazwyczaj nie przyznawał, nikt nigdy raczej nie tłumaczył czemu, teraz Bella zaczynała to rozumieć.
-Właściwie co to za wyspa?- zapytała niepewnie idąc za nim do jakiejś podejrzanie wyglądającej knajpy. Hiszpan zastanawiał się przez chwilę.
-Chyba Tortuga…(zignoruje fakt że Tortuga to wyspa na morzu Karaibskim…)- powiedział niepewnie, rozglądając się dookoła. – choć w gruncie pewny nie będę, takich wysp jest mnóstwo.- wzruszył delikatnie ramionami i otworzył drzwi. Na samo wejście Bella musiała się uchylić przed nadlatującą szklanką. W środku knajpy panował zaduch, ludzi było pełno, wręcz jak mrówków. Od samego progu bił nieprzyjemny jak dla Belli zapach alkoholu mimowolnie, dziewczyna lekko się skrzywiła. Antonio delikatnie „osłonił” ją samym sobą i tak powolutku próbując nie zwrócić na siebie uwagi przeszli przez salę. Niepewnie usiedli gdzieś w rogu, przedtem prosząc gościa za barem o dwa kieliszki wina, nie przyszli się przecież upić.
-Często bywacie na takich wyspach?- zapytała Bella niepewnie mimo panującego gwaru, bójek i innych tego typu rzeczy było ją doskonale słychać
-Dość… Wiesz marynarze potrzebują się czasem spotkać z jakąś kobietą…- powiedział lekko się czerwieniąc i odwracając wzrok. Bella skinęła głową rozumiejąc o co chodzi. To tak jak te wszystkie wielkie damy „znikające” w środku przyjęcia z oficerami… Bella spojrzała na sale na której wręcz roiło się od takich „dam” do towarzystwa. Bella kątem oka zauważyła również jak  dwie czy trzy z nich zmierzają powoli w ich stronę, kołysząc zaczepnie biodrami. Zrobiło się jej niedobrze. Kobiety kompletnie ją ignorując zaczęły krążyć koło miejsca w którym siedział Antonio, aż w końcu pchać się mu na kolana. Bella patrzyła na to z typowym „WTF” na twarzy.
-Emm…- Antonio nieudolnie próbował jakoś zbyć kobiety- czy mogły by sobie panie pójść?- zapytał, jak dla Belli zbyt grzecznie.
-Daj spokój marynarzu- powiedziała głosem jakby chciała a nie mogła jedna z kobiet, na dodatek po francusku.
-Wolisz przesiedzieć cały dzień z tą szarą myszką?- zawtórowała jej koleżanka po fachu.
-Ta noc pełna może być rozkoszy…- zakończyła trzecia, z premedytacją i dość nachalnie starając się pocałować Hiszpana w usta. Belle przeszedł dreszcz i naprawdę miała ochotę popełnić przestępstwo. Antonio sprawnie odepchnął od siebie kobietę i jednym łykiem wypił cały kieliszek wina po czym się podniósł.
-Nie dziękuje- powiedział spokojnie patrząc na Bellę która robiła się coraz bledsza. Dziewczyna zrozumiała czego teraz wymaga od niej Antonio i również jednym łykiem dopiła swoje wino po czym podniosła się i szybko przedostała się do „swojego” kapitana. Antonio zaczął szybkim krokiem, trzymając Bellę za rękę przez co się zarumieniła, przemierzać karczmę z bezpośrednim zamiarem opuszczenia jej. Bella szybko dreptała za nim starając się dotrzymać mu kroku, oczywiście życie nie może być piękne i kolorowe i w ogóle emanujące kwiatkami moe. O niee… To przecież oczywiste że któraś z tych latarnic musiała złapać Bellę za rękę i to musiało być oczywiste że nie chciała jej powiedzieć że zostawiła torebkę. Kobieta, o długich kręconych włosach i czerwonej  sukni  z wielkim dekoltem patrzyła na nią wyzywająco i z obrzydzeniem w oczach. Bella zmuszona została do zaprzestania truchtu za Antoniem, ten jednak nie zauważył że jej ręka wyślizgnęła mu się.
-Nie wiem kim jesteś, ale zabierasz nam klientów!- syknęła kobieta a Bella miała wrażenie że cała karczma je obserwuje.
-Jakich klientów?- zapytała niepewnie Bella po czym, nie chcąc zostać sama w karczmie, uderzyła kobietę w twarz, wyrwała się i czym prędzej wybiegła z karczmy, co chwile oglądając się tylko czy żadna z kobiet, lub ktokolwiek za nią nie idzie. Lekko zdyszana wypadła z karczmy gdzie czym prędzej przylgnęła do Antonia który właśnie zawracał by ją odnaleźć.
-Izabell co się…?- chciał zapytać ale przerwała mu kręcą tylko głową na nie. Antonio pozostawił to bez komentarza i zaczął powolnym krokiem kierować się w stronę jako takiego „miasta” właściwego. Bella nadal trzymała się jego ramienia odcinając tym samym dostęp krwi do dłoni, ale miała to głęboko w nosie. Antonio nagle zaczął skręcać do jakiegoś niezbyt ciekawego sklepu z zakurzoną wystawą na której stało kilka manekinów z ponarzucanymi na  nie sukniami, z dość powycinanymi dekoltami.
