poniedziałek, 29 lipca 2013

WAAAAAKAAAACJEEEE! cz.2

おはよう!
 No cześć! Nie wiem czy robiłam przerwę czy nie, jakoś mi ten tydzień zleciał jakoś dziwnie szybko <składnia zdania lvl: Wafel> minął. W każdym razie uraczę was piękną historią mego życia:

Story 1:Czyli jak to się stało że jestem w polu...

-Nie tak nie może być!- powiedziała Wafel siedząc już trzecią godzinę nad pustą kartą i lecącym "nyanyan 10 h" w tle. Cierpiała bowiem na notoryczny brak weny, a źle czuła się nie dodając niczego na bloga. Miała w głowie dużo pomysłów, ale żadnego nie potrafiła dokończyć lub nawet zacząć.  Siedziała w domu i wesoło marnowała wakacyjny czas, ale ogarniała ją coraz większa frustracja, nic jej nie wychodziło!
-Młoda nie drzyj się tak! - usłyszała tylko krzyk brata zza ściany. Nic dziwnego, chłopak był na skraju wytrzymałości emocjonalnej, musiał spędzać czas z siostrą! A dokładniej to musiał z nią wytrzymać do południa a to i tak było dość wymagające. Słuchał więc codziennie jej szlochu i dziwnych monologów które ogarnąć była tylko ona. Wafel zignorowała krzyk brata i uderzyła głową o blat biurka i poczęła gorączkowo myśleć co jak wiadomo w wakacje jest rzeczą niełatwą
-Koty, hetalia,Włochy, brwi, Anglia, Polacy (naprawdę to moje pierwsze skojarzenie do "Anglia" zaraz po "brwi") , Polska, Feliks, Rzeczpospolita obojga, Litwa, Białoruś, Ukraina... UKRAINA!- wydarła się na cały głos, jej brat zaklął szpetnie w pokoju obok, starał się właśnie nagrać piosenkę o grafiku! -sacré bleu!- zaklęła szpetnie po francusku- że ja na to nie wpadłam!- dziewczyna rzuciła się do szafy w wiatrołapie i ryzykując upadek z taboretu poczęła szukać czegoś po górnych szafkach. W końcu wyjęła z szafy granatową walizkę wróciła do swojego pokoju i poczęła wrzucać co popadnie do wnętrza owego przedmiotu służącego do przewozu rzeczy. 
-Szczoteczka, mangi, pluszak, podusia biedronka, pies, scyzoryk, laptop, szczotka, brat.... nie wróć brat zostaje,garnek, mielonka, gzymsy (czyt. Simsy, coś trza robić nie?), kilo cukru... nie to też nie- wyliczała wesoło. Po wyrzuceniu namiotu, wiatrówki (zakoszonej sąsiadowi) słonia, magicznego rogu jednorożca, i kilku innych rzeczy które uznała za zbędne była już gotowa i wybiegała na przystanek PKS'u. Gdy już siedziała w środku zacnego pojazdu autobusem zwanym wyciągnęła telefon.
-No cześć babciu... Wiesz przyjadę do ciebie na jakieś dwa tygodnie...

Koniec historii życia. A tak na serio to moja babcia nie mieszka na Ukrainie, bo przenieśli się do polski gdy babcia miała 5 lat, więc jakieś 65 lat temu(Wołyń itp.). I trochę podkoloryzowałam bo nie jechałam PKS'em tylko przyjechałam z rodzicami i postanowiłam że zostanę. No ale nic :D (znów.... ;__;)
Dalsze losy Wafla na wakacjach poznacie już wkrótce! A tymczasem kolejna część obozu!
********************

Z samego rana Arthur obudził się z bólem karku, i wtulony w szybę. Jego nowa znajoma spod znaku scyzoryka i tasaka spała spokojnie oparta o poduszkę którą jakimś cudem udało jej się położyć tak by nie zjeżdżała. Po raz kolejny w myślach rzucił klątwę na rodzeństwo i przeczesał palcami włosy. Większość ludzi jeszcze spała, wyjątek stanowiło kilku Azjatów którzy średnio przystosowali się do innej strefy czasowej, więc to co teraz obserwował  to jak się dowiedział na przystanku Koreańczyk grający na PSP i chińczyk chyba coś czytający. Arthur wyciągnął telefon i spojrzał na wyświetlacz na którym wyświetlało się że ma "58 nieodebranych". (od autora: mój rekord życiowy to 39...  szłam do sklepu... wieś dalej....przez 3 h.... z kuzynką... będąc na wakacjach...) Z westchnieniem włączył spokojnie wybieranie numeru który dzwonił do niego ostatnio. I miał głęboko że jest czwarta nad ranem, a w Londynie pewnie koło 3 w nocy, oni wkopali go w ten cały obóz więc niech cierpią. 
-ARTHUR KURWA CZY CIĘ OSTATECZNIE POGIĘŁO ! - tak, zdecydowanie u nich było koło 3.00, z resztą nawet gdyby była 4.00 pewnie zareagowali by tak samo, a dokładniej to Angus by zareagował, bo to on był obudzonym nieszczęśnikiem.
-Ta,ta ... -mruknął znudzony- po co dzwoniliście?- rzucił niechętnie. Gdzieś w telefonie usłyszał jakiś jęk, pewnie Angus obudził krzykiem pół domu... a bynajmniej Merfyn'a bo po chwili słyszał w tle potok niezrozumiałych wyrazów.
-Ja? Bo mi kazali- powiedział po chwili Angus- to Merfyn'a masz od martwienia się o ciebie- powiedział Angus do słuchawki zmywając jeszcze kogoś w tle. 

-Aha... to przekaż że żyje czy coś...- powiedział, szum w słuchawce się ustatkował więc chyba jego drugi najstarszy brat postanowił dalej się położyć. 
- Oj ciesz się tym puki możesz, bo jak tylko wrócisz...- resztę zdania zdławiło ziewnięcie, ale Arthur i tak wiedział że kryła się tam groźba różnymi rodzajami uszkodzeń ciała. 
-Ta, ta... szybciej Merfyn zacznie gadać po ludzku albo ja przefarbuję się na rudo, pa- powiedział i rozłączył się choć po drugiej stronie słuchawki ktoś jeszcze coś mówił. Gdy tylko blondyn odłożył telefon zobaczył że wpatruje się w niego para ciemnoniebieskich oczu. 
-Obudziłem cie?- zapytał niepewnie (i bojąc się po części o swoje życie) patrząc na swoją nową znajomą.
-Niet- mruknęła nadal na niego patrząc. Arthur mimowolnie odetchnął, może nie będzie chciała go zabić... 
-Sama się obudziłaś?- zapytał niepewnie patrząc na nią, była naprawdę cholernie ładna. Długie włosy koloru piasku na plaży, drobny, lekko zadarty nosek, jasna cera i te cholernie ładne oczy.I może nie bał by się jej, ba! Na pewno by się jej nie bał! Gdyby nie to że widział jak na stacji benzynowej goniła tego Ruska z rozłożonym scyzorykiem! A Rusek uciekał, i do tej chwili Arthur nie wie co on jej zrobił, i jak ona sprawiła że on uciekał. Koleś miał z dwa metry! 
-Niet- powiedziała znowu, spokojnie z kamienną twarzą. Arthur skinął głową. -Nie spałam w ogóle- powiedziała spokojnie nadal nie zmieniając wyrazu twarzy. Znów odpowiedziało jej tylko skinienie głowy. -Jestem Natasha- powiedziała spokojnie wyciągając ku Arthurowi dłoń, no tak w gruncie to ze sobą nie rozmawiali. -Natasha Arlowskaya- dodała nadal trzymając uniesioną dłoń. Arthur niepewnie podał jej swoją
-Arthur Kirkland- powiedział spokojnie delikatnie i próbując, jak na gentelmana przystało, pocałować ją w dłoń. Dziewczyna jednak szybko wykręciła dłoń w taki sposób że blondyn sam pocałował swoją dłoń.
-Nie uznaje takich szopek- powiedziała a Arthur naprawdę dał by sobie uciąć rękę że aura w okół niej stała się bardziej mroczna.  
-Skoro tak mówisz- powiedział wzruszając ramionami. Dziewczyna szperała przez chwilę w plecaczku który przytargała ze sobą z swojego siedzenia i zaczęła czytać. Arthur mimowolnie wyjrzał znad swojego notebooka którego postanowił włączyć i spojrzał na kartki w owej książce. "Cyrylica" pomyślał spokojnie widząc mieszankę normalnych liter z... znaczkami? To chyba było by najlepsze określenie... 
-Nie lubię też jak ktoś patrzy mi przez ramie gdy czytam, szczególnie jeśli nawet nie rozumie co czytam.- powiedziała dziewczyna na co on lekko się odsunął. 
-A co czytasz?- zapytał patrząc na nią ukradkiem jednak udając że patrzy na coś w notebooku.
-Książkę- mruknęła przewracając stronę. Arthur nie kontynuował rozmowy, po co? Skoro dziewczyna najwyraźniej nie chciała jej kontynuować. Na porannym przystanku, dłuższym bo z przerwą na poranną toaletę, znów pozamieniano się częściowo (bo taka sobie Słowaczka została na siedzeniu koło Czecha) i znów koło niego siedział Kiku. Ale i tak średnio miał co robić. Kiku naprawdę starał się nie usnąć (w nocy z tego co mówił nie mógł zasnąć, strefa czasowa i tak dalej), ale w końcu i tak Azjata zmęczony zasnął. Notebook mu się rozładował, iphon'owi mało do tego brakowało, a mp3 było na skraju wytrzymałości. Poczytałby, ale zawsze, jeśli czytał w autokarze, miał mdłości. Resztę drogi, która wcale nie była taka długa, bo zajęła tylko cztery godziny (problemy autokaru z paliwem<od autora: mój Brat jadąc z Francji, bo wymiana, stał na niemieckiej autostradzie 2 godziny bo kierowca coś źle obliczył i nie zatankował...>). Po czym mogli wysiąść. Obudził Kiku, i zaczął się zbierać. Po chwili już stał w kolejce do drzwi z średnio zadowoloną miną.W końcu udało mu się wyjść. Pierwsze co zobaczył to jezioro. Duże. Ogromne jezioro. Przeszedł kawałek by odebrać swoją torbę i gdy już to zrobił rozejrzał się. Może z pięćdziesiąt a może i mniej lub więcej metrów od jeziora stały domki. Małe, drewniane, zwykłe domki letniskowe jak ich wiele. Na plaży koło jednego z nich było miejsce wyznaczone na ognisko, jakieś huśtawki, trochę dalej stały kajaki i łódki. Jeszcze dalej była jakaś altanka i jakiś budynek zbudowany z bali drewna. Poczuł że ktoś puknął go w ramię. Obrócił się niepewnie.
-Xiao?- zapytał z niedowierzaniem. Stał przed nim chłopak niewiele niższy od niego. Z włosami do linii szczęki, a bynajmniej z przodu, z tyłu były o wiele krótsze, skórą, jakby lekko żółtawą i skośnymi oczami. Ubrany był w czarną koszulkę z rękawami do łokci, na to założył kamizelkę, miał też ciemnoszare obcisłe spodnie. I Arthur go znał. 
-Nie, królewna śnieżka- powiedział chłopak. - no ja, nie widziałeś mnie w autokarze. - powiedział niepewnie- no nic, tak tylko przyszedłem się przywitać- powiedział i spokojnie odszedł. Xiao Wang. Chodził z nim w gimnazjum do klasy. Dzieciństwo spędził w Chinach, w Hong Kongu, potem wyjechał z rodzicami do Anglii, by po skończeniu gimnazjum wyjechać z powrotem do państwa środka, do Hong Kongu. Arthur stał lekko skołowany, ale przerwał to mężczyzna z długimi blond włosami który wcześniej sprawdzał mu dokumenty. 
-Zbiórka!- zarządził. Raczej zdecydowana większość bez szemrania podeszła do niego.
-Na nazwisko mam Germania, mojego imienia nie potrzebujecie  jestem waszym oboźnym.Jako że średnio się wszyscy znacie, wcześniej ustaliliśmy kto będzie z kim w pokoju. Braliśmy pod uwagę różnice kulturowe i takie tam. Więc teraz będę po kolei wyczytywał nazwiskami- powiedział spokojnie, i może ktoś by się stawiał, ale nikt nie miał siły po, dla niektórych, szesnastogodzinnej podróży. Wyjątkiem od tej zasady byli tylko ci, którzy przyjechali autokarem numer dwa, przejeżdżającym przez półwysep skandynawski, kraje bałtyckie i Polskę. Był to mały, zaledwie dziesięcioosobowy autobusik. Germania zaczął wyczytywać nazwiska prosząc aby ich posiadacze podchodzili do niego po odbiór kluczy od domku.  Z tego co wywnioskował, domki były trzy lub czteroosobowe, tylko dwa które miały być zajęte przez opiekunów były dwuosobowe. 
-Galante, Laurinatis, Braginski i Lu, Luk. Luka...- zaczął a z tłumu wyskoczył wesoły blondynek z mocno zielonymi oczami ciągnąc za sobą niskiego chłopaczka o myszowatych kręconych włosach i drugiego, troszkę wyższego od siebie bruneta z włosami do linii szczęki. Za nimi kroczył z uśmiechem, lekko przerażającym , a bynajmniej na tyle by Arthur przypomniał sobie Natashę, Rosjanin którego Arthur pamiętał ze względu na to że to go goniła jego znajoma z scyzorykiem.
-Łukasiewicz!- krzyknął blondynek.
-Jak zwał tak zwał, domek numer jeden- Germania dalej rozdzielał pokoje a Arthur marzył tylko o tym żeby wreszcie go gdzieś przydzielili i móc się położyć. -Jones, Bonnefoy, Williams i Kirkland- powiedział w końcu (chyba byli przedostatnią grupą, los go nienawidzi). Arthur powłócząc nogami dotarł jakoś do miejsca w którym stał Germania by zaraz tam poczuć na sobie ciężar ramienia Jonesa i jego wesołe. " Kopę lat! ". "Ta, ciesze się jak cholera" pomyślał najmłodszy Kirkland ale zdusił w sobie chęć kopnięcia Amerykanina i ograniczył się do puszczenia mu pięknej wiązanki w myślach i odebraniu kluczy.
-Domek 12- powiedział spokojnie. Arthur spojrzał na Jonesa, to będzie dłuuuugie dziesięć dni...
***************************

A i jeszcze chciałam wam powiedzieć że muchy są złe, a wiatrak jest jednym z najlepszych przyjaciół człowieka. A i jestem dumna z tego jak przycięłam wierzbę którą ileś tam lat temu zasadził u Babci mój Tata. Tak dumna że wstawię tu jej zdjęcie! A po za tym to w nocy jest ciepło, i psy mi wyją za oknem. I to tak głośno, i nie mogę spać... 

A oto i moja wierzba : D a w tle mamy siewnik, części do traktora i takie tam, fajnie nie ?