poniedziałek, 3 czerwca 2013
Piraci z Hetalii! cz. 8
おはよう!
Znów muszę przepraszać za obsuwę w czasie... Ale wiecie, koniec roku szkolnego i trzeba wszystko poprawiać... (Pani od Plastyki mnie nienawidzi i daje mi same 4, a muszę mieć 5, muszę też mieć 5 z niemieckiego i 4 z biologii i matmy... A jak będzie to ja nie wiem...) A po za tym to w przyszłym tygodniu mam 5 testów (około). Taaa... w tym lepiej nie jest.... kochajmy nauczycieli i ich kochane "na ten jeden to się nauczycie". Ale po co ja się pytam?! Po co mi umiejętność obliczania objętości ostrosłupa!? Albo wiedzieć jak się rozmnażają rośliny okryto nasienne?! (tłumaczenie mojej pani od biologii "Jak będziesz kiedyś w parku z chłopakiem to mu powiesz..." Taaa... :
Enjoy!наслаждайтесь!genießen! czy inne takie!
***
Znów muszę przepraszać za obsuwę w czasie... Ale wiecie, koniec roku szkolnego i trzeba wszystko poprawiać... (Pani od Plastyki mnie nienawidzi i daje mi same 4, a muszę mieć 5, muszę też mieć 5 z niemieckiego i 4 z biologii i matmy... A jak będzie to ja nie wiem...) A po za tym to w przyszłym tygodniu mam 5 testów (około). Taaa... w tym lepiej nie jest.... kochajmy nauczycieli i ich kochane "na ten jeden to się nauczycie". Ale po co ja się pytam?! Po co mi umiejętność obliczania objętości ostrosłupa!? Albo wiedzieć jak się rozmnażają rośliny okryto nasienne?! (tłumaczenie mojej pani od biologii "Jak będziesz kiedyś w parku z chłopakiem to mu powiesz..." Taaa... :
- Kiedy będę z chłopakiem w parku nie będę miała co robić to zaczne nawijać o rozmnażaniu roślin nago i okrytonasiennych.
- Żeby się jeszcze znalazł taki który by ze mną poszedł do parku... T.T
Enjoy!наслаждайтесь!genießen! czy inne takie!
***
Bella w skupieniu skinęła głową,
nada starała się nie patrzeć na Antonia i Eduardo.
-Jak tam noc?- zapytał ni z gruchy ni z pietruchy Eduardo. Bella momentalnie się zaczerwieniła i postarała ustawić w ten sposób by nikt tego nie widział.
-A dobrze, dziękuje- powiedział nadal spokojnie Antonio. Jednak po chwili słychać było syk Eduardo więc prawdopodobnie Antonio zatrzęsła się ręka. Po jakichś piętnastu minutach ciszy Bella kontem oka zauważyła że Antonio prostuje się i sięga po nożyk leżący na biurku. Bella mimowolnie spojrzała w stronę Eduardo. Prawą część twarzy miał zalaną krwią, w niektórych miejscach lekko przyschniętą. Antonio szybkim ruchem zawiązał nitkę na supeł zaraz przy ranie po czym obciął ją tak by nie odstawała zbytnio. Eduardo uśmiechnął się delikatnie
-Izabell? Wszystko dobrze?- zapytał Antonio. I rzeczywiście miał ku temu podstawy, Bella znów pobladła, miała lekko rozszerzone źrenice i patrzała na Eduardo wzrokiem jakby ten konał na jej oczach.
-Mam coś na twarzy?- zapytał Eduardo, próbując zażartować. Belli jednak jego żart nie przypadł do gustu
-Mamy na statku sól?- zapytała Antonia.
-Emmm… raczej tak, ale czemu- chciał powiedzieć pytasz ale mu przerwano.
-Słyszałam że całkiem nieźle dezynfekuje….- powiedziała podnosząc się. Eduardo też wstał. I nagle w jednym momęcie Bella zaczęła gonić Eduardo a Eduardo zaczął uciekać przed Bellą. Antonio wzniósł oczy ku niebu i przeczesał palcami włosy. Tymczasem Bella goniła Eduardo po pokładzie, znaczy już nie bo Eduardo przestał uciekać, więc i gonienie go było kompletnie bez sensowne.
-Właściwie za co mnie goniłaś?- zapytał Eduardo lekko dysząc i wspierając się na kolanach.
-Za miłość do ojczyzny i chęć do życia- powiedziała również zdyszana.
- Serio?
-Nie, na żarty- powiedziała dziewczyna próbując uspokoić oddech.
-A tak naprawdę?- powiedział chłopak ostatecznie się prostując i patrząc na Bellę.
-Za naśmiewanie się z moich słabości!- powiedziała stosując ruch znany powszechnie jaki „łapki jak fipery”.
-Już! Już! Pasuje! Stop!
-W porywie łaski serca ci odpuszczę- stwierdziła Bella podnosząc dumnie głowę.
-Panie Kapitanie!- W ich stronę biegł Amadis- Panie Kapitanie!- chłopiec przystanął na chwilę jednak już po chwili kontynuował.- Pan Jacobo prosił… Ląd! Niedaleko! – Eduardo skinął głową.
-Dobra, dzięki zaraz powiem Antonio, trzymaj- żuci malcowi jakąś paczuszkę i zaczął szybkim krokiem iść z powrotem do kajuty Antonia.
-Kapitanie?- zapytała Bella nie dowierzając, myślała że to Antonio jest Kapitanem.
- A tak, znaczy jestem zastępcom, czy Pierwszym Oficerem jak wolisz.- stwierdził.
-O czyli nie porywał mnie byle kto- stwierdziła. Eduardo się zaśmiał.
-No i nie byle kogo nie wepchnęłaś do wody, i nie byle kogo potem wychłostano, i kilka razy za ciebie oberwałem…- wyliczał chłopak.
-Ile razy mam cię przepraszać?- zapytała Bella oburzona że chłopak jej wypomina.
-A czy ja mówię że mam ci to za złe.- stwierdził otwierając drzwi od kajuty. Antonio siedział sobie spokojnie na krześle bawiąc się w przebijanie sobie skórek przy paznokciu, nie było to zbyt dobrym pomysłem, zarazki i zakażenie od zawsze się źle kojarzyły.
-Czy to igła od…- Bella wskazała palcem na czoło Eduardo.
-Umyłem i wyjałowiłem- stwierdził Antonio, Bella się uspokoiła.
-Kapitanie, posłusznie melduje że Jacobo dostrzegł niedaleko ląd!- powiedział Eduardo salutując. Antonio momentalnie się poderwał.
-Ląd?- zapytał, jednak nie czekał na odpowiedz, tylko wybiegł na pokład. A Bella stała.
-Gdzie on…?- zapytała niepewnie wskazując za drzwi za nią przez które przed chwilą wyleciał Antonio.
-Jak tam noc?- zapytał ni z gruchy ni z pietruchy Eduardo. Bella momentalnie się zaczerwieniła i postarała ustawić w ten sposób by nikt tego nie widział.
-A dobrze, dziękuje- powiedział nadal spokojnie Antonio. Jednak po chwili słychać było syk Eduardo więc prawdopodobnie Antonio zatrzęsła się ręka. Po jakichś piętnastu minutach ciszy Bella kontem oka zauważyła że Antonio prostuje się i sięga po nożyk leżący na biurku. Bella mimowolnie spojrzała w stronę Eduardo. Prawą część twarzy miał zalaną krwią, w niektórych miejscach lekko przyschniętą. Antonio szybkim ruchem zawiązał nitkę na supeł zaraz przy ranie po czym obciął ją tak by nie odstawała zbytnio. Eduardo uśmiechnął się delikatnie
-Izabell? Wszystko dobrze?- zapytał Antonio. I rzeczywiście miał ku temu podstawy, Bella znów pobladła, miała lekko rozszerzone źrenice i patrzała na Eduardo wzrokiem jakby ten konał na jej oczach.
-Mam coś na twarzy?- zapytał Eduardo, próbując zażartować. Belli jednak jego żart nie przypadł do gustu
-Mamy na statku sól?- zapytała Antonia.
-Emmm… raczej tak, ale czemu- chciał powiedzieć pytasz ale mu przerwano.
