niedziela, 23 czerwca 2013

Piraci z Hetalii cz. 9!

おはよう!
Czeeeść : D A więc mam nowy rozdział i pasek! ( wyrobiła 5 z niemieckiego choć nie wie jak powiedzieć że  lubi ser czy cokolwiek innego) Smutam bo wejść mało a ja się staram... No nic mam nadzieje że rozdział się spodoba, choć cały świat chyba się uwziął na główną bochaterke... No nic... Więc a oto i rozdział 9!
***
 Łódź w końcu dopłynęła do jako-takiego pomostu przy brzegu. W niektórych miejscach belki były lekko podłamane, w innych próchniały lub z powodu napęcznienia wodą nie tworzyły zbyt stałego podparcia dla nogi. Antonio pomógł jej wyjść z łodzi. Bella stanęła i zachwiała się lekko, a belki pod nią niebezpiecznie zatrzeszczały. Antonio potrzymał ją. Bella spojrzała na statek  i zobaczyła machającą sylwetkę Eduardo

-Eduardo nie schodzi na ląd?- zapytała odmachując.
-Nie, żeby go nie korciło- odpowiedział spokojnie Antonio.
-Czemu miało by go korcić? – zapytała Bella ale gdy się odwróciła wszystko stało się jasne. Zaraz za pomostem, gdzie podłoże było bardziej stałe stało kilka kobiet, nie grzeszących cnotą, jeśli wiadomo o co chodzi. Bella spojrzała na nie z pogardą i zerknęła na Antonia który starał się nie patrzeć w tamtą stronę. Po całej wyspie chodzili różni ludzie, z różnym wyglądem i widocznie różnymi zarobkami. Antonio delikatnie złapał Belle pod ramie  i zaczął prowadzić w stronę jako-takiego miasta w którym można było by względnie zrobić coś innego niż zabawić się z skąpo odzianymi dziewojami. Kątem oka Bella zauważyła że Antonio stara się nie patrzeć na nic konkretnego.
-To co będziemy tu robić?- zapytała Bella niepewnie przysuwając się do Hiszpana.
-Jeszcze nie wiem, na razie można wejść się czegoś napić.- stwierdził, Bella tylko pokiwała głową. Była to jej pierwsza wizyta na tak zwanej „dzikiej wyspie”. Słyszała kiedyś o podobnych, kilka razy Arthur napomniał coś o podobnych, i Belli na razie nie podobało się w nich wszystko. Właściwością tak owej wyspy było między innymi to że nie należała ona do żadnego konkretnego kraju, a nawet jeśli to tak owy się do niej zazwyczaj nie przyznawał, nikt nigdy raczej nie tłumaczył czemu, teraz Bella zaczynała to rozumieć.
-Właściwie co to za wyspa?- zapytała niepewnie idąc za nim do jakiejś podejrzanie wyglądającej knajpy. Hiszpan zastanawiał się przez chwilę.
-Chyba Tortuga…(zignoruje fakt że Tortuga to wyspa na morzu Karaibskim…)- powiedział niepewnie, rozglądając się dookoła. – choć w gruncie pewny nie będę, takich wysp jest mnóstwo.- wzruszył delikatnie ramionami i otworzył drzwi. Na samo wejście Bella musiała się uchylić przed nadlatującą szklanką. W środku knajpy panował zaduch, ludzi było pełno, wręcz jak mrówków. Od samego progu bił nieprzyjemny jak dla Belli zapach alkoholu mimowolnie, dziewczyna lekko się skrzywiła. Antonio delikatnie „osłonił” ją samym sobą i tak powolutku próbując nie zwrócić na siebie uwagi przeszli przez salę. Niepewnie usiedli gdzieś w rogu, przedtem prosząc gościa za barem o dwa kieliszki wina, nie przyszli się przecież upić.
-Często bywacie na takich wyspach?- zapytała Bella niepewnie mimo panującego gwaru, bójek i innych tego typu rzeczy było ją doskonale słychać
-Dość… Wiesz marynarze potrzebują się czasem spotkać z jakąś kobietą…- powiedział lekko się czerwieniąc i odwracając wzrok. Bella skinęła głową rozumiejąc o co chodzi. To tak jak te wszystkie wielkie damy „znikające” w środku przyjęcia z oficerami… Bella spojrzała na sale na której wręcz roiło się od takich „dam” do towarzystwa. Bella kątem oka zauważyła również jak  dwie czy trzy z nich zmierzają powoli w ich stronę, kołysząc zaczepnie biodrami. Zrobiło się jej niedobrze. Kobiety kompletnie ją ignorując zaczęły krążyć koło miejsca w którym siedział Antonio, aż w końcu pchać się mu na kolana. Bella patrzyła na to z typowym „WTF” na twarzy.
-Emm…- Antonio nieudolnie próbował jakoś zbyć kobiety- czy mogły by sobie panie pójść?- zapytał, jak dla Belli zbyt grzecznie.
-Daj spokój marynarzu- powiedziała głosem jakby chciała a nie mogła jedna z kobiet, na dodatek po francusku.
-Wolisz przesiedzieć cały dzień z tą szarą myszką?- zawtórowała jej koleżanka po fachu.
-Ta noc pełna może być rozkoszy…- zakończyła trzecia, z premedytacją i dość nachalnie starając się pocałować Hiszpana w usta. Belle przeszedł dreszcz i naprawdę miała ochotę popełnić przestępstwo. Antonio sprawnie odepchnął od siebie kobietę i jednym łykiem wypił cały kieliszek wina po czym się podniósł.
-Nie dziękuje- powiedział spokojnie patrząc na Bellę która robiła się coraz bledsza. Dziewczyna zrozumiała czego teraz wymaga od niej Antonio i również jednym łykiem dopiła swoje wino po czym podniosła się i szybko przedostała się do „swojego” kapitana. Antonio zaczął szybkim krokiem, trzymając Bellę za rękę przez co się zarumieniła, przemierzać karczmę z bezpośrednim zamiarem opuszczenia jej. Bella szybko dreptała za nim starając się dotrzymać mu kroku, oczywiście życie nie może być piękne i kolorowe i w ogóle emanujące kwiatkami moe. O niee… To przecież oczywiste że któraś z tych latarnic musiała złapać Bellę za rękę i to musiało być oczywiste że nie chciała jej powiedzieć że zostawiła torebkę. Kobieta, o długich kręconych włosach i czerwonej  sukni  z wielkim dekoltem patrzyła na nią wyzywająco i z obrzydzeniem w oczach. Bella zmuszona została do zaprzestania truchtu za Antoniem, ten jednak nie zauważył że jej ręka wyślizgnęła mu się.
-Nie wiem kim jesteś, ale zabierasz nam klientów!- syknęła kobieta a Bella miała wrażenie że cała karczma je obserwuje.
-Jakich klientów?- zapytała niepewnie Bella po czym, nie chcąc zostać sama w karczmie, uderzyła kobietę w twarz, wyrwała się i czym prędzej wybiegła z karczmy, co chwile oglądając się tylko czy żadna z kobiet, lub ktokolwiek za nią nie idzie. Lekko zdyszana wypadła z karczmy gdzie czym prędzej przylgnęła do Antonia który właśnie zawracał by ją odnaleźć.
-Izabell co się…?- chciał zapytać ale przerwała mu kręcą tylko głową na nie. Antonio pozostawił to bez komentarza i zaczął powolnym krokiem kierować się w stronę jako takiego „miasta” właściwego. Bella nadal trzymała się jego ramienia odcinając tym samym dostęp krwi do dłoni, ale miała to głęboko w nosie. Antonio nagle zaczął skręcać do jakiegoś niezbyt ciekawego sklepu z zakurzoną wystawą na której stało kilka manekinów z ponarzucanymi na  nie sukniami, z dość powycinanymi dekoltami.
-Gdzie idziemy?- zapytała podnosząc wyżej głowę.
-Do sklepu, nie możesz ciągle chodzić w moich ubraniach- powiedział uśmiechając się lekko i starając się ukryć rozbawienie w głosie. Bella zlustrowała swój ubiór rzeczywiście nadal chodziła w ubraniach Antonia, co miała zrobić skoro przy porwaniu nie dają kufra z sukniami gratis? Bella odczepiła się od ramienia chłopaka i weszli do sklepu. Widać było że nie jest to żaden wyrafinowany salon mody ale nie można narzekać. Na zakurzonych półkach, leżały równie zakurzone suknie, jakie były w przybliżeniu tego nie zaobserwowała ze względu na to że były poskładane w równiutką kosteczkę.
-Emmm… dzień dobry?- rzuciła po polsku nie wiedząc co ma zrobić, nadal nie była pewna jaki język obowiązywał na tej wyspie. Zza drzwi ukrytych za jednym z regałów wysunął się około czterdziestoletni mężczyzna, łysawy z wręcz czerwoną skórą i lekko naburmuszoną miną.
- Bonjour- mężczyzna powiedział to tak jakby wypluwał to słowo. – Co podać?- jak się okazało robił tak z każdym. Ten Francuski kompletnie nie pokrywał się z francuskim jakiego używało jej kuzynostwo, a dokładnie jeden kuzyn pochodzący z Paryża. Jak on to kiedyś określił „francuski rynsztokowy”.
-Chcielibyśmy zakupić sukienkę- powiedział Antonio co wywołało u sprzedawcy minę typu „no co ty Sherlocku?”.
-A tak dokładniej?- zapytał opierając się o ladę.
-Jakąś w miarę przyzwoitą- powiedziała szybko Bella. Mężczyzna z gderaniem wyszedł na chwilę na zaplecze po czym wrócił z powrotem trzymając na ręku ładnie złożony kawałek materiału. W odpowiedzi na wyczekujący wzrok Belli rozwinął on materiał i jej oczom ukazała się całkiem ładna, prosta sukienka w kolorze bladego niebieskiego. Bella zlustrowała ją uważnie spojrzeniem.
-Czy będę mogła ją przymierzyć? – zapytała niepewnie studiując krój sukienki. Mężczyzna skinął głową i nagle jakby się ożywił.
-Tam za drzwiami jest taka izba, tam morze się panienka przebrać, tylko drzwi lekko się zacinają, ale ja już mam na nie sposób- powiedział o wiele uprzejmiej niż dotychczas. Bella skinęła głową i udała się do wskazanego pomieszczenia. Mężczyzna zamknął drzwi wcześniej wstawiając do środka dość spore lustro. Bella nie zwlekając przebrała się w suknie, dawno nie czuła się tak dziwnie, jednak wychodziło na to że musi powrotem przywyknąć do sukienek i gorsetów, choć ten w tej sukience prawie nie istniał. Mimo że według niej dekolt i tak był troszkę za duży to wyglądała nawet całkiem nieźle. Suknia była gustownie wykończona i nie posiadała aż takiej ilości falban jak niektóre które musiała nosić będąc jeszcze na stałym lądzie. Bella zakręciła się uśmiechnięta, postanowiła pokazać się Antonio. Podeszła do drzwi ale to nic nie dało. Spróbowała jeszcze raz ale próba i tym razem zakończyła się fiaskiem. Nagle drzwi ktoś szarpnął od zewnątrz i tym razem zamek puścił. Za drzwiami stał ten łysawy mężczyzna- sprzedawca, choć teraz wyglądał trochę dziwnie, był jakby bardziej… nie wiedziała jak ubrać to w słowa. Wyszła niepewnie z pomieszczenia trzymając ubrania Antonia w ręku, rozejrzała się uważnie po sklepie, Antonia tam nie było. Czyżby ją zostawił? Nie, to nie możliwe… chyba.
-Gdzie jest Antonio?- zapytała niepewnie, faktem było że nie dość że bez niego nie czuła się tak pewnie to jeszcze nawet nie miała przy sobie żadnych pieniędzy.
-Ten chłopak który tu z tobą był?- zapytał sprzedawca udając że nie wie o kim mowa, Bella skinęła głową- wybył- stwierdził podchodząc niebezpiecznie blisko Belli. Dziewczyna niepewnie się odsunęła jednak on nadal podchodził coraz bliżej. Bella wiedziała że nie może cofać się dalej, gdyby cofnęła by się dalej, znalazła by się niechybnie w pułapce, w tej dziwnej izbie z zepsutym zamkiem.  Mężczyzna złapał Belle za nadgarstki i przycisnął do najbliższej ściany. Serce Belli wydawało się pragnąc uciec z jej klatki piersiowej.  

sobota, 15 czerwca 2013

Oblazki cz. 9 -Preußen

















Mistrz drugiego planu.


W KOŃCU KTOŚ GŁOSOWAŁ!
Tak więc i jest, w swojej zaglibistej osobie! Prusy!

Für Elise

おはよう!
Emm... No nie mam piratów... Mam za to taką oto miniaturkę? Nie wiem jak to nazwać nie ogarniam terminologii FF. Jakoś tak zebrało mi się na smenty no i jest. Chciałam najpierw zrobić po prostu coś o sztuce, ale za każdym razem gdy zaczynałam coś pisać, wychodziło na to że bohaterem jest kto jest... No nic. PRZEPRASZAM za opóźnienie, ale jeżeli was to pocieszy to mam pasek : D udało mi się dzięki temu że ksiądz mnie raczej lubi i mimo że nie pojawiam się w kościele i wyganiają mnie ze spowiedzi... znaczy raz i nieprawda... dał mi 6 ! Bo nie wyrobiłam jednak 5 z niemieckiego, teraz modlić się za fizykę...  A po za tym widzę się niedługi z Lily! Yay! ^.^No nic a oto i moje nowe opowiadanie!Polecam puścić sobie "preludium deszczowe" w tle. Oto : "Für Elise".

*************************

Muzyka rozlewała się po pomieszczeniu. Ciche, spokojne dźwięki wlewały się do jego ucha. Delikatne dźwięki, jakby klawisze zostały ledwo co muśnięte długimi, wyćwiczonymi palcami. Dźwięki zazwyczaj idealne… Zazwyczaj. Tym razem było inaczej. Ręce, zazwyczaj spokojne, spełniające wole właściciela, nie chciały dostosować się do Jego woli. Raz po raz wciskał nie ten klawisz co trzeba. Chciał grać, jednak nie mógł. Ona nie pozwalała mu grać. Palce już go bolały, co zazwyczaj się nie zdarzało. Wściekał się na siebie, a jednocześnie wiedział że złość nie jest żadnym rozwiązaniem. Popadał w depresje, choć może była to bardziej melancholia z której On, o ironio, zazwyczaj wyprowadzał ludzi. Los jest jednak przewrotny. Ze złością odepchnął się od fortepianu i przejechał przez prawie całe pomieszczenie w końcu jednak się zatrzymując gdzieś na środku wielkiego salonu. Zostawiła go. Zostawiła samego w takiej sytuacji. Nie miał jej tego za złe, wiedział że prędzej czy później to zrobi, że odejdzie. Był zły na samego siebie, za to że zawiódł Ją, zawiódł naród, zawiódł siebie. Zdjął z nosa okulary w delikatnych oprawkach. Delikatnych, pasujących do jego delikatnych rysów twarzy , do jego delikatnej skóry, delikatnych dłoni, delikatnej budowy ciała. Miał dość tej delikatności! Miał dość bycia bezużytecznym. Całe jego życie to Ona go broniła, ratowała, wygrywała bitwy. On, siedział w tym czasie przy fortepianie, lub czekał na Jej pomoc. A teraz, Ona odeszła. A on nadal siedział i czekał. Fioletowe oczy uważnie obserwowały pomieszczenie w którym siedział. Beżowe tapety, z jakimś wzorem, nie zwracał uwagi na to co to był za wzór, to Ona go wybierała, długie zasłony o tym samym kolorze, może trochę ciemniejszym. Pod oknami kanapa, z miękkim obiciem ale drewnianą ramą, przed nią stolik, zwykły do kawy, z Akacji, teraz troszkę ściemniałej pod wpływem czasu.  W rogu stała jakaś komoda wypełniona obrusami, serwetkami. Pod drugą ścianą stała jeszcze inna szafa, z szybami w drzwiach zza których niepewnie wyglądała zastawa z najlepszej porcelany wiedeńskiej. Nieznacznie podniósł wzrok, na ścianach wisiały obrazy, mnóstwo obrazów. Tu przedstawiały one owoce, tam jakiś dzbanek. Wrócił wzrokiem do fortepianu, nad nim, wisiał jeden obraz większy niż wszystkie inne. Tam spoglądała na niego młoda para. Ona, o długich falowanych włosach w koloże drewna orzechowego, i uśmiechniętych oczach zzieleniałych już od wylegiwania się na trawie, w pięknej, zielonej sukience tylko podkreślającej jej oczy i piękną figurę. On, wyprostowany, z hebanowymi włosami, okularami, których wcale nie musiał nosić, ale nosił, artysta musi się wyróżniać prawda? Dumnie wyprostowany, w ciemnych spodniach, jasnej, odświętnej koszuli i fioletowej kamizelce podkreślającej, tak niecodzienne, fioletowe zabarwienie oczu. Siedział teraz, i tymi fioletowymi oczyma uważnie, centymetr po centymetrze mierzył obraz wzrokiem. Obejmuje ją delikatnie w talii, tak to wygląda na pierwszy rzut oka, ale prawda była inna. Roderich dobrze pamiętał, tam, na tym obrazie, podpierał się, nie mógł utrzymać równowagi, choć było to tak dawno. Spojrzał niepewnie na wózek na którym siedział, delikatność. Niczemu nie potrzebna cecha. W głowie wciąż słyszał jej przepraszający ton, gdy mówiła że odchodzi, widział Ją, w tej samej zielonej sukience, a z tyłu, w drzwiach, ledwie zauważanie stał On. Stał i czekał, aż przyjdzie, czekał tak jak On zazwyczaj. Różnili się jednak, nie tylko wyglądem. Hebanowe włosy Rodericha kontra białe jak śnieg włosy Gilberta. Jego oczy koloru wrzosów, kontra oczy czerwone od patrzenia na pożary. Różnili się, mimo że wydawać by się mogło że On, Roderich, ma ją przy sobie, że Ona tam jest, czekał na nią, był cierpliwy. Ale Gilbert nie potrafił czekać, jednak wydawało się że robi to bardzo cierpliwie, jednak to były złudzenia. Gilbert nie czekał, nigdy nie miał do tego głowy. Po jasnym, delikatnym policzku spłynęła jedna pojedyncza łza. O szybę uderzały krople. „Preludium deszczowe” chciałoby się rzec. On jedynie prychnął nieznacznie podnosząc kącik ust. Ona już nie wróci, nie miał jej tego za złe, czemu miałby mieć, w końcu mówi, Jej szczęście, Jego szczęściem, a skoro ona znalazła szczęście daleko od jego domu i dźwięków jego gry na fortepianie, jeśli czuła szczęście u boku mężczyzny przypominającego gwałtowną burze lub wiatr, jeśli znalazła szczęście właśnie gdy wiatr targał jej kosmykami włosów gdy jechała konno, to i On winien był czuć się szczęśliwy. Na powrót podjechał do fortepianu. Niepewnie nacisnął jeden klawisz, już wiedział co ma zagrać, to będzie dla niej
-Für Elise- wyszeptał a dźwięki same wypływają spod jego palców. Muzyka rozlewa się po pomieszczeniu.
*******
A ten wózek... No Pan Himaruya Hidekaz powiedział że Roderich nieokreślony czas spędził na wózku, więc ja stwierdziłam że to wykorzystam.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

OBLAZKI!!! cz.8- Україна!













 










Piraci z Hetalii! cz. 8

おはよう!
Znów muszę przepraszać za obsuwę w czasie... Ale wiecie, koniec roku szkolnego i trzeba wszystko poprawiać... (Pani od Plastyki mnie nienawidzi i daje mi same 4, a muszę mieć 5, muszę też mieć 5 z niemieckiego i 4 z biologii i matmy... A jak będzie to ja nie wiem...) A po za tym to w przyszłym tygodniu mam 5 testów (około). Taaa... w tym lepiej nie jest.... kochajmy nauczycieli i ich kochane "na ten jeden to się nauczycie". Ale po co ja się pytam?! Po co mi umiejętność obliczania objętości ostrosłupa!? Albo wiedzieć jak się rozmnażają rośliny okryto nasienne?! (tłumaczenie mojej pani od biologii "Jak będziesz kiedyś w parku z chłopakiem to mu powiesz..." Taaa... :
  • Kiedy będę z chłopakiem w parku nie będę miała co robić to zaczne nawijać o rozmnażaniu roślin nago i okrytonasiennych.
  • Żeby się jeszcze znalazł taki który by ze mną poszedł do parku... T.T
No nic... Mam kolejną część Piratów....Pisana trochę w biegu bo zaraz lecę robić prace na plastykę i kuć na test z Angielskiego ( z Angielskiego jestem noga... znaczy się dogadam ale co z tego skoro nie znam regułek...).A w ogóle mówiłam już że uwielbiam Eduardo? Jakoś tak odkąd go stworzyłam (tak my own idea) to jakoś go tak lubię...No nic!

Enjoy!наслаждайтесь!genießen! czy inne takie!

***

Bella w skupieniu skinęła głową, nada starała się nie patrzeć na Antonia i Eduardo.
-Jak tam noc?- zapytał ni z gruchy ni z pietruchy Eduardo. Bella momentalnie się zaczerwieniła i postarała ustawić w ten sposób by nikt tego nie widział.
-A dobrze, dziękuje- powiedział nadal spokojnie Antonio. Jednak po chwili słychać było syk Eduardo więc prawdopodobnie Antonio zatrzęsła się ręka. Po jakichś piętnastu minutach ciszy Bella kontem oka zauważyła że Antonio prostuje się i sięga po nożyk leżący na biurku. Bella mimowolnie spojrzała w stronę Eduardo. Prawą część twarzy miał zalaną krwią, w niektórych miejscach lekko przyschniętą. Antonio szybkim ruchem zawiązał nitkę na supeł zaraz przy ranie po czym obciął ją tak by nie odstawała zbytnio. Eduardo uśmiechnął się delikatnie
-Izabell? Wszystko dobrze?- zapytał Antonio. I rzeczywiście miał ku temu podstawy, Bella znów pobladła, miała lekko rozszerzone źrenice i patrzała na Eduardo wzrokiem jakby ten konał na jej oczach.
-Mam coś na twarzy?- zapytał Eduardo, próbując zażartować. Belli jednak jego żart nie przypadł do gustu
-Mamy na statku sól?- zapytała Antonia.
-Emmm… raczej tak, ale czemu- chciał powiedzieć pytasz ale mu przerwano.
-Słyszałam że całkiem nieźle dezynfekuje….- powiedziała podnosząc się. Eduardo też wstał. I nagle w jednym momęcie Bella zaczęła gonić Eduardo a Eduardo zaczął uciekać przed Bellą. Antonio wzniósł oczy ku niebu i przeczesał palcami włosy. Tymczasem Bella goniła Eduardo po pokładzie, znaczy już nie bo Eduardo przestał uciekać, więc i gonienie go było kompletnie bez sensowne.
-Właściwie za co mnie goniłaś?- zapytał Eduardo lekko dysząc i wspierając się na kolanach.
-Za miłość do ojczyzny i chęć do życia- powiedziała również zdyszana.
- Serio?
-Nie, na żarty- powiedziała dziewczyna próbując uspokoić oddech.
-A tak naprawdę?- powiedział chłopak ostatecznie się prostując i patrząc na Bellę.
-Za naśmiewanie się z moich słabości!- powiedziała stosując ruch znany powszechnie jaki „łapki jak fipery”.
-Już! Już! Pasuje! Stop!
-W porywie łaski serca ci odpuszczę- stwierdziła Bella podnosząc dumnie głowę.
-Panie Kapitanie!- W ich stronę biegł Amadis- Panie Kapitanie!- chłopiec przystanął na chwilę jednak już po chwili kontynuował.- Pan Jacobo prosił… Ląd! Niedaleko! – Eduardo skinął głową.
-Dobra, dzięki zaraz powiem Antonio, trzymaj- żuci malcowi jakąś paczuszkę i zaczął szybkim krokiem iść z powrotem do kajuty Antonia.
-Kapitanie?- zapytała Bella nie dowierzając, myślała że to Antonio jest Kapitanem.
- A tak, znaczy jestem zastępcom, czy Pierwszym Oficerem jak wolisz.- stwierdził.
-O czyli nie porywał mnie byle kto- stwierdziła. Eduardo się zaśmiał.
-No i nie byle kogo nie wepchnęłaś do wody, i nie byle kogo potem wychłostano, i kilka razy za ciebie oberwałem…- wyliczał chłopak.
-Ile razy mam cię przepraszać?- zapytała Bella oburzona że chłopak jej wypomina.
-A czy ja mówię że mam ci to za złe.- stwierdził otwierając drzwi od kajuty. Antonio siedział sobie spokojnie na krześle bawiąc się w przebijanie sobie skórek przy paznokciu, nie było to zbyt dobrym pomysłem, zarazki i zakażenie od zawsze się źle kojarzyły.
-Czy to igła od…- Bella wskazała palcem na czoło Eduardo.
-Umyłem i wyjałowiłem- stwierdził Antonio, Bella się uspokoiła.
-Kapitanie, posłusznie melduje że Jacobo dostrzegł niedaleko ląd!- powiedział Eduardo salutując. Antonio momentalnie się poderwał.
-Ląd?- zapytał, jednak nie czekał na odpowiedz, tylko wybiegł na pokład. A Bella stała.
-Gdzie on…?- zapytała niepewnie wskazując za drzwi za nią przez które przed chwilą wyleciał Antonio.
-Pewnie na bocianie, dowiedzieć się czegoś więcej. – Eduardo wzruszył ramionami i porwał jakąś względnie czystą szmatę z biurka, porwał też jakąś miskę z wodą i począł przemywać twarz. Bella położyła się na łóżku.
-A właściwie co robisz jak nie pływasz?- zapytała kreśląc jakiś dziwny kształt w powietrzu.
-Mam rodzinę. – stwierdził Eduardo.
-W sensie…?- dopytywała się Bella.
-Narzeczoną, znaczy gdyby nie to że wypłynąłem to pewnie była by już żoną. – Bella skinęła głową.- prawdopodobnie gdy wrócę będę miał też syna albo córkę- stwierdził.
-Szybko.- stwierdziła Bella. Eduardo zaśmiał się.
-Wiem.  Osobiście twierdzę że jestem jeszcze za młody na ojcostwo ale co zrobić, będzie trzeba dorosnąć.- stwierdził jeszcze raz maczając szmatę w wodzie.
Eduardo wyprostował się i odłożył szmatę.
-To jak, dzisiejszy dzień spędzasz chyba ze mną.- stwierdził.
-Z tobą?- zapytała Bella prostując się, zazwyczaj Eduardo miał mnóstwo rzeczy na głowie, i rzadko kiedy znajdywał choćby chwilę by posiedzieć na jakichś schodkach.
-Zrobię sobie dzisiaj wolne- stwierdził wzruszając ramionami.- zresztą z rozciętym łukiem brwiowym i zawrotami głowy za dużo nie porobię.
-Masz zawroty głowy?- zapytała Bella lekko zmartwiona.
-Nie, ale jakby co to taka jest oficjalna wersja.- powiedział z uśmiechem na ustach. Bella go odwzajemniła. Na tym statku czuła się tak wolna jak nigdy, przywiązała się do Eduardo z którym spędzała popołudnia, Jacobo z którym czasem wieczorami grywała w szachy, Miszczunia z którym potrafiła godzinami rozmawiać właściwie o wszystkim, znaczy ona mówiła zdecydowanie więcej, Amadisa, którego w wolnych chwilach uczyła czytać i pisać, no a przede wszystkim do Antonia z którym co prawda widywała się dość mało, a jednak.  Eduardo wstał i na chwilę rozwiązał włosy by po chwili znów wiązać rzemyk.
-Czyli dzisiejszy dzień spędzasz ze mną! Już przebieraj się i idziemy na świeże powietrze bo tu duchota!- stwierdził wychodząc. Tak jak i Eduardo powiedział, tak i zrobili. Cały dzień przesiedziała z długowłosym na pokładzie statku, co jakiś czas migał im gdzieś zabiegany Antonio. Ba! Raz czy dwa nawet z koło nich przysiadł, ale zaraz wstał i ruszył dalej upewniać się czy wszystko gra. Po południu Bella poszła pomagać w kuchni, po obiedzie razem z chłopakiem, o którym dowiedziała się w ciągu tego dnia dość sporo, poszła do kajuty pana Jacobo z którym jak co popołudnie grywała w szachy.
-Szach mat!- powiedziała stawiając damę na polu koło króla
-Nie byłbym tego taki pewien- stwierdził Jacobo zbijając figurę królem.
-Nie możesz tu stanąć- stwierdziła Bella wskazując na konia który osłaniał to miejsce. Jacobo zaklął.
-Chyba cie nie ogram- stwierdził składając figury do drewnianego pojemnika. Bella już chciała coś powiedzieć ale z góry usłyszeli dźwięk dzwonka pokładowego. Wszyscy momentalnie znaleźli się na pokładzie
-Schodzimy na ląd!- ktoś wykrzykiwał rozkazy, cała reszta pracowała przy kotwicach i innych tego typu ustrojstwach. Belli gdzieś w dali mignął czerwony płaszcz, szybko podbiegła w tamtą stronę. Antonio wraz z kilkoma innymi piratami chyba ściągał maszt czy wykonywał inną fizyczną robotę.
-Izabell! Odsuń się- Bella ledwo zdążyła odskoczyć przed spadającą liną. Antonio uśmiechnął się do niej delikatnie i odszedł od lin odciągając ją za sobą.
-Ląd?- zapytała, Antonio przytaknął- będę mogła zejść?- zapytała. Na twarzy Antonia pojawiło się nieme zdumienie a zaraz potem zamyślenie.
-Jeżeli będziesz grzeczna… Ale ostrzegam że to dość… dzika wyspa…- powiedział niepewnie, Belli jednak to nie przeszkadzało. Marzyła o tym żeby choć na chwilę przestać stać na kołyszącej się powierzchni. Po około godzinie uwijania się na pokładzie, a dla Belli wesołemu przyglądaniu się, wsiedli do szalup. Bella nie mogła się powstrzymać przed wychyleniem się w stronę lądu.