-Gdzie idziemy?- zapytała podnosząc wyżej głowę.
-Do sklepu, nie możesz ciągle chodzić w moich ubraniach- powiedział uśmiechając się lekko i starając się ukryć rozbawienie w głosie. Bella zlustrowała swój ubiór rzeczywiście nadal chodziła w ubraniach Antonia, co miała zrobić skoro przy porwaniu nie dają kufra z sukniami gratis? Bella odczepiła się od ramienia chłopaka i weszli do sklepu. Widać było że nie jest to żaden wyrafinowany salon mody ale nie można narzekać. Na zakurzonych półkach, leżały równie zakurzone suknie, jakie były w przybliżeniu tego nie zaobserwowała ze względu na to że były poskładane w równiutką kosteczkę.
-Emmm… dzień dobry?- rzuciła po polsku nie wiedząc co ma zrobić, nadal nie była pewna jaki język obowiązywał na tej wyspie. Zza drzwi ukrytych za jednym z regałów wysunął się około czterdziestoletni mężczyzna, łysawy z wręcz czerwoną skórą i lekko naburmuszoną miną.
- Bonjour- mężczyzna powiedział to tak jakby wypluwał to słowo. – Co podać?- jak się okazało robił tak z każdym. Ten Francuski kompletnie nie pokrywał się z francuskim jakiego używało jej kuzynostwo, a dokładnie jeden kuzyn pochodzący z Paryża. Jak on to kiedyś określił „francuski rynsztokowy”.
-Chcielibyśmy zakupić sukienkę- powiedział Antonio co wywołało u sprzedawcy minę typu „no co ty Sherlocku?”.
-A tak dokładniej?- zapytał opierając się o ladę.
-Jakąś w miarę przyzwoitą- powiedziała szybko Bella. Mężczyzna z gderaniem wyszedł na chwilę na zaplecze po czym wrócił z powrotem trzymając na ręku ładnie złożony kawałek materiału. W odpowiedzi na wyczekujący wzrok Belli rozwinął on materiał i jej oczom ukazała się całkiem ładna, prosta sukienka w kolorze bladego niebieskiego. Bella zlustrowała ją uważnie spojrzeniem.
-Czy będę mogła ją przymierzyć? – zapytała niepewnie studiując krój sukienki. Mężczyzna skinął głową i nagle jakby się ożywił.
-Tam za drzwiami jest taka izba, tam morze się panienka przebrać, tylko drzwi lekko się zacinają, ale ja już mam na nie sposób- powiedział o wiele uprzejmiej niż dotychczas. Bella skinęła głową i udała się do wskazanego pomieszczenia. Mężczyzna zamknął drzwi wcześniej wstawiając do środka dość spore lustro. Bella nie zwlekając przebrała się w suknie, dawno nie czuła się tak dziwnie, jednak wychodziło na to że musi powrotem przywyknąć do sukienek i gorsetów, choć ten w tej sukience prawie nie istniał. Mimo że według niej dekolt i tak był troszkę za duży to wyglądała nawet całkiem nieźle. Suknia była gustownie wykończona i nie posiadała aż takiej ilości falban jak niektóre które musiała nosić będąc jeszcze na stałym lądzie. Bella zakręciła się uśmiechnięta, postanowiła pokazać się Antonio. Podeszła do drzwi ale to nic nie dało. Spróbowała jeszcze raz ale próba i tym razem zakończyła się fiaskiem. Nagle drzwi ktoś szarpnął od zewnątrz i tym razem zamek puścił. Za drzwiami stał ten łysawy mężczyzna- sprzedawca, choć teraz wyglądał trochę dziwnie, był jakby bardziej… nie wiedziała jak ubrać to w słowa. Wyszła niepewnie z pomieszczenia trzymając ubrania Antonia w ręku, rozejrzała się uważnie po sklepie, Antonia tam nie było. Czyżby ją zostawił? Nie, to nie możliwe… chyba.
-Gdzie jest Antonio?- zapytała niepewnie, faktem było że nie dość że bez niego nie czuła się tak pewnie to jeszcze nawet nie miała przy sobie żadnych pieniędzy.
-Ten chłopak który tu z tobą był?- zapytał sprzedawca udając że nie wie o kim mowa, Bella skinęła głową- wybył- stwierdził podchodząc niebezpiecznie blisko Belli. Dziewczyna niepewnie się odsunęła jednak on nadal podchodził coraz bliżej. Bella wiedziała że nie może cofać się dalej, gdyby cofnęła by się dalej, znalazła by się niechybnie w pułapce, w tej dziwnej izbie z zepsutym zamkiem.  Mężczyzna złapał Belle za nadgarstki i przycisnął do najbliższej ściany. Serce Belli wydawało się pragnąc uciec z jej klatki piersiowej.