-Słyszałam że całkiem nieźle dezynfekuje….- powiedziała podnosząc się. Eduardo też wstał. I nagle w jednym momęcie Bella zaczęła gonić Eduardo a Eduardo zaczął uciekać przed Bellą. Antonio wzniósł oczy ku niebu i przeczesał palcami włosy. Tymczasem Bella goniła Eduardo po pokładzie, znaczy już nie bo Eduardo przestał uciekać, więc i gonienie go było kompletnie bez sensowne.
-Właściwie za co mnie goniłaś?- zapytał Eduardo lekko dysząc i wspierając się na kolanach.
-Za miłość do ojczyzny i chęć do życia- powiedziała również zdyszana.
- Serio?
-Nie, na żarty- powiedziała dziewczyna próbując uspokoić oddech.
-A tak naprawdę?- powiedział chłopak ostatecznie się prostując i patrząc na Bellę.
-Za naśmiewanie się z moich słabości!- powiedziała stosując ruch znany powszechnie jaki „łapki jak fipery”.
-Już! Już! Pasuje! Stop!
-W porywie łaski serca ci odpuszczę- stwierdziła Bella podnosząc dumnie głowę.
-Panie Kapitanie!- W ich stronę biegł Amadis- Panie Kapitanie!- chłopiec przystanął na chwilę jednak już po chwili kontynuował.- Pan Jacobo prosił… Ląd! Niedaleko! – Eduardo skinął głową.
-Dobra, dzięki zaraz powiem Antonio, trzymaj- żuci malcowi jakąś paczuszkę i zaczął szybkim krokiem iść z powrotem do kajuty Antonia.
-Kapitanie?- zapytała Bella nie dowierzając, myślała że to Antonio jest Kapitanem.
- A tak, znaczy jestem zastępcom, czy Pierwszym Oficerem jak wolisz.- stwierdził.
-O czyli nie porywał mnie byle kto- stwierdziła. Eduardo się zaśmiał.
-No i nie byle kogo nie wepchnęłaś do wody, i nie byle kogo potem wychłostano, i kilka razy za ciebie oberwałem…- wyliczał chłopak.
-Ile razy mam cię przepraszać?- zapytała Bella oburzona że chłopak jej wypomina.
-A czy ja mówię że mam ci to za złe.- stwierdził otwierając drzwi od kajuty. Antonio siedział sobie spokojnie na krześle bawiąc się w przebijanie sobie skórek przy paznokciu, nie było to zbyt dobrym pomysłem, zarazki i zakażenie od zawsze się źle kojarzyły.
-Czy to igła od…- Bella wskazała palcem na czoło Eduardo.
-Umyłem i wyjałowiłem- stwierdził Antonio, Bella się uspokoiła.
-Kapitanie, posłusznie melduje że Jacobo dostrzegł niedaleko ląd!- powiedział Eduardo salutując. Antonio momentalnie się poderwał.
-Ląd?- zapytał, jednak nie czekał na odpowiedz, tylko wybiegł na pokład. A Bella stała.
-Gdzie on…?- zapytała niepewnie wskazując za drzwi za nią przez które przed chwilą wyleciał Antonio.
-Pewnie na bocianie, dowiedzieć
się czegoś więcej. – Eduardo wzruszył ramionami i porwał jakąś względnie czystą
szmatę z biurka, porwał też jakąś miskę z wodą i począł przemywać twarz. Bella
położyła się na łóżku.
-A właściwie co robisz jak nie pływasz?- zapytała kreśląc jakiś dziwny kształt w powietrzu.
-A właściwie co robisz jak nie pływasz?- zapytała kreśląc jakiś dziwny kształt w powietrzu.
-Mam rodzinę. – stwierdził
Eduardo.
-W sensie…?- dopytywała się Bella.
-Narzeczoną, znaczy gdyby nie to że wypłynąłem to pewnie była by już żoną. – Bella skinęła głową.- prawdopodobnie gdy wrócę będę miał też syna albo córkę- stwierdził.
-Szybko.- stwierdziła Bella. Eduardo zaśmiał się.
-Wiem. Osobiście twierdzę że jestem jeszcze za młody na ojcostwo ale co zrobić, będzie trzeba dorosnąć.- stwierdził jeszcze raz maczając szmatę w wodzie.
Eduardo wyprostował się i odłożył szmatę.
-To jak, dzisiejszy dzień spędzasz chyba ze mną.- stwierdził.
-Z tobą?- zapytała Bella prostując się, zazwyczaj Eduardo miał mnóstwo rzeczy na głowie, i rzadko kiedy znajdywał choćby chwilę by posiedzieć na jakichś schodkach.
-Zrobię sobie dzisiaj wolne- stwierdził wzruszając ramionami.- zresztą z rozciętym łukiem brwiowym i zawrotami głowy za dużo nie porobię.
-Masz zawroty głowy?- zapytała Bella lekko zmartwiona.
-Nie, ale jakby co to taka jest oficjalna wersja.- powiedział z uśmiechem na ustach. Bella go odwzajemniła. Na tym statku czuła się tak wolna jak nigdy, przywiązała się do Eduardo z którym spędzała popołudnia, Jacobo z którym czasem wieczorami grywała w szachy, Miszczunia z którym potrafiła godzinami rozmawiać właściwie o wszystkim, znaczy ona mówiła zdecydowanie więcej, Amadisa, którego w wolnych chwilach uczyła czytać i pisać, no a przede wszystkim do Antonia z którym co prawda widywała się dość mało, a jednak. Eduardo wstał i na chwilę rozwiązał włosy by po chwili znów wiązać rzemyk.
-Czyli dzisiejszy dzień spędzasz ze mną! Już przebieraj się i idziemy na świeże powietrze bo tu duchota!- stwierdził wychodząc. Tak jak i Eduardo powiedział, tak i zrobili. Cały dzień przesiedziała z długowłosym na pokładzie statku, co jakiś czas migał im gdzieś zabiegany Antonio. Ba! Raz czy dwa nawet z koło nich przysiadł, ale zaraz wstał i ruszył dalej upewniać się czy wszystko gra. Po południu Bella poszła pomagać w kuchni, po obiedzie razem z chłopakiem, o którym dowiedziała się w ciągu tego dnia dość sporo, poszła do kajuty pana Jacobo z którym jak co popołudnie grywała w szachy.
-Szach mat!- powiedziała stawiając damę na polu koło króla
-Nie byłbym tego taki pewien- stwierdził Jacobo zbijając figurę królem.
-Nie możesz tu stanąć- stwierdziła Bella wskazując na konia który osłaniał to miejsce. Jacobo zaklął.
-Chyba cie nie ogram- stwierdził składając figury do drewnianego pojemnika. Bella już chciała coś powiedzieć ale z góry usłyszeli dźwięk dzwonka pokładowego. Wszyscy momentalnie znaleźli się na pokładzie
-Schodzimy na ląd!- ktoś wykrzykiwał rozkazy, cała reszta pracowała przy kotwicach i innych tego typu ustrojstwach. Belli gdzieś w dali mignął czerwony płaszcz, szybko podbiegła w tamtą stronę. Antonio wraz z kilkoma innymi piratami chyba ściągał maszt czy wykonywał inną fizyczną robotę.
-Izabell! Odsuń się- Bella ledwo zdążyła odskoczyć przed spadającą liną. Antonio uśmiechnął się do niej delikatnie i odszedł od lin odciągając ją za sobą.
-Ląd?- zapytała, Antonio przytaknął- będę mogła zejść?- zapytała. Na twarzy Antonia pojawiło się nieme zdumienie a zaraz potem zamyślenie.
-Jeżeli będziesz grzeczna… Ale ostrzegam że to dość… dzika wyspa…- powiedział niepewnie, Belli jednak to nie przeszkadzało. Marzyła o tym żeby choć na chwilę przestać stać na kołyszącej się powierzchni. Po około godzinie uwijania się na pokładzie, a dla Belli wesołemu przyglądaniu się, wsiedli do szalup. Bella nie mogła się powstrzymać przed wychyleniem się w stronę lądu.
-W sensie…?- dopytywała się Bella.
-Narzeczoną, znaczy gdyby nie to że wypłynąłem to pewnie była by już żoną. – Bella skinęła głową.- prawdopodobnie gdy wrócę będę miał też syna albo córkę- stwierdził.
-Szybko.- stwierdziła Bella. Eduardo zaśmiał się.
-Wiem. Osobiście twierdzę że jestem jeszcze za młody na ojcostwo ale co zrobić, będzie trzeba dorosnąć.- stwierdził jeszcze raz maczając szmatę w wodzie.
Eduardo wyprostował się i odłożył szmatę.
-To jak, dzisiejszy dzień spędzasz chyba ze mną.- stwierdził.
-Z tobą?- zapytała Bella prostując się, zazwyczaj Eduardo miał mnóstwo rzeczy na głowie, i rzadko kiedy znajdywał choćby chwilę by posiedzieć na jakichś schodkach.
-Zrobię sobie dzisiaj wolne- stwierdził wzruszając ramionami.- zresztą z rozciętym łukiem brwiowym i zawrotami głowy za dużo nie porobię.
-Masz zawroty głowy?- zapytała Bella lekko zmartwiona.
-Nie, ale jakby co to taka jest oficjalna wersja.- powiedział z uśmiechem na ustach. Bella go odwzajemniła. Na tym statku czuła się tak wolna jak nigdy, przywiązała się do Eduardo z którym spędzała popołudnia, Jacobo z którym czasem wieczorami grywała w szachy, Miszczunia z którym potrafiła godzinami rozmawiać właściwie o wszystkim, znaczy ona mówiła zdecydowanie więcej, Amadisa, którego w wolnych chwilach uczyła czytać i pisać, no a przede wszystkim do Antonia z którym co prawda widywała się dość mało, a jednak. Eduardo wstał i na chwilę rozwiązał włosy by po chwili znów wiązać rzemyk.
-Czyli dzisiejszy dzień spędzasz ze mną! Już przebieraj się i idziemy na świeże powietrze bo tu duchota!- stwierdził wychodząc. Tak jak i Eduardo powiedział, tak i zrobili. Cały dzień przesiedziała z długowłosym na pokładzie statku, co jakiś czas migał im gdzieś zabiegany Antonio. Ba! Raz czy dwa nawet z koło nich przysiadł, ale zaraz wstał i ruszył dalej upewniać się czy wszystko gra. Po południu Bella poszła pomagać w kuchni, po obiedzie razem z chłopakiem, o którym dowiedziała się w ciągu tego dnia dość sporo, poszła do kajuty pana Jacobo z którym jak co popołudnie grywała w szachy.
-Szach mat!- powiedziała stawiając damę na polu koło króla
-Nie byłbym tego taki pewien- stwierdził Jacobo zbijając figurę królem.
-Nie możesz tu stanąć- stwierdziła Bella wskazując na konia który osłaniał to miejsce. Jacobo zaklął.
-Chyba cie nie ogram- stwierdził składając figury do drewnianego pojemnika. Bella już chciała coś powiedzieć ale z góry usłyszeli dźwięk dzwonka pokładowego. Wszyscy momentalnie znaleźli się na pokładzie
-Schodzimy na ląd!- ktoś wykrzykiwał rozkazy, cała reszta pracowała przy kotwicach i innych tego typu ustrojstwach. Belli gdzieś w dali mignął czerwony płaszcz, szybko podbiegła w tamtą stronę. Antonio wraz z kilkoma innymi piratami chyba ściągał maszt czy wykonywał inną fizyczną robotę.
-Izabell! Odsuń się- Bella ledwo zdążyła odskoczyć przed spadającą liną. Antonio uśmiechnął się do niej delikatnie i odszedł od lin odciągając ją za sobą.
-Ląd?- zapytała, Antonio przytaknął- będę mogła zejść?- zapytała. Na twarzy Antonia pojawiło się nieme zdumienie a zaraz potem zamyślenie.
-Jeżeli będziesz grzeczna… Ale ostrzegam że to dość… dzika wyspa…- powiedział niepewnie, Belli jednak to nie przeszkadzało. Marzyła o tym żeby choć na chwilę przestać stać na kołyszącej się powierzchni. Po około godzinie uwijania się na pokładzie, a dla Belli wesołemu przyglądaniu się, wsiedli do szalup. Bella nie mogła się powstrzymać przed wychyleniem się w stronę lądu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)