sobota, 20 kwietnia 2013

Pruhun (bardzo oryginalne)

おはよう!
Dziś 20,04 Hitler obchodzi urodziny, więc z jednej strony składam życzenia swojemu tacie również urodzonego w ten zacny dzień, jak i również wstawiam coś co może nie jest z Niemcami związanego bezpośrednio, ale na pewno troszkę nimi trąca. Z góry przepraszam za dziwny styl ale było to napisany pod naporem pewnej osóbki której z góry dziękuje bo bez niej już dawno bym to wszystko usunęła. Po za tym nastał dziś historyczny dzień w którym to moja Mama pytała mnie o przepis a nie na odwrót, chodziło o sos beszamelowy który robiłam z Kluską, stwierdzam że w lazanii jest tak samo dobry jak w spagetti choć za lazanią nie przepadam. No nic, jak to teraz mówią ENJOY! A po za tym proszę, pomóżcie mi wymyślić dla tego nazwę :D
__________________________________________
Postacie zaczerpnięte z Hetalii:
Imiona
Elzvietta: Węgry
Gilbert:Prusy
Feliks: Polska :D
W dalszej części pojawia się także reszta "bad trio" czyli Hiszpania (Antonio) i Francja ( Francis)
________________________________________________
Elzvietta  wyszła z Baru by zaczerpnąć powietrza. Przyjechała do Polski, żeby poprawić sobie humor, ten zielonooki chłopak zawsze potrafił ją rozśmieszyć ale dziś rozmowa jakoś się nie kleiła.  Liza oparła się o ścianę budynku. Trzeba przyznać że Polska nieźle wybrał lokal do którego się wybrali. Oprócz baru, który przez większość wieczoru był ich głównym zajęciem w klubie znajdowała się też dyskoteka, nawet zatańczyła tam kilka tańców ale nie bawiła się przy tym. Nawet gdy siedziała przy barze czuła na sobie spojrzenia kilku klientów, choć i tak Feliks zadbał o to by klub w którym się znaleźli nie był pierwszym lepszym barem. Oczywiście Elzvietta nie należała do kobiet słabych i potrafiła by się obronić ale Feliks stwierdził, że damie chodzić w takie miejsca nie wypada. Westchnęła głęboko i wyciągnęła z torebeczki telefon po czym szybko sprawdziła godzinę. Przypomniała sobie gościa który próbował ją zagadać w czasie gdy jakaś blondynka porwała Feliksa do tańca. Chłopak próbował coś do niej powiedzieć, a ona nie wiedziała co odpowiedzieć, nie znała Polskiego zbyt dobrze. Obiecała sobie że kiedyś się nauczy ale nie było czasu. Dopiero gdy wrócił Feliks dowiedziała się o co chodziło chłopakowi. Zaśmiała się sama do siebie. Podniosła głowę.  Ulice obok stała jakaś katedra. Feliks mówił że gdzieś niedaleko są ruiny zamku krzyżackiego. I że w ogóle to dużo się tu zmieniło od kiedy ostatnio tu był. Znajdowali się bowiem w Toruniu , miastu Kopernika, a także dawnym miastem granicznym między państwem zakonu krzyżackiego a Polską. Po chwili zauważyła że pomimo dość późnej w mieście było dość sporo ludzi. Zauważyła dziwnie znajomą sylwetkę. Przez dłuższą chwile nie mogła rozpoznać osoby, na pewno w skutek wypicia dość sporej jak na nią dawki alkoholu. Postać zatrzymała się i chyba rozpoznała Elzviette, bo obróciła się i zaczęła iść w stronę katedry.
-Ej! Gilbert!- krzyknęła, do oddalających się pleców. Postać przystanęła i odwróciła głowę.
-Ja? – Gilbert odwrócił się do niej, najwyraźniej czekając aż dziewczyna podejdzie.  Liza wyczuwając wyzwanie zaczęła iść w jego stronę pięknym zygzaczkiem. – Liza! Jesteś schlana w cztery dupy!- powiedział jak zawsze irytującym głosem albinos.
-Wcale nie! Może nie wygląda ale umysł mam całkiem trzeźwy!- powiedziała dziarsko- i możesz z łaski swojej nie odpowiadać słowami które mają podwójne znaczenie! *– Albinos wywrócił oczami
-Oczywiście i to dlatego że jesteś taka trzeźwa mówisz do mnie po rosyjsku?- Liza się zarumieniła. Ale nie odpowiedziała
-A właściwie to co robisz w Polsce?- zapytała jednak nie potrafiąc zbyt długo stać w  milczeniu. Teraz to Gilbert wyraźnie się zmieszał
-A tak przyjechałem… Po prostu- jednak w tym momencie rozległa się bliżej nieokreślona piosenka ramsteinu pochodzenia komórkowego, i to definitywnie komórki Gilberta. Chłopak wyjął telefon, rozłączył i schował go do kieszeni spodni.
