sobota, 27 kwietnia 2013

Piraci z Hetalii cz.5

おはよう!
Powrócili Piraci! Zostałam zmobilizowana (dziękuje Lily) i mam kolejną część. Z drugiej strony przepraszam wyżej wymienioną za me lenistwo i zastój, a jednocześnie dziękuje za to że mnie wspierała lub ( i ) zmuszała do dalszego pisania. Jeju... Przez ostatnie dni spadły wyświetlenia przez co mi bardzo smutno T.T. I naprawdę proszę, głosujcie albo chociaż mówcie z kim zdjęcia chcielibyście zobaczyć! Jeśli chodzi o mnie to ostatnio mam dużo wolnego czasu więc może uda mi się jakoś szybciej napisać następną część, jednak żeby nie było ja niczego nie obiecuje i z góry mówię iż może pojawić się opóźnienie ze względu na weekend majowy i to że prawdopodobnie spędzę go poza domem. Ale nic nie jest pewne! No nic, a oto piąta część Piratów ( najeżona błędami, i właściwie to tylko taka no jakby pszeskocznia...) 
***
  Bella przez chwilę patrzyła zdziwiona aby po chwili stwierdzić że nie ma siły, i że jest zdecydowanie nie na siłach, rozumowanie lekko egoistyczne, jednak ona sama stwierdziła że w tej sytuacji najlepsze. W końcu Amadis zdawał się być zadowolony z pobytu tutaj. Spojrzała w morze i patrzyła na nie przez jakiś czas. Siedziała tam tak i patrzyła nieświadoma że ktoś ją obserwuje. Właściwie to nie ma co się dziwić. Była ładna, ba! Ładna to mało powiedziane, była piękna, miała ładne włosy, oczy o ciekawej barwie i tą, dla niego bynajmniej, niecodziennie jasną cerę. Antonio stał oparty o ster i patrzył na postać dziewczyny. Rozmawiała z chłopcem, którego właściwie wykradł gdy prowadzili go gdzieś angielscy żołnierze, potem okazało się że był szpiegiem właśnie wypuszczonym gdy jakaś dama się za nim wstawiła, a jedna dodatkowa para rąk do pracy nie zaszkodzi.
-Em.. Kapitanie?- Nerwowo obrócił głowę wyrywając się z potoku myśli.
-Przepraszam zamyśliłem się- powiedział na odczepnego i powrócił wzrokiem na postać dziewczyny, która chwilowo gdzieś wsiąkła, a to go zaniepokoiło. –powtórz- dodał patrząc w stronę Jacobo.
-Powiedziałem że ta cała akcja z porwaniem nie była zbyt trafna, teraz nie wiemy nawet gdzie się z nimi spotkamy, a oni nie wiedzą jakim statkiem płyniemy…- mówił monotonnym głosem. Antonio miał już dość, przez ostatnich kila miesięcy to było jedyne o czym rozmawiał polityka, kurs, stan statku, polityka, kurs… Westchnął ciężko.
-Mylisz się- powiedział- To działa na naszą korzyść, nie wiedzą który to statek, więc mamy jakieś 90% szans że nie zaatakują, ani nas ani innych statków w obawie przed tym że mogliby posłać na dno przyjaciółkę Królowej- powiedział odchodząc od steru.  Na pokładzie rozbrzmiał głos dzwonka głoszącego iż kolacja gotowa. Wszyscy zaczęli schodzić pod pokład, a Bella w tym tłumie ni jak nie mogła się odnaleźć. Po cichu bez słowa podążała za tłumem, tu ktoś ją popchnął, tam ofukał i jakoś szła korytarzami. W pewnym momencie poczuła że ktoś łapie ją za rękę, gdzieś na wysokości łokcia, i pociąga do tyłu. Lekko wystraszona zamachnęła się uderzając owego  osobnika w klatkę piersiową. O dziwo nie puścił, a jeszcze wzmocnił uścisk. Bella odwróciła się i zobaczyła uśmiechniętego Eduardo.
-Gdzie idziesz?- zapytał uśmiechając się jeszcze szerzej.
-Na kolacje?- powiedziała niepewnie wyrywając rękę z jego uścisku.
-To troszkę nie w tą stronę- powiedział. Bella spojrzała na niego pytająco.- Bo ci tu- wskazał na tłum cisnący się korytarzem. – Idą się przebrać po robocie . Doszłabyś tędy najwyżej do ich… nie jestem pewny czy można to kajutą nazwać…- powiedział niepewnie.
-W takim razie którędy na stołówkę?- zapytała krzyżując ręce na piersi. Eduardo pomyślał chwilkę, po czym zlustrował swój strój. Nigdzie nie było widać żadnych plam.
-Chodź zaprowadzę cię- powiedział i zaczął ją ciągnąć przez tłum idący w przeciwnym kierunku. Bella nie była pewna czy chce iść za chłopakiem ale w gruncie nie miała żadnego wyboru. Korytarze pod pokładem właściwie niczym się nie różniły. Wszędzie te same lekko zamokłe deski, ściany z tego samego materiału, na których wisiały najprostsze karnisze, na dodatek oddalone od siebie, więc gdyby było bardzo ciemno, Bella rychło by się zgubiła. W końcu dotarli do jakichś drzwi, jednak minęli je.
-Co tam było?- zapytała Bella obracając głowę w tamtą stronę.
-Spiżarnia, ładownia… Takie wszystko w jednym- powiedział chłopak idąc dalej i nie patrząc właściwie gdzie idzie. Mijali jeszcze kilka innych pootwieranych drzwi, i Bella z niesmakiem zauważyła że są to „kajuty” o których mówił Eduardo, a i rzeczywiście nie było to coś co chciała oglądać. Eduardo przystanął przy jednych drzwiach.
-Poczekasz chwilkę?- zapytał ale już zniknął w pokoju. Bella nie wiedząc gdzie właściwie jest stała i czekała. Po jakimś czasie Eduardo wyszedł, przebrany w dziwnie białą koszulę. Czyżby nawet na statku pirackim panowały zasady savua vivre? Pomyślała. Chłopak prowadził ją jeszcze chwilę po czym otworzył jedno skrzydło dość sporych, ozdobnych drzwi. Przepuścił ją w drzwiach a ona podziękowała skinieniem głowy. Pomieszczenie było ogromne, mogło spokojnie pomieścić całą załogę. Stały w nim ławy, takie jak w kościele a na środku krzyż. Bella zauważyła że w pierwszej ławce, ktoś klęczy i modli się. Dopiero po chwili rozpoznała Antonia. Chłopak klęczał teraz wpatrując się w podłogę i mocno przyciskał krzyż do piersi, jego usta lekko się poruszały. Nie zwrócił nawet uwagi na to że ktoś wszedł. Eduardo przeszedł koło niej, i przyklęknął koło Antonia. Bella postanowiła zrobić to samo.  Przyklęknęła na koło Eduardo i szybko nakreśliła kształt krzyża. Jakoś nigdy nie była zbytnio wierząca, w kościele bywała głównie na pogrzebach czy chrztach. Może było to nietypowe, ale nie było jakoś czasu na bywanie tam kiedy indziej. Eduardo zaczął się modlić, mówił szybko i ledwo  można było go zrozumieć. Bella stwierdziła że może też zacząć się modlić, w tym że zgodnie z „Polacy nie gęsi iż swój język mają” zaczęła mówić po polsku. Antonio najwyraźniej nie zwracał na to uwagii
-padre nuestro, que estas en el cielo santificado sea tu nombre; venga a nosotros tu reino; hagase tu voluntad en la tierra como en el cielo. danos hoy nuestro pan de cada dia; perdona nuestras ofensas como tambien nosotros perdonamos a los que nos ofenden …
-Ojcze nasz któryś jest w niebie…- Bella mówiła miej więcej to samo co Eduardo, jednak w swoim języku, nie umiała się modlić inaczej. Eduardo zatrzymał się i kątem oka spojrzał na Bellę, po czym zaczął mówić dalej. Potem zaczęła przychodzić reszta. I choć Bella już odmówiła wszelkie znane jej modlitwy nadal klęczała z głową wpatrzoną w krzyż bo nikt inny się nie podnosił. Antonio delikatnie podniósł głowę i spojrzał na krzyż.
-Amen- powiedział głośniej i wstał. Bella nie patrząc na resztę, znów szybko nakreśliła znak krzyża i poszła za kapitanem. Wyszła na korytarz i rozejrzała się, sylwetka Hiszpana właśnie  znikała przy zakręcie
-Czekaj! – zawołała dziewczyna przyśpieszając kroku, właściwie to biegła, potknęła się i poleciała do przodu, no tak, bieganie w butach z jednym obcasem nie jest zbyt rozsądne. Poczuła jednak że ktoś ją łapie.
-Naprawdę jesteś aż taką niezdarą?- usłyszała lekko kpiący głos. Szybko stanęła o własnych siłach.
-To przez te buty- powiedziała niepewnie. Antonio westchnął.
-To chodź na bosaka. Będzie ci wygodniej- powiedział wzruszając ramionami.
-Drzazgi- powiedziała podnosząc delikatnie głowę, jakby była z czegoś bardzo dumna. Antonio zachichotał, poszukał czegoś w kieszeni i przyklęknął. – Co ty robisz?!- zakrzyknęła zdziwiona
-Rozwiązuje problem, jest ci w tych butach niewygodnie bo jedna stopa jest wyżej- powiedział jakby to było oczywiste, złapał ją za nogę i delikatnie acz stanowczo zmusił ją by się na niej nie opierała. Bella zachwiała się niebezpiecznie
-Jeśli nie utrzymujesz równowagi to się o coś oprzyj- powiedział i po chwili poczuł że Bella opiera się  na jego ramieniu. Było to zuchwałe zachowanie i właściwie nic co robiła nie było zbyt właściwe ale stwierdziła że ma to głęboko w nosie. – gdyby chodziło mi o mnie to powiedział bym raczej „kogoś” ale też może być- westchnął Hiszpan. I ustawił się tak by było mu wygodnie po czym delikatnie włożył jak się okazało nożyk między obcas a podeszwę, po czym go podważył. Obcas z cichym stuknięciem spadł na podłogę. Antonio wstał i uśmiechnął się
-I po kłopocie- powiedział. – chodź bo się szefuńcio zezłości, że wszystko stygnie. Szli w ciszy przerywanej tylko dźwiękiem butów. Antonio bawił się podrzucając obcasem i pogwizdując lekko.  Bella za to szła w milczeniu. W pewnym momencie Antonio się zatrzymał i skręcił, Bella zrobiła jeszcze kilka kroków ale ostatecznie się cofnęła i poszła za Hiszpanem. Chłopak otworzył drzwi i wszedł do (o dziwo, przecież wszyscy byli w kapliczce) pełnego ludzi pomieszczenia wypełnionego różnymi ławami i stołami. Antonio zupełnie luźnym krokiem przeszedł przez pomieszczenie jednak zatrzymał się w pewnym momencie zatrzymał i donośny, spokojnym głosem powiedział
-A tak z czystej ciekawości, wiecie że mamy niedziele prawda?- po Sali przeszedł pomruk zmieszania. Antonio jednak kontynuował- a ilu z was było się pomodlić?- na sali zapanowała cisza.-tak myślałem… - powiedział podchodząc jakiegoś mężczyzny najprawdopodobniej wydającego posiłki. –Dzięki szefie.- Zabrał dwa talerze i obrócił się a widząc że sala nadal jest pełna dodał- A wy jeszcze tutaj?- Wszyscy zaczęli zmierzać w stronę wyjścia z stołówki, rykoszetem popychając Bellę, która jako tako się odratowała i podeszła do stołu przy którym siedział Kapitan.
-Mogę?- zapytała raczej z grzeczności bo już siadała
-ta..- mruknął chłopak wkładając do ust nabity przedtem na widelec kawałek czegoś mięso podobnego. Dziewczyna przysunęła sobie drugi talerz przywleczony przez Antonia i zabierając komplet sztućców (swoją drogą wyszczerbionych) również zagarnięty przez chłopaka. Z grzeczności zaczęła rozmowę
-Wydaje się że nie za bardzo za tobą przepadają.- powiedziała bez uczucia w głosie próbując przegryźć kawałek żylastego kotleta.
-Bo tak jest… Znaczy większość za mną nie przepada jak to ładnie określiłaś.- powiedział połykając dość łapczywie ziemniaki.
-Czemu, jeśli mogę wiedzieć?- zapytała- podobno jedzenie „na szybko” źle wpływa na organizm.- dodała widząc sposób jedzenia Antonia. Mężczyzna wzruszył ramionami pozostawiając to wszystko bez odpowiedzi. Bella przełknęła z niesmakiem kolejny fragment mięsa.
-Nie smakuje?- zapytał Antonio przełykając ostatni swój kęs mięsa
-Może być- powiedziała lekko zadzierając nosa. Antonio delikatnie się nachylił ku dziewczynie i jak najciszej powiedział
-Spróbuj jeść szybko, to nie poczujesz smaku.- powiedział uśmiechając się jak dziecko które właśnie złamało zakaz rodziców. Bella spróbowała jeść szybciej, i rzeczywiście nie czuła już żelatyny w ustach. Antonio wstał i odniósł talerz, po czym po prostu wyszedł. Wyszedł właściwie bardziej uśmiechnięty niż zazwyczaj. Bella gdy skończyła, również odstawiła talerz, podziękowała i zaczęła szukać jakiegokolwiek wyjścia na pokład, jednak droga którą pokonała była zbyt zawiła, szczerze to nie myślała że przejścia w statku pirackim mogą być tak skomplikowane. W końcu jednak udało jej się jakoś dostać na pokład. Powolnym krokiem szła w stronę kajuty (dop. Aut. No bo ta kajuta była zaraz na mostku kapitańskim jak tego no … barbossy czy tam którego z piratów z Karaibów). W pewnym momencie poczuła że ktoś łapie ją za rękę i ściąga z powrotem pod pokład. Chciała krzyknąć jednak owy „ktoś” zatkał jej usta. Gdy tylko zeszli została przyparta do ściany, co na pewno nie odbiło się dobrze na stanie kapitańskiej koszuli, ale mało ją to obchodziło. Stał przed nią jakiś wysoki, stary, umięśniony, brudny mężczyzna i patrzył na nią z perfidnym pożądaniem (dop. Aut. Nie mogłam się powstrzymać przed tą sceną), w jej oczach za to widać było obrzydzenie. Mężczyzna lubieżnie oblizał wargi i powiedział coś co brzmiało bardziej jakby było wyciągnięte z rynsztoku, i pewnie takie również miało pochodzenie. A sama mowa brzmiała bardziej jakby mężczyzna słowami spluwał. Bella próbowała się wyrwać, jednak cos jej nie wychodziło, do tego coś czuła że skręciła sobie kostkę przez to całe zamieszanie z obcasami. Myślała że dostanie odruchów wymiotnych gdy poczuła że mężczyzna przejechał jej palcami po nodze. Jednak jej próby oswobodzenia się nic nie zdziałały. W ostatnim akcie desperacji zacisnęła oczy i obróciła głowę. Poczuła że mężczyzna się od niej odsuwa. Niepewnie obróciła głowę w tamtą stronę i uchylając jedną powiekę. Do skroni mężczyzny przyłożona była lufa pistoletu, a za nim stał Jacobo. Bella nie wytrzymując napięcia (choć możliwe że było to spowodowane zmęczeniem bądź też przeziębieniem) ale po prostu zemdlała. Obudziła się gdy księżyc był już wysoko na niebie. Podniosła się myśląc że to wszystko jakiś koszmar, że jest teraz w Anglii, albo w Polsce a to wszystko jedna wielka pomyłka, jednak gdy rozejrzała się po pomieszczeniu wszelka nadzieja ją opuściła. Nadal znajdowała się w kajucie kapitana. Podniosła się, jednak po chwili wróciła do pozycji leżącej ze względu na zawroty głowy. Usłyszała jakieś krzyki i nieprzyjemny dźwięk uderzenia. Przez moment była prawie pewna że usłyszała nawet swoje imię ale nie wsłuchiwała się jakoś szczególnie. Choć leżała znów zakręciło jej się w głowię, tym razem na tyle mocno żeby ponownie zasnąć.
                                   Obudziła się na następny dzień gdy słońce było już wysoko na niebie. Kilka razy zamrugała, ze względu na światło które świeciło jej po oczach. Wsparła się na rękach i podniosła do pozycji siedzącej, o dziwo stwierdziła że jest w nowej koszuli i że ktoś prócz niej jest w pomieszczeniu. Na krześle koło biurka, z nogami beztrosko na nim zarzuconymi siedział Eduardo i nucił jakąś melodyjkę.
-O obudziłaś się- powiedział przerywając wesołe nucenie.
-Tak, tyle że co się właściwie stało? Czemu jestem w nowej koszuli i właściwie co tu robisz?- zapytała, czuła że głowa jej pęka.
-No tak zasadniczo to prawie zostałaś zgwałcona… Chyba że chciałaś, wtedy przepraszam że przeszkodziliśmy…- zaczął niepewnie
-Ależ skąd!- zawołała od razu mu przerywając.- To wiem, co było dalej…- powiedziała. Chłopak zdjął nogi z biurka i obrócił krzesło w jej stronę.
- No zemdlałaś… Znaczy Jacobo tak mówi, bo ja wtedy leciałem do kapitana. – powiedział zdejmując rzemyk którym miał związane włosy i zaczynając pleść sobie warkoczyk.
-A potem? Bo ja pamiętam tylko że obudziłam się w kajucie… i miałam na sobie starą koszule…- powiedziała. Jeśli miała by być ze sobą szczera, to po dowiedzeniu się że nikt jej nie zgwałcił, najbardziej nurtowała ją sprawa koszuli.
-No Antonio kazał mi cię tu przynieść, co się wtedy tam działo to nie wiem, ale Kapitana ponoć długo tak złego nie widzieli. Serio ponoć się dar… znaczy głośno przedstawiał, te, no… Argumenty! – powiedział zadowolony z siebie.
-Zostały ci dwa pytania. –zauważyła dziewczyna opierając się o ścianę tak że siedziała twarzą do chłopaka. Z całej zgrai różnych piratów, Eduardo wydawał się jednym z milszych.
- Co do tego czemu tu jestem, to bo mi kazali. A na to drugie odpowiedzi nie znam. – powiedział związując warkoczyk. Drzwi od kajuty się otworzyły i do pomieszczenia wszedł Antonio, z zmęczonym wyrazem twarzy.
-Obudziła się!- zakomendował Eduardo od razu. Oczy Antonia nagle jakby nabrały blasku.
-To dobrze.- powiedział jednak sucho.
- Najbardziej interesowała ją sprawa koszuli- Dodał jeszcze podnosząc się. Antonio delikatnie się zarumienił i odwrócił wzrok siadając na miejscu Eduardo, sam Eduardo zaczął powoli zmierzać w stronę wyjścia.
- Umiem zestrzelić obserwatora stojącego na bocianim gnieździe na niego nie patrząc, więc no…- delikatnie się speszył- przebranie kogoś z zamkniętymi oczami to nic takiego- dodał ale o wiele ciszej.
-Co nie znaczy że to zrobił!- powiedział Eduardo unikając lecącej w jego stronę książki wybiegając z kajuty. Książka z cichym uderzeniem upadła na ziemie. Bella za to zwątpiła w to czy bezpiecznym jest spać w otoczeniu kapitana. „Choć w gruncie rzeczy chciał dobrze…” pomyślała. Wczołgała się powrotem pod kołdrę i ledwo słyszalnie podziękowała. Antonio jednak usłyszał i uśmiechnął się ledwo zauważalnie. Po chwili położył jej rękę względnie na ramieniu i powiedział
-Nie ma za co, ale wstawaj
-Ale ja nie chce… Jestem chora… Głowa mnie boli!- powiedziała. Naprawdę nie miała ochoty wstawać.
-Mhm.. Paluszek i główka to szkolna wymówka… - powiedział ściągając z niej kołdrę.- Przywdziewasz spodnie i idziemy. Czekam za drzwiami.- powiedział wychodząc. Bella z ciężkim westchnieniem podniosła się i przywdziała ową część garderoby. W myślach przeklinała we wszelkich znanych sobie językach Antonia, i jego pomysły. Naprawdę wolała przeleżeć cały dzień. Wyszła z kajuty i od razu skierowała się do sylwetki kapitana. Antonio z uśmiechem wpatrywał się w pokład. Gdy Bella podeszła wyprostował się i zaczął prowadzić ją  w stronę zejścia pod pokład. Gdy schodzili po schodach Bellę przeszedł dreszcz, jednak dalej szła za Kapitanem, który co prawda coś tam mówił, ale go nie słuchała. Zatrzymali się przy drzwiach od stołówki, czyżby była już pora obiadu? Jednak w środku było pusto i nawet nie było czuć jedzenia.
-Po co tu przyszliśmy?- zapytała naburmuszonym głosem.
-Czy ty mnie w ogóle słuchałaś?!- jakby zajęczał Antonio- przyprowadziłem cię tu bo będziesz pomagać szefuńciowi w kuchni..- powiedział.
-CO?! – Bella była święcie oburzona.- ŻE NIBY CO MAM ROBIĆ?!- i nie robiła sobie nic z tego że nadmiar caps lock’a źle robi na gardło- ŻE JAK KOBIETA TO DO GARÓW? O NIE!- i już chciała się taktycznie wycofać kiedy Kapitan złapał ją za rękę.
-Nie no to nie tak… Sama zauważyłaś że no posiłki tu są… - szukał przez chwilę odpowiedniego słowa ale ostatecznie porzucił to zajęcie. – To będzie dla ciebie bezpieczniejsze… No wiesz, wolimy żeby sytuacje takie jak wczoraj się nie powtarzały…
-I DLATEGO  ZAMKNIESZ MNIE Z JAKIMŚ FACETEM W KUCHNI?!- zapytała z niedowierzaniem w głosie.
-No to morze tak wyglądać, ale szefuńcio jest naprawdę…
-O NIE…!- powiedziała i spróbowała się wyrwać.
-A właściwie to ty nie masz wyboru! Idziesz tam, i pomagasz szefuńciowi!- w głosie Antonia teraz brzmiało coś władczego czego Bella określić nie umiała ale sprawiło że w końcu zgodziła się na taką opcje. A Tata zawsze mówił że gdyby ją porwali, to nie wytrzymali by więcej niż dwóch dni… Została zaprowadzona do kuchni gdzie pierwszym co rzuciło jej się w oczy był wysoki mężczyzna, ubrany w fartuch. Był całkiem łysy i widać było że ma krzepę w ręce.
-To ja was zostawię- powiedział Antonio i wyszedł jak tylko mógł najszybciej.
-Cześć…- zaczęła niepewnie Bella podchodząc do mężczyzny.- Emm… mam ci pomagać i…
-Wiem- uciął jej jednym słowem.
-No to ja jestem Izabella a ty?- Dziewczyna próbowała nawiązać jakąkolwiek rozmowę.
-Jezus( czyt. Hesus). –powiedział szorstko- obierz warzywa. – dodał wskazując na kupkę warzyw, (które z biologicznego punktu widzenia są owocami, a coś takiego jak warzywo nie istnieje). Bella bez słowa zabrała się do pracy.
                                   Szefuńcio wcale nie był taki zły. Był bardzo wrażliwą osobą o czym Bella dowiedziała się jakiś czas potem, bo należał on do osób które nie mówiły zbyt dużo nowo poznanej osobie. Bella bardziej przywiązała się również do Eduardo i Jacobo z którymi spędzała czas między obiadem a kolacją gdy pomoc w kuchni nie była potrzebna. Z kapitanem widywała się właściwie tylko rano i wieczorem, lub gdy coś przeskrobała i Antonio wygłaszał jej długie kazanie. Do niego mimo że nie chciała też zaczęła się przywiązywać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz