poniedziałek, 16 września 2013

Cardverse cz.2

おはよう!
A oto i jestem po długiej nieobecności! Nie było mnie bo byłam w Warszawie, w gruncie było fajnie ale jestem teraz chora :C Nie mogę myśleć... więc przechodzę do ficka !

***

Peter patrzył na niego szybko mrugając oczami.
-Że co?- zapytał niepewnie pilnując by gałki oczne nie wyleciały mu z oczodołów.
-To co usłyszałeś- powiedział spokojnie mężczyzna chodząc między kartami i przyglądając się każdej z nich, jednak żadnej nie dotykając.
-Ale jak?- zapytał Peter niespokojnym głosem, śpisz, budzisz się i dowiadujesz się że nie żyjesz.
-Nikt cię nie nauczył żeby nie za dawać zbyt wielu pytań?- westchnął mężczyzna przyglądając się uważnie jednej z kart ale idąc dalej i ostatecznie potrącając ją ogonem. Karta kilka razy się zachwiała, spadła i zniknęła. – nie żyjesz, to proste.- powiedział mężczyzna obracając się w stronę chłopca- jeśli ci to pomoże, to ja też nie żyje- powiedział spokojnie siadając na ziemi.
-Czyli że jestem w piekle?- zapytał Peter niepewnie idąc w stronę mężczyzny, nie wiedział co się dzieje ale to wydawała się chwilowo jedyna osoba która mogła by mu jako tako wszystko wyjaśnić.
-Chciałbym żebyśmy byli w piekle…- powiedział mężczyzna- nie żyjesz, ale istniejesz- powiedział- a jesteśmy w… archiwum- powiedział jakby zastanawiając się nad tym jak nazwać miejsce w którym się znajdują.
-W archiwum…- powtórzył Peter rozglądając się uważniej po pomieszczeniu.
-W Archiwum. Kojarzy ci się to z czymś?- zapytał mężczyzna uśmiechając się delikatnie z takim dziwnie podekscytowanym błyskiem w oku.
-Nie chce być niegrzeczny ale… ile pan wypił?- zapytał chłopiec, kojarząc ten błysk w oku z tym jak Tino, pewnego razu wziął go do siebie do domu na noc i wypił za dużo, wtedy jego oczy błyszczały, trochę inaczej ale jednak z tym mu się to kojarzyło.
-Nic nie piłem, i jaki tam ze mnie Pan, Gilbert jestem!- powiedział energicznie uśmiechając się dumnie.
-Ja jestem Peter- powiedział chłopiec stanowczo wyciągając rękę do białowłosego którą ten z chytrym uśmieszkiem uścisnął.
-Nie kojarzysz…- mruknął- pokażę ci coś- powiedział spokojnie podnosząc się z siadu i idąc w sobie tylko znanym kierunku i znów uważnie przyglądając się każdej karcie. – idziesz?- powiedział nawet się nie obracając jakby przeczuwając że chłopiec nadal stoi w miejscu. Peter podążył za nim również przyglądając się każdej karcie. Właśnie przyglądał się dziewiątce pik, na której widniał mężczyzna z postawionymi włosami kiedy usłyszał że białowłosy zatrzymuje się z cichym prychnięciem.
-Mogłem się domyślić że będziesz gdzieś tutaj..- mruknął jakby sam do siebie i skinął na Petera by ten podszedł.- więc Peter… spójrz na tę kartę- powiedział pokazując mu o którą mu chodzi. Chłopiec posłusznie podszedł do kawałka kartonu i szybko zamrugał oczami. Na karcie był on, w stroju w którym był teraz, tyle że miał czapkę na której wyraźnie wybijały się różki. Szybko podniósł rękę i dotknął się w głowę, rzeczywiście miał na sobie czapkę pod którą wyczuł dwa wybijające się guzki.
-To Ja… czemu to ja?- zapytał patrząc nie rozumiejącym wzrokiem na Gilberta który westchnął z poirytowaniem.
-To ty, a na lewo jestem ja, to teraz przeczytaj napis z boku!- powiedział władczym tonem. Peter spojrzał jeszcze raz na karty, rzeczywiście, tam gdzie zazwyczaj widniał kolor i figura karty był gruby, czarny napis
-„JOCKER” – przeczytał głośno Peter. Gilbert uśmiechnął się z dumą.
-I jak? Nadal ci to nic nie mówi mały?- zapytał czochrając mu włosy. Peter zaliczył mentalnego kozła. Słyszał o jokerach ale to było tak nie rzeczywiste że nigdy nie wierzył że tak owi istnieją. Królowa, mieszkająca w zamku, król który zasypiał co ileś lat, aby zregenerować siły, ale odkąd Peter pamiętał był, nawet Walet, ale go akurat nawet kilka razy widział, bo Walet z królestwa Pik dość sporo podróżował po królestwie i przenosił wieści z zamku, ale joker? Wydawał się być nierzeczywisty, jakby tylko legendarny.
-To sen…- mruknął  Peter niepewnie, skoro nie żył to jak miał niby być oznaczony jako joker?