-Kto to?- zapytała dziewczyna, alkohol wyraźnie dawał o sobie znać. Normalnie nie byłaby aż tak wścibska, ba! Normalnie nawet nie zawołała by za albinosem.
-Nie twoja sprawa- odparł po czym delikatnie się zarumienił.- wiesz Liza, masz już dość, pójdę po Feliksa- zaczął iść w stronę klubu.
-Nie! – dziwnie gwałtownie zareagowała dziewczyna- mówię że nic mi nie jest! Postoje chwile na powietrzu i przejdzie-albinos zatrzymał się w pół kroku- a właściwie to od kiedy ty się tak o mnie martwisz? – zapytała. Chłopak wymruczał coś niezrozumiałego
-To chodź się przejść- powiedział i wziął ją pod rękę na co dziewczyna zaczęła się wyrywać
-Ej puść mnie! Mogę iść sama!- Liza co chwile prychała jak rozjuszona kotka.
-Ta i potkniesz się o pierwszą lepszą dziurę albo kamień i rozbijesz łeb i będzie na mnie, co to, to to nie księżniczko. – Liza przestała się rzucać więc i Gilbert poluźnił trochę uścisk. Gdyby ktoś widział ich z boku, mógłby pomyśleć że są parą która wybrała się po prostu na spacer po mieście.
-A tak naprawdę to co tu robisz?- zapytała po raz drugi gdy przechodzili koło pomnika papieża polaka.
- Pokłóciłem się z Ludim , i jakoś tak. – powiedział jakby nieobecnym głosem- a ciebie co sprowadziło do Polen? Oprócz chęci upicia się, bo to ci wyszło- Zaśmiał się złośliwie i spojrzał na dziewczynę
-Nie mogę po prostu odwiedzić przyjaciela!? I nie jestem piana!- powiedziała i ostentacyjnie zarzuciła włosami.
-Tak?- powiedział Albinos z wyraźnym zadowoleniem w głosie- to powtórz  „w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie” **i zrób jaskółkę.
-Że ja nie powtórzę?! W ssz…- dziewczyna zaczęła się jąkać ku uciesze Gilberta
- Dobra to coś łatwiejszego „Jola lojalna Jola nie lojalna” – i znowu wybuchł śmiechem. Dziewczyna nawet nie próbowała powtórzyć tylko odwróciła głowę, nadal trzymając się ramienia chłopaka i próbując go ignorować. Albinos zaczął ją gdzieś prowadzić
- Gdzie idziemy? – zapytała po chwili rozważania czy chce, musi, i czy jest w ogóle po co się odzywać.
-O foch przeszedł?- zapytał i znowu się zaśmiał
-Nie, po postu wolałabym nie zostać, porwana przez pseudo prusaka w obcym kraju i mieście.- wyjaśniła- nie odpowiedziałeś.
-Nad rzekę. A po co ja bym miał porywać jakieś brutalne babsko- Liza uderzyła go jak mogła najmocniej w ramie-  i o tym właśnie mówię. – dodał. Gdy w końcu doszli na bulwar co odbyło się bez jako takich sprzeciwów z obu stron, usiedli na trzecim schodku.
-Ej chodź niżej. – powiedziała dziewczyna i zaczęła wstała i zaczęła schodzić na dół.
-Liza! –zdążył tylko krzyknąć zanim sam poderwał się i podbiegł do brzegu. Liza odpłynęła kawałek dalej . Niewiele myśląc Albinos wskoczył do wody i zaczął płynąć w stronę dziewczyny. Po chwili złapał ją sprawnym ruchem w talii i wyczołgał z nią na brzeg. Odwrócił się na plecy i oddychając ciężko powiedział- Liza nic ci nie jest? – Dziewczyna zakaszlała kilka razy ale odpowiedziała na nie. Przeleżeli tak koło siebie jakieś pięć minut do póki obydwoje się nie uspokoili.
-Zimno mi- stwierdziła Liza i przytuliła bardziej do Chłopaka
-Oddał bym ci bluzę czy coś ale niestety jest tak mokra jak cała reszta moich ubrań! – prawie krzyknął, dziewczyna skuliła się lekko przestraszona ale po części z zimna. Oczywiście nie przyznała by tego przed nikim ale była wdzięczna za to że Gilbert ją wyłowił
-przepraszam- powiedziała ledwo słyszalnie. Gilbert pokręcił głową po czym się podniósł i zaczął podnosić dziewczynę.
-Chodź bo się przeziębisz- i zaczął prowadzić dziewczynę po schodach na górę.
-Gdzie idziemy- powiedziała przytulając się do Gilberta. Szok tylko spotęgował poczucie zimna
-Mam zamiar cię porwać. – powiedział obejmując ją ramieniem i pocierając dłonią po jej ręce. Okazało się że Gilbert miał wynajęty pokój w hotelu niedaleko. Recepcjonista patrzył się na  nich dziwnym wzrokiem kiedy weszli cali mokrzy do windy. Wjechali na ostatnie piętro i Gilbert zaczął szukać kluczyka po kieszeniach. W końcu ( po piętnastu minutach szukania- a myślałam że tylko damska torebka ma wbudowaną czarną dziurę)otworzył drzwi i pierwszym co rzuciło się Lizie w oczy było spore dwuosobowe łóżko.
-Widzę że pokrzyżowałam plany- rzuciła Liza jakby od niechcenia zdejmując buty.
-Daj spokój, zabrakło jedno osobówek, a to jeden z niewielu hoteli które w miarę lubię więc wiozłem dwójkę. – powiedział sam mocując się z mokrymi sznurówkami adidasów. Dziewczyna pokiwała głową. Była zbyt zmęczona żeby się sprzeczać było już po pierwszej, a przygoda na bulwarze i alkohol krążący w krwi robił swoje.- weź ciepły prysznic-powiedział podchodząc do małej walizeczki koło łóżka – tam masz łazienkę- wskazał głową na drzwi po drugiej stronie pokoju. Pokój ten był w jasnej, beżowej tonacji. Wyłożony był wykładziną o jasnobrązowym odcieniu. Oprócz wcześniej wspomnianego łóżka stały też tam dwa fotele, biurko i lampa.
-Ale, ja nie mam w co się przebrać...- powiedziała dość nieśmiało.
-Wiem.- stwierdził sucho Gilbert. Po czym rzucił w stronę dziewczyny jakąś szmatką. Dziewczyna rozwinęła szmatkę
-No chyba sobie żartujesz! Nie będę paradować na wpół naga!- trzymała w ręce czarną koszulkę z logo zespołu „die krupps”.
-A masz wybór? Masz- rzucił jeszcze jednym kawałkiem materiału, którym okazały się być spodenki piłkarskie. Dziewczyna skinęła głową w formie podziękowania i weszła do łazienki. Poczuła ulgę gdy krople ciepłej wody zaczęły spływać po jej skórze. Gdy wyszła z toalety (swoją drogą użyczyła pasty do zębów z kosmetyczki która stałą na półeczce) zobaczyła że Gilbert już czeka aż ta zwolni pomieszczenie. Liza usiadła na fotelu i nieświadomie odpłynęła do krainy morfeusza.
Obudził ją dźwięk cichej muzyki i promienie słońca. Chwile zajęło jej skojarzenie gdzie jest i jak się w ogóle tu znalazła. Otworzyła oczy żeby zobaczyć że nie jest już w fotelu a na łóżku, przykryta kołdrą i z jakimś pluszakiem koło głowy. Podniosła się na łokciach i zlustrowała pokój wzrokiem aby dowiedzieć się gdzie jest jego tymczasowy właściciel. Gilbert był, i miał się całkiem nieźle. Albinos złączył sobie fotele i położył na nich tak że był w pozycji na wpół siedzącej, przykryty był jakimś kocem, widocznie nie zbyt grubym  ponieważ chłopak skulił się i wtulał w niego jak czasem Liza w zimę do kaloryfera. Źródłem muzyki okazały się być słuchawki które Albinos miał na uszach. Liza nie rozumiała jak mógł zasnąć słuchając muzyki tak głośno, skoro ona to słyszała, nie chciała wiedzieć jak słyszał to Gilbert. Podniosła się  z łóżka i podeszła jak najciszej mogła do Chłopaka. Po chwili takiego patrzenia się na niego podeszła powrotem do łóżka zabrała z niego kołdrę i przykryła go na co ten odpowiedział mruknięciem i wygodniejszym umoszczeniu się na fotelach. Liza nie wiedziała zbytnio co ze sobą zrobić. Usiadła więc na łóżku z skrzyżowanymi nogami i zaczęła bawić się własnymi włosami. Po chwili przypomniała sobie dość ważny szczegół..Feliks! Wstała i w pędzie wbiegła do łazienki szybko zlustrowała pomieszczenie wzrokiem żeby odnaleźć jakąkolwiek rzecz należącą do niej. Widząc tylko ubrania porozwieszane po wszelkich powierzchniach płaskich wyszła z pomieszczenia, i zobaczyła to co chciała znaleźć. Na parapecie, nad kaloryferem leżały dwa telefony rozebrane do części pierwszych. Podeszła tam i zaczęła próbować jakoś skompletować swój. Po chwili odwróciła się by sprawdzić z czego leci muzyka skoro telefon Gilberta leżał na parapecie, uspokoiła się widząc odtwarzacz MP3 i skończyła składać części.  Na wyświetlaczu pojawił się mały napis wdzięcznie głoszący „proszę wprowadzić PIN”. A żeby ona go jeszcze pamiętała!
-Aghr!- zirytowała się Liza i w tym momencie ktoś zabrał jej telefon z ręki, usłyszała rytmiczne stukanie o ekranik i telefon znalazł się na wysokości jej oczu patrzyła chwilę zdezorientowana na urządzonko po czym niepewnie wzięła je do ręki
-Zwykłe „danke” wystarczy-  Liza odwróciła głowę. Gilbert stał i drapał się po głowie po chwili ziewnął i z mało inteligentnym wyrazem twarzy udał się do świątyni dumań. Na ekranie pojawił się napis „Witamy”.  Gdy telefon włączył się na dobre Liza przestudiowała co najmniej pięćdziesiąt esemesów od Feliksa, jakieś dziesięć od Litwy i jeszcze kilka powiadomień o tym że „numer **** jest już dostępny”  dziewczyna westchnęła głęboko i szybko wystukała wiadomość, że nic jej nie jest że ma się nie martwić i że przeprasza. Opis sytuacji w jakiej się znalazła pominęła, bo wiedziała jak Polak mógł zareagować na to że jeden z jego głównych wrogów jest na jego ziemiach, i że jeszcze porwał mu kumpele. Po chwili drzwi od łazienki otworzyły się i stanął w nich Prusak z swoim zwykłym, złośliwym uśmiechem na twarzy.
-Jak się spało?- zapytał tocząc pianę z ust, gdyż w ustach miał szczoteczkę do zębów.
-Dobrze, dziękuje- odpowiedziała Liza grzecznie, starając się omijać Albinosa wzrokiem.
-A mi niezbyt wygodnie, i nie mogłem zasnąć- po chwili zastanowienia dodał- chrapałaś i mamrotałaś coś ciągle.- powrócił do zlewu by wypłukać piane z ust. Gdy tylko Albinos pojawił się z powrotem w drzwiach łazienki oberwał pluszakiem.- Hau ab! Za co?!-krzyknął po tym gdy oberwał jeszcze poduszką, budzikiem( WTF? O.o) i kilkoma innymi przedmiotami które Liza znalazła w swojej stosunkowo małej torebeczce która leżała koło walizeczki Albinosa
-Za niewyrażanie się przy damie! –krzyknęła zbyt dobrze obeznana w niemieckich zwrotach Liza.
-A widzisz tu jakąś?- zapytał chowając się za ścianą Gilbert
- A sobie wyobraź że stoi przed tobą!
-A tu mi jedzie czołg? Czy gołą babe widzisz? – Albinos wychylił się zza ściany i wskazał na swoje prawe oko. Ela nie wytrzymała rzuciła się na chłopaka z poduszką w ręce zaczęła go nią okładać.
-Au! Ela, Zbeta!- Gilbert próbował się bronić jednak nie wychodziło mu to. W pewnym momencie usłyszeli pukanie
-śniadanie!- głos zza drzwi był męski. Gilbert pokazał rękoma gest na zawieszenie broni. Liza skinęła głową, była zdziwiona że Gilbert pamięta jeszcze ten kod którego używali jako dzieci. Gilbert podszedł do drzwi otworzył je i powiedział coś po niemiecku, czemu Liza nie za bardzo się przysłuchiwała. Po chwili Albinos zamknął drzwi żegnając się z boyem hotelowym i dziękując mu. Chyba też mu coś podawał, i Liza domyśliła się iż mógł być to napiwek.  Gilbert z talerzami podszedł do stolika stojącego w rogu, po czym postawił je na nim i obrócił się do Eli. Chciał coś powiedzieć ale rozległ się dzwonek telefonu Lizwietty . Dziewczyna odebrała i z słuchawki popłynął głos Feliksa
- Ty Śliwko! Wiesz jak ja się martwiłem! Jakby totalnie, nie wiesz co ja przeżywałem! Gdzie jesteś?- przez chwile jeszcze przysłuchiwałam się Polskiemu słowotokowi.
-Tak wiem przepraszam! Ale nic mi nie jest, i wszystko ok. Eee… właściwie to nie wiem gdzie jestem …- powiedziała jakby niepewnie.
-To mamy mały problem. Bo mnie już jakby w Toruniu nie ma. – powiedział Chłopak ze zmieszaniem.
-Jak to cie w Toruniu nie ma!?-prawie krzyknęła w słuchawkę.
-No… eee… bo wiesz jak byłem wczoraj lekko podchmielony to jakby zadzwonił Liciek że mu  samochód pod Krakowem padł i tak jakoś...- zaczął plątać się zielonooki .- ale się Lizuś! Jak wejdziesz do pierwszego lepszego baru czy restauracji i kelnerka, barman o ile młody to zrozumie jak po angielsku się zapytasz! Dasz radę, oj muszę kończyć wjeżdżam do tunelu szczszczsz…- zaczął udawać szeleszczenie po czym się rozłączył.
- Co jest Liz- powiedział Gilbert wpychając do ust naleśnika oblanego dość obficie syropem klonowym.
-Właśnie zostałam sama, w obcym mieście, nie znając  języka.- powiedziała na skraju załamania nerwowego. Usiadła na krześle naprzeciwko Albinosa i patrząc nieprzytomnym wzrokiem na talerz.
- A jak miałaś zamiar wrócić do domu?- zapytał biorąc do ust kubek z kawą bo naleśniki zniknęły już z talerza choć było ich dość sporo.
-No mam bilety na samolot na pierwszą… Lotnisko w Bydgoszczy czy jakoś tak…- powiedziała już spokojniej. Co jak co ale jeżeli chodziło o poruszanie się po Polsce, to Gilbert bił ją na głowę , jednak spędził tu trochę czasu, więc wiedział co i jak.
-No jak masz bilet to nie ma problemu! O ile nie musisz łazić po urzędach to wszędzie w Polsce się dogadasz!- powiedział z przekonaniem w głosie- nie jesz? Daj spokój Liz! Wczoraj specjalnie jeszcze lazłem żeby domówić jeszcze jedno śniadanie- zdziwiła się, ale wzięła sztućce do ręki i zaczęła jeść. Gdy kończyła jeść ostatniego naleśnika zapytała
-Właściwie to co robisz w Polsce
-No mówiłem, że się z Ludim pokłóciłem to przyjechałem. Aż tak piana żeby nie pamiętać to nie byłaś, chyba że masz słabszą głowę niż myślałem- podniósł kubek do ust.
-Nie no pamiętam. Ale czy ty nie miałeś jakiegoś domku wakacyjnego czy czegoś nad morzem w  Warnemünde czy jakoś tak?- zapytała przecinając kiwi  w celu zjedzenia go.
-Nie wakacyjnego, tylko zwykła osobówka i tak miałem, znaczy mam. – powiedział zabierając jej sprzed nosa połowę kiwi. Liza zaśmiała się w myślach. W jednej chwili się kłócili w drugiej rozmawiali normalnie, a jeszcze kiedy indziej zachowywali jakby byli dziećmi.
-To czemu jesteś w Polsce?- zapytała wbijając łyżeczkę w miąższ owocu i przeklinając cicho ponieważ sok prysnął jej w oko.
-Geez…. Ale ty dociekliwa. Bo Francowi pożyczyłem, poznał kogoś ostatnio, chciał ją gdzieś tam zabrać, to mu pożyczyłem. Widok ładny, plaża blisko, a ponoć jedna z ładniejszych w Niemczech...- Eliza wywróciła oczami. Jak można komuś „pożyczyć” dom. Mimo wszystko jednak skinęła tylko głową.
-Eh… chciałabym tak kiedyś nad morze…- powiedziała cicho jakby sama do siebie
-To jedź… A nie przepraszam, Ty nie masz przecież dostępu! – zaśmiał się chrapliwie
-Odezwał się! Ty nawet państwa nie masz!- powiedziała próbując być spokojną.
-Może i nie mam ale za to nie jestem służącym! I nie daje się pomiatać jakiemuś lalusiowi! – tu Liza nie wytrzymała
-Roderich nie jest lalusiem! To że ktoś jest wrażliwy na sztukę, nie znaczy że jest ciotą!
-Liza ile razy on cie zdradzał? Raz? Dwa? Nie! O wiele więcej i dobrze o tym wiesz!- Gilbert wstał od stołu i bez słowa wszedł do łazienki. Po chwili wyszedł z niej w pełni ubrany, i nawet nie obrzuciwszy Lizy spojrzeniem podszedł, widać było że jest zły, zamaszystym ruchem otworzył drzwi i chciał wyjść, ale przystanął słysząc pytanie.
-Gdzie idziesz?- Liza wpatrywała się w niego z brakiem zrozumienia w oczach i zmarszczką między brwiami którą prusak nieświadomie, już wieki temu, nazwał uroczą.
-Jak najdalej- powiedział wychodząc i zamykając drzwi. Lizie chwilę zajęło skojarzenie co się właśnie stało, jednak gdy już do tego doszła poderwała się z miejsca, i nie patrząc na to że nadal jest ubrana w ciuchy Gilberta wybiegła z pokoju. Zatrzymała się przy windzie. Pokazywała ona że ktoś kto do niej wsiadł jest piętro niżej. Znów niewiele myśląc zaczęła zbiegać po schodach. Ludzie obdarzali ją niezbyt przyjaznymi spojrzeniami. Liza nie zwracała na to jednak uwagi. Zobaczyła sylwetkę Albinosa tuż przy recepcji. Czym prędzej tam podbiegła i złapała chłopaka za rękaw. Ten, lekko zdezorientowany obrócił się i widząc dziewczynę stanął jak wryty. Liza oddychała dość ciężko, dawno nie ćwiczyła. Włosy miała potargane, no i cały czas była w jego ciuchach, no i biegła na boso
-co ty…- zaczął oschłym tonem ale nie pozwoliła mu dokończyć
-Chyba nie chciałeś mnie tu zostawić?- powiedziała delikatnie łamiącym się tonem. Co prawda, było to raczej spowodowane tym iż biegła niż smutkiem ale trzeba to wykorzystać! Liza próbowała wykorzystać swoją płeć i próbowała zrobić maślane oczka.
- Jezu… Liza nie wysilaj się bo to…- pochylił się delikatnie i ściszył głos, widząc że chwilowo są w centrum zainteresowania większej części hallu, nie dość że Albinos to jeszcze to- żałosne. – wyprostował się – Chodź ludzie patrzą.- złapał Lizę za rękę i zaczął prowadzić ją do windy, gdy stanęli właściwie przed jej drzwiami Liza zatrzymała się i nie chciała iść dalej.- Co znowu?!- powiedział już trochę zirytowany
-Nie wsiądę do windy…- powiedziała Liza jakby to miało wszystko wyjaśnić
-A to czemu księżniczko? Bo ja się po żadnych warkoczach i innych kudłach wspinać nie będę a wiesz wynalazki są po to żeby z nich korzystać…
-Boje się – przerwała mu w pół zdania- boję się jeździć windą.- Było to prawdą, mogła robić wszystko skakać na bungie, z samolotu nawet zjeść coś ugotowanego przez Arthura ale do windy nie wchodziła, to urządzenie zawsze napawało ją dziwnym niepokojem. Albinos westchnął i zawrócił w kierunku schodów. Gdy byli już w pokoju Gilbert puścił Liz, cały czas trochę za mocno trzymał ją za rękę co pewnikiem skończy się siniakiem ale teraz nie było to ważne, Albinos i tak był zły.
-Przepraszam, nie powinnam  ci wypominać…- zaczęła cicho
-O czy ja dobrze słyszę, panna patelnia mnie przeprasza? – odpowiedział sarkastycznym głosem, widać że poprawił mu się humor
-Ostatni raz w twoim nędznym życiu- Chłopak wybuchnął śmiechem
-Ostatnio mówiłaś tak w… 1890? – znowu wybuchł śmiechem.
-Tak chyba, tak. – też wybuchła śmiechem.
-Dobra, przebierz się w coś i lecim- powiedział  siadając na fotelu i wyciągając komórkę, po chwili słychać było dźwięki gry w angry birds
-Ale gdzie?- zapytała nie zbyt pewna zamiarów Chłopaka, niby już się nie gniewa ale kto go tam wie.
-Jak gdzie, na miasto. Coś musimy robić nie? Co ty myślisz że ja sobie od tak 24 godziny w hotelu siedzę?- Liza powoli skinęła głową z niedowierzaniem w oczach. –ciuchy masz w łazience.- dodał jakby to miało wszystko wyjaśnić. Nie wiedząc co zrobić dziewczyna weszła do łazienki. Gilbert w fotelu westchnął głęboko i oparł głowę na dłoni „w co ja się wpakowałem” pomyślał ale w głębi siebie cieszył się z zaistniałej sytuacji.
Liza właściwie nigdy nie była w innym polskim mieście niż w Warszawie dla zwiedzania. Jakoś nie było ku temu okazji i czasu. Zazwyczaj gdy przyjeżdżała gdzie indziej niż do stolicy, to tylko po to by posiedzieć z Feliksem i na następny dzień wyjechać, ewentualnie się gdzieś napić tak jak to miało miejsce teraz. Szła więc koło Gilberta i przyglądała się wszystkiemu . Było już południe i chodź właściwie nie stawali, to Gilbert i tak uważał że nie zdążą zobaczyć wszystkiego. Gdzieś koło dwunastej Liza już nie nadążała, miała kondycje ale buty na obcasie utrudniały zadanie, ponadto wykładane kamieniem uliczki nie były chwilowo najlepszym podłożem.
-Gilbert! Poczekaj ! – krzyknęła za chłopakiem gdy ten był już jakieś dwa metry przed nią i dalej szedł tym samym tempem, Liza w tym czasie obmyślała plan zemszczenia się na butach.
-Co jest? Nie nadążasz?- zapytał z udawanym zdziwieniem w głosie.
-Oczywiście że nadążam! Ale jeśli tak dobrze znasz to miasto to powiedz mi gdzie jest jakiś obuwniczy! Nie wytrzymam w tych butach!- powiedziała dochodząc do niego i opierając się na jego ramieniu
-Liza
-hmm?
-Stoimy koło obuwniczego  
-No przeciesz wiem, sprawdzam twoją czujność!- powiedziała i skierowała się do wejścia do sklepu. Po chwili już przymierzała zwykłe trampki hal
ówki. Gilbert obserwował to z powątpiewającym wyrazem twarzy.
-Jezu Liza! Jak już kupujesz buty to kup porządne… Te ci się rozkleją po tygodniu!- powiedział i podszedł do półki z innymi, droższymi butami. Uważnie przeczesał półeczkę wzrokiem i zdjął jakieś botki po czym powiedział coś po polsku do ekspedientki.
-Liz jaki masz rozmiar?- zapytał po chwili
-E… 38.. ale po co ci… Ej! Gilbert pozwól że sama wybiorę buty!
-Proszę bardzo, to tylko jedna z opcji!- Po czym podał jej ładną botkę  w kolorze beżu z kokardką przy palcach. Dziewczyna założyła. Pasowały jak ulał. I były całkiem wygodne. Liza wstała i podeszła do lustra. Na nodze wyglądały całkiem całkiem. Uśmiechnęła się do siebie.
-No są bardzo ładne, ale…  Nie wiem. Mam już takie w domu i to by się mijało z celem. Wolałabym raczej jakieś trampki. – Chłopak pokiwał w zamyśleniu głową po czym zdjął z półki jakieś conversy, sprawdził rozmiar i podał je Dziewczynie. Przymierzyła. Były śliczne, w pięknym odcieniu mięty pasującym do jej białej sukienki którą miała akurat na sobie. Były wygodne i ładnie leżały. Nie zastanawiała się długo
-Te! – powiedziała po chwili namysłu.
-219zł- powiedział Gilbert po chwili rozmowy z sprzedawczynią. – bez zastanowienia wyjęłam dwa banknoty, ale po chwili zorientowałam się że coś tu nie tak
-Gilbert- chłopak mruknął coś w odpowiedzi- nie mam złotówek- chłopak spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem
-Jak nie masz? A w barze za co piłaś?
-Feliks stawiał! I nie piłam dużo!- powiedziałam w geście samoobronnym.
-Dobra- chłopak wyciągnął własny portfel i podał kasjerce dwa banknoty. Zostałam w trampkach. Drugie buty schowałam do siatki po conversach i z uśmiechem ( i rumieńcem) na twarzy wyszłam z obuwniczego.
-Danke- powiedziałam cicho gdy wyszliśmy ze sklepu
-Nie ma za co. Daj- wyrwał jej torbę z butami. – czas na przerwę, czas na kit kat.- powiedział głosem rodem z reklamy tegoż batona. Roześmiała się głośno. Chłopak złapał ją pod ramie i wciągnął na chodnik w momencie gdy przejeżdżała koło nich ciężarówka.
-Uważaj, nie będę cie zdrapywać z kamieni.- powiedział. Dziewczyna wyrwała się z jego uścisku lekko zarumieniona, ale nic nie powiedziała.  –chodź nam dobrą lodziarnie niedaleko, dają duże porcje, i chwile przysiądziemy.
