Tu znowu ja! Jeszcze nie wsiąkłam! Miałam za to ogromny zastój twórczy który trwa do teraz ale staram się go przezwyciężyć! Chyba dopadł mnie leń związany z wakacjami... No nic. Tak odnośnie rozdziału...Nie wiem, wydaje mi się on jakiś taki... sztuczny? W ogóle, to opowiadanie wydaje mi się coraz bardziej sztuczne i po prostu zaczynam nim w pewnym sensie
*******
-Proszę mnie zostawić- powiedziała próbując się wyrwać, ale coś jej nie szło. Mężczyzna przysunął się bliżej.
-Daj spokój. Dobrze wiem że tego chcesz- powiedział obleśnym głosem przejeżdżając jej językiem po szyi. Bellą wstrząsnął dreszcz i gdzieś w głębi siebie poczuła że zbiera jej się na wymioty.
-Nie! Antonio!- powiedziała, słowa ledwo wychodziły jej z gardła.
-Spokojnie..-powiedział mężczyzna ponownie przejeżdżając językiem po jej szyi, aż w końcu przejechał również po jej linii szczęki dojeżdżając do ucha. –skończymy zanim twój kochaś wróci-powiedział całując ją po uchu. Bellę sparaliżowało, jak najmocniej się dało podniosła głowę i starała się odepchnąć od mężczyzny, ale nadal bez skutku. Mężczyzna jednak stawał się coraz bardziej namolny. Składał mokre pocałunki na jej linii szczęki, szyi kończąc na dekolcie. A Bella choć próbowała, nie potrafiła się przed tym obronić. Poczuła że mężczyzna kładzie jej rękę na tali i zaczyna jechać nią do góry wzdłuż talii w końcu kładąc dłoń na jej piersi. Poczuła jak po jej policzku spływa łza. Miała dość, ale czuła jakby nagle cała jej energia wyparowała. Modliła się teraz o to aby Antonio jak najszybciej wrócił. Chciała coś zrobić, odsunąć się, coś powiedzieć ale nie mogła. Odsunęła się jak najbardziej mogła od mężczyzny ale to nic nie dało, sprzedawca nadal miarowo jeździł dłonią po jej ciele drugą trzymając jej ręce nad jej głową. Zebrała się w sobie i krzyknęła jak najgłośniej. Po czym poczuła usta sprzedawcy na swoich. Naprawdę miała ochotę zwymiotować. Mężczyzna jeździł dłonią po jej talii od czasu do czasu najeżdżając na pierś. Nie czuła już nawet jak łzy leją jej się strumieniami po polikach. Była za to zupełnie świadoma tego że drzwi się w końcu otworzyły i wbiegł przez nie Antonio, cały zdyszany. Kapitan przez chwile po prostu patrzył na Bellę przyciśniętą do ściany i próbującą się wyrwać. Sprzedawca na chwilę poluźnił uścisk co pozwoliło jej się wyrwać i jak najszybciej z szlochem podbiec do Antonia. Dziewczyna wtuliła się w niego i wręcz wczepiła w jego koszule niczym mała małpka lub miś koala. Antonio niepewnie zaczął głaskać ją po włosach, jednak ręce mu się trzęsły, tak jakby ledwo miał panowanie nad sobą.
-Izabell… wyjdź proszę-powiedział kiedy dziewczyna się jako tako uspokoiła. Niepewnie spojrzała na Antonia z którego twarzy bił ledwo co utrzymywany spokój. Mimo wszystko wyszła. Stała przed sklepem z czerwonymi oczami i starając się nie wybuchnąć dalej płaczem a najlepiej to w ogóle o tym nie myśleć. Po jakiś trzech minutach Antonio wyszedł z sklepu, jakby bardziej spokojny niż przedtem. Hiszpan podszedł do niej i mocno ją przytulił ignorując ludzi dookoła. Mimo wszystko znów poczuła jak łzy napływają jej do oczu.
-No już…- powiedział spokojnie jako tako idąc w stronę plaży przy której położony był sklepik, a gdzie było o wiele mniej ludzi niż tam gdzie obecnie staliśmy.
-No już… Izabell.. spoko…
-Nie mów mi że mam być spokojna!- powiedziałam przez łzy.
-Ja wiem, wiem, ale no…- powiedział ostatecznie nie kończąc tylko wzdychając. –choć usiądziemy- powiedział przysiadając. Zrobiłam to samo, i niepewnie oparłam się głową o jego ramie jeszcze troszkę pociągając noskiem. Antonio objął ją ramieniem.
-Obiecuje że nigdy więcej cię nie zostawię- powiedział po chwili spokojnie. Ona tylko bardziej wtuliła się w jego ramie. Nagle Antonio coś zauważył. Delikatnie się odwrócił by jakby coś złapać. Tym czymś, okazała się być czarno brązowa kuleczka, dość spora z resztą i lekko piszcząca.
-Popatrz nawet on się smuci jak jesteś smutna.- powiedział kładąc jej ową kuleczkę na kolanach. Bella przez chwilę była lekko zdekonspirowana nowym gościem, teraz wesoło merdającym ogonkiem.
-To chyba rottweiler- powiedziała przyglądając się szczeniakowi- ma chyba około sześciu miesięcy..-powiedziała głaszcząc szczeniaczka po brzuszku, psiak był chwilowo w niebie. –ale skąd ty go..?- zapytała patrząc na Antonia.
-Nie wiem, kręcił się tu-powiedział wzruszając ramionami. Bella rozejrzała się po plaży.
-Urocza..-powiedziała po chwili miętoszenia szczeniaczka. A jak wiadomo obecność zwierząt uspokaja. –Mogę ją zatrzymać?- zapytała patrząc na mnie maślanymi oczkami.
-Zatrzymać? Ale jak zatrzymać, przeciesz statek i …-powiedział niepewnie. Wskazując na nasz statek gdzieś w oddali.
-Nauczy się ją załatwiać w jedno miejsce, i nie będę siedzieć sama, i nie będę tak przeszkadzać…- wymieniała Bella rzeczowo.
-A czy kiedyś powiedziałem że przeszkadzasz? – zapytał Antonio patrząc na psiaka.
-No z trzy razy- powiedziała po chwili zastanowienia.
-No dobra…- po chwili wahania i bycia obserwowanym przez cztery pary wielgaśnych paczadełek. –możesz, ale jeśli to to małe mi podpadnie, lądu je na najbliższej wyspie, i średnio obchodzi mnie czy będzie zamieszkana czy nie. – powiedział a w odpowiedzi szczeniaczek został mu podstawiony pod nos i wesoło merdając ogonkiem, który teraz latał jak taki miniaturowy wiatraczek i z wesołym pisko-szczeknięciem polizał go po nosie. Oczywiście psiaczek Antonia, nie Antonio psiaczka. I nikt nie mógł podejrzewać, że właśnie ten psiak będzie tak ważny.