-Szybciej koszmar… ale nie jest źle…- powiedział Gilbert cały czas się uśmiechając. – Wiesz… kiedyś tym wszystkim – tu wskazał na karty- zajmowali się Waleci, ale potem zamieniliśmy się rolami, na swój sposób. – tłumaczył spokojnie.- i teraz my zajmujemy się Archiwum , a oni przenoszą wiadomości. Mówiąc „my” mały.. mam na myśli ciebie i mnie – powiedział patrząc na Petera z takim...delikatnym uśmiechem ale też nie do końca, jakby z pół uśmiechem. Peter milczał, co było dziwne, bo zawsze był gadatliwy. Całe życie, słuchał jak jego koledzy opowiadali jak to by chcieli by na ich ciele nagle pojawiło się jakieś znamię mówiące o tym że są którąś z Figur, nawet jeśli miała by być to Królowa. No właśnie… znamię…
-Ale ja nie mam znamienia- powiedział prawie panicznie chłopiec patrząc na Gilberta niepewnym, lekko rozbieganym wzrokiem.
-Ja też nie, ale mam za to ogon i te dziwne uszy- powiedział spokojnie Gilbert łapiąc pewnie za swoją kartę i obracając ją sobie w palcach- Ty też, choć masz rogi, i przy śmierci nie zniknęła ci karta, tylko pojawiłeś się tutaj- dokończył odkładając kartę.
-Aha…- powiedział Peter przetwarzając informacje. To chwilowo było jedyne co mógł powiedzieć. Właśnie dowiedział się że jest jokerem, jedną z Figur…
-To teraz słuchaj mały, bo powtarzać się nie będę…- zaczął Gilbert, a potem zaczął mówić i opowiadać, o tym co mają robić, mówił że niedawno wybrano nowego króla Kier, i że jest ciekawy kto to, że będąc w archiwum trzeba uważać żeby nie trącić żadnej karty, bo wtedy ta automatycznie znika, a to prowadzi do zniknięcia człowieka, i że nie można dotykać żadnej karty z wyjątkiem swojej własnej. A Peter słuchał, i uważnie wpatrywał się w ruchy Albinosa. Sam się sobie dziwił, powinien tęsknić za Tatą, za Tino … Ale nie czół tego… z Tatą nie widywał się co prawda często, ale Tata to Tata, a Tino… Tino był prawie obcy ale zajmował się nim i był jego jakby najlepszym przyjacielem, zawsze wysłuchał i pomógł, doradził.
-Gilbert…- powiedział po chwili przerywając Albinosowi wywód o tym że archiwum podzielone jest na cztery sektory, z których można wyjść do każdego z zamków.
-Ta?- bawiąc się piaskiem rozsypanym po podłodze archiwum.
-Czemu nie czuje? – zapytał Peter ale widząc wyraz twarzy Albinosa sprecyzował- bo… wydaje mi się że powinienem być smutny… - powiedział niepewnie rysując znak Pik na piachu.
-Czemu miałbyś być smutny karzełku?- zapytał Gilbert wesoło rysując serce Kier zaraz koło znaku Pik Petera.
-Nie wiem… nie zobaczę Taty… ani Tino… Sam mówiłeś że nie widziałeś się po przeniesieniu się tutaj z rodziną…- powiedział. Nie wiedział do końca czemu ale czół się swobodnie przy Gilbercie, dziwnym nie żyjącym ale istniejącym jokerze który czasem zdawał się być bardziej dziecinny od Petera. Mężczyzna był podobny do wiatru, gwałtowny, mówił szybko jego ruchy były gwałtowny i kilka razy prawie strącił kilka kart ogonem.
-Nie spotkałem się z rodziną… bo nie czułem potrzeby… nie wiem czemu… - powiedział Albinos niepewnie- nie wiem czy oni żyją czy nie… - dodał spuszczając głowę –wiesz wydaje mi się że razem z zmianą normalnego życia na życie Figury, zaczynamy je od nowa mając wspomnienia- powiedział odchylając się lekko do tyłu. Przez moment panowała cisza przerywana jedynie tykaniem zegara, a bynajmniej tak się Peterowi zdawało. Nagle Albinos się jakby ocknął.
-A no tak! Muszę ci pokazać królestwa! Choć!- powiedział wesoło, jakby przed chwilą wcale nie był zanurzony w własnych myślach , i zaczął szybko iść w nieznanym Peterowi kierunku, coś w umyśle chłopca mówiło mu że to północ ale nie był pewny. W każdym razie szli, i w miarę tego jak szli, tak stawało się coraz chłodniej. W końcu dotarli wieży, to było dziwne, bo ta wieża miała w sobie zegar, w kształcie znaku Pik…
-Co tak patrzysz? Wchodź- usłyszał głos Albinosa dochodzący już z niej. Peter wszedł przez duże, ciężkie drzwi z metalowymi okuciami i począł wbiegać po schodach, powoli dostawał zadyszki, i zaczął się potykać o wystające z schodów kamienie ale dobiegł, i dogonił Albinosa. Na samej górze były drzwi. Drzwi były piękne i bogato zdobione z okuciami z białego złota, które tworzyły jakby śnieżynki na ciemnym hebanowym drewnie. Albinos bez wahania otworzył zamek jakby ogonem, wkładając jego spiczastą końcówkę w dziurkę na klucz, i po chwili usłyszeli trzaski towarzyszące zazwyczaj otwieraniu skomplikowanych mechanizmów. Drzwi w końcu się otworzyły.
-Idź najpierw, bo cię nie przepuszczą- powiedział Albinos czekając aż Peter się ruszy. Chłopiec niepewnie podszedł do ściany białego światła, bo za drzwiami widział to i niepewnie postąpił krok do przodu, chciał wejść nieznacznie ale został popchnięty. Poczuł że spada.