-Czyżbyś nie dawał rady?- zapytała bawiąc się rąbkiem spódnicy.
-Przypomnę ci, jakieś 10 minut temu mówiłaś że nie wytrzymasz. – Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę jakiegoś „ogródka” po chwili rozmawiał z ekspedientką. Liza znowu przeklęła w myślach to iż nie znała polskiego. – Liza… Ziemia do Héderváry!- dziewczyna zamrugała kilka razy- jaki chcesz smak?
-Ee… czekoladowy.- powiedziała niepewnie. Gilbert powtórzył to po polsku i zapłacił. Po chwili już podawał Lizie jej loda. Dziewczyna polizała niepewnie, by stwierdzić że Albinos nie kłamał i ze jest naprawdę pyszny. Weszli do ogródka i usiedli przy jakimś wolnym stoliku.
-Co ty taka zamyślona? –zapytał po chwili Gilbert, oblizując rożek. On chyba wziął miętowy.
-A nie wiem, jakoś tak. Coś czuje że… W ogóle Gilbert wiesz może jak dojechać na ul. Małachowskiego? – zapytała po chwili
-Jako, tako. A co?- zapytał wycierając kącik ust chusteczką.
-Bo mam tam swoje rzeczy, to takie zastępcze mieszkanie Feliksa, znaczy wynajęte…- przytaknął.
-A klucze masz?- widząc jej wyraz twarzy westchnął i się podniósł. – To dzwoń do Feliksa, po numer właściciela albo po co tam żebyś mogła wejść. –skinęła głową. I wykręciła numer do zielonookiego.
-Halo? Feliks? Tak cześć, tak daje rade, Mhm,- w tym momęcie Gilbert wyrwał jej komórkę
-Słuchaj mendo, też rozpaczam że cie słyszę, potrzebne nam klucze do tego całego twojego mieszkanka czy czego tam. A co nie mogę na wakacje przyjechać? No to daj numer do właściciela a najlepiej to sam do niego zadzwoń i powiedz, że koleżanka tam rzeczy zostawiła! A co mnie to obchodzi! Ta, pa- powiedział i oddał jej urządzenie. – zaraz oddzwoni.- powiedział i przystanął. – Na Małachowskiego to w tamtą. – wskazał na przeciwny kierunek i zaczął tam iść.
-Gilbert, który to przystanek?- zapytała Liza gdy mijali któryś z kolei przystanek autobusowy.
-Żaden, mamy dużo czasu to można się przejść, właściciel ma być tak za czterdzieści minut to akurat dojdziemy. – szli spokojnym tempem, a Gilbert od czasu do czasu mówił coś typu „co tak wolno?” albo „ w takim tempie to do wieczora nie dojdziemy”. Po jakiejś pół godziny jednak stanęli przed wejściem do bloku w którym Liza zostawiła wczoraj walizkę z swoimi rzeczami. Zadzwoniła domofonem i zaczęła mówić, ale przypomniała sobie że to nie Węgry i zapewne osoba po drugiej stronie domofonu usłyszała piękny bełkot. W tym momencie wciął się Gilbert i zgrabnie ( a bynajmniej w mniemaniu Lizy) wytłumaczył o co chodzi. Po chwili usłyszeli dźwięk otwierania drzwi. Liza już sięgała po klamkę ale Chłopak ją uprzedził. Szarpnął za drzwi te z oporem się otworzyły. Mieszkanie znajdowało się na drugim piętrze.  Gdy wchodzili Liza przeskakiwała po dwa stopnie na raz. Gdy dotarli pod drzwi Liza zawahała się, ale już nie Gilbert. Albinos złapał za klamkę i bez zastanowienia otworzył drzwi. Puściły , w korytarzu stał mężczyzna w średnim wieku, lekko łysawy. Po załatwieniu sprawy wrócili do hotelu. I wszystko było by pięknie, gdyby nie telefon który zakłócił wyjście na dworzec w celu dotarcia Lizy na lotnisko. Dziewczyna rozłączyła się cała blada a Gilbert spojrzał na nią pytająco.
-Gilbert, odwołali mi lot, najbliższy mam za tydzień.
************************************************
* Liza była lekko wstawiona, i chodziło jej o "ja" co po niemiecku znaczy "tak"
**mój Tata czasem robi takie testy na trzeźwość mojemu bratu... Gilbert według mnie umie mówić po polsku, i potrafi wymówić tego typu rzeczy ze względu na to iż kiedyś Prusy Książęce były lennem Polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz