niedziela, 16 marca 2014

HKxICE cz.2

おはよう!
 Przepraszam za tak długą przerwę, ale zero weny i czasu.. i tym podobne, wiem wiem marne wytłumaczenie ale prawdziwe. No i niestety to potrwa co najmniej do maja, nie mówię że nic nie wstawię ale nie wiem czy będą to długie i częste notki raczej nie. Więc enjoy...
~~~

Salon do którego zostałem zaprowadzony był spory. Ściany były jasno niebieskie, meble z jakiegoś jasnego drewna. Co mnie zdziwiło, w środku było dość sporo ludzi. Dziewczyna którą przedtem widziałem, znany mi już Lang i Im Yong Soo, ponad to były jeszcze jakiś sześć osób. Patrząc na to że u mnie w domu, na Boże Narodzenie może było te 4-5 osób, to liczba ludzi tu była lekko krępująca, no i przecież nikogo z nich nie znałem. W chwili gdy weszliśmy cały pokój obrócił się w naszą stronę.
-To jest Emil- powiedział Xiao spokojnie wskazując na mnie.
-A tak! Xiao mówił- powiedział jakiś dość niski mężczyzna, podchodząc do mnie i uśmiechając się- bardzo mi miło-aru- powiedział. Miał długie włosy, miej więcej do łopatki związane w kitek ubrany w czerwoną koszulę – Jestem Yao Wang- aru- powiedział- miło… chodźcie, pomożecie- aru.
Tak właśnie zostałem wrobiony w wycinanie tego co Yue mi naszkicowała. Były to jakby witraże z czerwonego papieru.  W kuchni kręcił się niejaki Niran i Xiuan Tien, z tego co mówił Xiao robili jedzenie. Yong Soo razem z Xiao zawieszali wszystko to co wycięliśmy. Po chwili do środka wszedł inny mężczyzna z kilkunastoma siatkami w rękach wypełnionymi czym się da.
-Wróciłem z Jarmarku –oświadczył po czym chyba mnie zauważył bo patrzył na mnie przez chwilę i lekko się ukłonił. –Ano… Witam- powiedział
-Tak… Emil…- powiedziałem niepewnie w jego stronę.
-Honda Kiku… ah! Imię to Kiku- powiedział uśmiechając się delikatnie. Yue zaprzestała rysowania coraz to nowszych wzorów na papierze na rzecz grzebania w siatkach. Wszyscy pracowali, ktoś coś przyklejał, kto inny wycinał, ktoś zamiatał, ktoś zmywał podłogi. A to wszystko w sielskiej atmosferze. Jednak koło piętnastej wszyscy przestali, skończyli.
-Choć… będzie trzeba złożyć ofiarę- powiedział Xiao prowadząc mnie do kuchni.
-Ofiarę?- zapytałem niepewnie
-Mhm… bóstwa wracają złożyć raport Nefrytowemu Cesarzowi,  więc trzeba dać im ofiarę żeby nie powiedziały o nas nic złego- Dobra, a ja myślałem że zostawianie przez Askela sucharków na podłodze (o dziwo znikały, a pułapki na myszy i koty były) dla nisse jest dziwne.
Po złożeniu ofiary był w miarę spokój. Poszedłem więc z Xiao do jego pokoju.
-Lekko zamieszanie z tym wszystkim nie?- zapytał chłopak. Skinąłem głową. Usiadłem sobie pod kaloryferem. Na dworze było już ciemno. –a jutro będzie jeszcze gorzej… - powiedział bawiąc się telefonem.
-To po co to robisz?- zapytałem odchylając głowę i uświadamiając sobie że Xiao robi mi zdjęcia.
-A po co ty sprzątasz, kupujesz prezenty itp. na wigilie?- zapytał. W sumie miał racje. –jak minęła podróż ?- zapytał
-Już pytałeś?
-No ale podróż nie ogranicza się do autobusu- powiedział
-Jako tako, samolot miał spóźnienie, nie wiem jak ale doleciałem na czas, udało mi się zgubić i znaleźć bagaż, potem mało nie wsiadłem do autobusu do Hongkongu a potem przypomniałem sobie że nie tam pojadę- powiedziałem- błądziłem sobie i tyle.- powiedziałem. Skinął głową lekko się przeciągając.
-Wiesz, ja dziś od rana sprzątam, wieszam, znowu sprzątam…- powiedział- ale jutro jako tako się skończy- powiedział. – wiesz… nowy rok, i 15 dni bez robienia rzeczy niekoniecznych..-powiedział. Skinąłem głową.
-Dzieciaki! Chodźcie jedzenie!- zawołał Yao. Xiao się podniósł i przeciągnął.  Poszliśmy do salonu.- jedz, jedz, jakiś taki chudy jesteś… - dookoła było tyle głosów że już nie wiem kto co do kogo mówił. Z drzwi ponoć zerwali pieczęcie z drzwi domu żeby powpuszczać szczęście. Potem Yao złożył wszystkim życzenia, a o północy oglądaliśmy fajerwerki. Ale jednak byłem zmęczony, po podróży i tym wszystkim od razu zasnąłem.