おはよう!
A oto i jestem po długiej nieobecności! Nie było mnie bo byłam w Warszawie, w gruncie było fajnie ale jestem teraz chora :C Nie mogę myśleć... więc przechodzę do ficka !
***
Peter
patrzył na niego szybko mrugając oczami.
-Że co?- zapytał niepewnie pilnując by gałki oczne nie wyleciały mu z
oczodołów.
-To co usłyszałeś- powiedział spokojnie mężczyzna chodząc między kartami i
przyglądając się każdej z nich, jednak żadnej nie dotykając.
-Ale jak?- zapytał Peter niespokojnym głosem, śpisz, budzisz się i dowiadujesz
się że nie żyjesz.
-Nikt cię nie nauczył żeby nie za dawać zbyt wielu pytań?- westchnął mężczyzna
przyglądając się uważnie jednej z kart ale idąc dalej i ostatecznie potrącając
ją ogonem. Karta kilka razy się zachwiała, spadła i zniknęła. – nie żyjesz, to
proste.- powiedział mężczyzna obracając się w stronę chłopca- jeśli ci to
pomoże, to ja też nie żyje- powiedział spokojnie siadając na ziemi.
-Czyli że jestem w piekle?- zapytał Peter niepewnie idąc w stronę mężczyzny,
nie wiedział co się dzieje ale to wydawała się chwilowo jedyna osoba która
mogła by mu jako tako wszystko wyjaśnić.
-Chciałbym żebyśmy byli w piekle…- powiedział mężczyzna- nie żyjesz, ale
istniejesz- powiedział- a jesteśmy w… archiwum- powiedział jakby zastanawiając
się nad tym jak nazwać miejsce w którym się znajdują.
-W archiwum…- powtórzył Peter rozglądając się uważniej po pomieszczeniu.
-W Archiwum. Kojarzy ci się to z czymś?- zapytał mężczyzna uśmiechając się
delikatnie z takim dziwnie podekscytowanym błyskiem w oku.
-Nie chce być niegrzeczny ale… ile pan wypił?- zapytał chłopiec, kojarząc ten
błysk w oku z tym jak Tino, pewnego razu wziął go do siebie do domu na noc i
wypił za dużo, wtedy jego oczy błyszczały, trochę inaczej ale jednak z tym mu
się to kojarzyło.
-Nic nie piłem, i jaki tam ze mnie Pan, Gilbert jestem!- powiedział energicznie
uśmiechając się dumnie.
-Ja jestem Peter- powiedział chłopiec stanowczo wyciągając rękę do białowłosego
którą ten z chytrym uśmieszkiem uścisnął.
-Nie kojarzysz…- mruknął- pokażę ci coś- powiedział spokojnie podnosząc się z
siadu i idąc w sobie tylko znanym kierunku i znów uważnie przyglądając się każdej
karcie. – idziesz?- powiedział nawet się nie obracając jakby przeczuwając że
chłopiec nadal stoi w miejscu. Peter podążył za nim również przyglądając się
każdej karcie. Właśnie przyglądał się dziewiątce pik, na której widniał
mężczyzna z postawionymi włosami kiedy usłyszał że białowłosy zatrzymuje się z
cichym prychnięciem.
-Mogłem się domyślić że będziesz gdzieś tutaj..- mruknął jakby sam do siebie i
skinął na Petera by ten podszedł.- więc Peter… spójrz na tę kartę- powiedział
pokazując mu o którą mu chodzi. Chłopiec posłusznie podszedł do kawałka kartonu
i szybko zamrugał oczami. Na karcie był on, w stroju w którym był teraz, tyle
że miał czapkę na której wyraźnie wybijały się różki. Szybko podniósł rękę i
dotknął się w głowę, rzeczywiście miał na sobie czapkę pod którą wyczuł dwa
wybijające się guzki.
-To Ja… czemu to ja?- zapytał patrząc nie rozumiejącym wzrokiem na Gilberta
który westchnął z poirytowaniem.
-To ty, a na lewo jestem ja, to teraz przeczytaj napis z boku!- powiedział
władczym tonem. Peter spojrzał jeszcze raz na karty, rzeczywiście, tam gdzie
zazwyczaj widniał kolor i figura karty był gruby, czarny napis
-„JOCKER” – przeczytał głośno Peter. Gilbert uśmiechnął się z dumą.
-I jak? Nadal ci to nic nie mówi mały?- zapytał czochrając mu włosy. Peter
zaliczył mentalnego kozła. Słyszał o jokerach ale to było tak nie rzeczywiste
że nigdy nie wierzył że tak owi istnieją. Królowa, mieszkająca w zamku, król
który zasypiał co ileś lat, aby zregenerować siły, ale odkąd Peter pamiętał
był, nawet Walet, ale go akurat nawet kilka razy widział, bo Walet z królestwa
Pik dość sporo podróżował po królestwie i przenosił wieści z zamku, ale joker?
Wydawał się być nierzeczywisty, jakby tylko legendarny.
-To sen…- mruknął Peter niepewnie, skoro
nie żył to jak miał niby być oznaczony jako joker?
-Szybciej koszmar… ale nie jest źle…- powiedział Gilbert cały czas się
uśmiechając. – Wiesz… kiedyś tym wszystkim – tu wskazał na karty- zajmowali się
Waleci, ale potem zamieniliśmy się rolami, na swój sposób. – tłumaczył
spokojnie.- i teraz my zajmujemy się Archiwum , a oni przenoszą wiadomości.
Mówiąc „my” mały.. mam na myśli ciebie i mnie – powiedział patrząc na Petera z
takim...delikatnym uśmiechem ale też nie do końca, jakby z pół uśmiechem. Peter
milczał, co było dziwne, bo zawsze był gadatliwy. Całe życie, słuchał jak jego
koledzy opowiadali jak to by chcieli by na ich ciele nagle pojawiło się jakieś
znamię mówiące o tym że są którąś z Figur, nawet jeśli miała by być to Królowa.
No właśnie… znamię…
-Ale ja nie mam znamienia- powiedział prawie panicznie chłopiec patrząc na
Gilberta niepewnym, lekko rozbieganym wzrokiem.
-Ja też nie, ale mam za to ogon i te dziwne uszy- powiedział spokojnie Gilbert
łapiąc pewnie za swoją kartę i obracając ją sobie w palcach- Ty też, choć masz
rogi, i przy śmierci nie zniknęła ci karta, tylko pojawiłeś się tutaj-
dokończył odkładając kartę.
-Aha…- powiedział Peter przetwarzając informacje. To chwilowo było jedyne co
mógł powiedzieć. Właśnie dowiedział się że jest jokerem, jedną z Figur…
-To teraz słuchaj mały, bo powtarzać się nie będę…- zaczął Gilbert, a potem
zaczął mówić i opowiadać, o tym co mają robić, mówił że niedawno wybrano nowego
króla Kier, i że jest ciekawy kto to, że będąc w archiwum trzeba uważać żeby
nie trącić żadnej karty, bo wtedy ta automatycznie znika, a to prowadzi do
zniknięcia człowieka, i że nie można dotykać żadnej karty z wyjątkiem swojej
własnej. A Peter słuchał, i uważnie wpatrywał się w ruchy Albinosa. Sam się
sobie dziwił, powinien tęsknić za Tatą, za Tino … Ale nie czół tego… z Tatą nie
widywał się co prawda często, ale Tata to Tata, a Tino… Tino był prawie obcy
ale zajmował się nim i był jego jakby najlepszym przyjacielem, zawsze wysłuchał
i pomógł, doradził.
-Gilbert…- powiedział po chwili przerywając Albinosowi wywód o tym że archiwum
podzielone jest na cztery sektory, z których można wyjść do każdego z zamków.
-Ta?- bawiąc się piaskiem rozsypanym po podłodze archiwum.
-Czemu nie czuje? – zapytał Peter ale widząc wyraz twarzy Albinosa sprecyzował-
bo… wydaje mi się że powinienem być smutny… - powiedział niepewnie rysując znak
Pik na piachu.
-Czemu miałbyś być smutny karzełku?- zapytał Gilbert wesoło rysując serce Kier
zaraz koło znaku Pik Petera.
-Nie wiem… nie zobaczę Taty… ani Tino… Sam mówiłeś że nie widziałeś się po
przeniesieniu się tutaj z rodziną…- powiedział. Nie wiedział do końca czemu ale
czół się swobodnie przy Gilbercie, dziwnym nie żyjącym ale istniejącym jokerze
który czasem zdawał się być bardziej dziecinny od Petera. Mężczyzna był podobny
do wiatru, gwałtowny, mówił szybko jego ruchy były gwałtowny i kilka razy
prawie strącił kilka kart ogonem.
-Nie spotkałem się z rodziną… bo nie czułem potrzeby… nie wiem czemu… -
powiedział Albinos niepewnie- nie wiem czy oni żyją czy nie… - dodał spuszczając
głowę –wiesz wydaje mi się że razem z zmianą normalnego życia na życie Figury,
zaczynamy je od nowa mając wspomnienia- powiedział odchylając się lekko do
tyłu. Przez moment panowała cisza przerywana jedynie tykaniem zegara, a
bynajmniej tak się Peterowi zdawało. Nagle Albinos się jakby ocknął.
-A no tak! Muszę ci pokazać królestwa! Choć!- powiedział wesoło, jakby przed
chwilą wcale nie był zanurzony w własnych myślach , i zaczął szybko iść w
nieznanym Peterowi kierunku, coś w umyśle chłopca mówiło mu że to północ ale
nie był pewny. W każdym razie szli, i w miarę tego jak szli, tak stawało się
coraz chłodniej. W końcu dotarli wieży, to było dziwne, bo ta wieża miała w
sobie zegar, w kształcie znaku Pik…
-Co tak patrzysz? Wchodź- usłyszał głos Albinosa dochodzący już z niej. Peter
wszedł przez duże, ciężkie drzwi z metalowymi okuciami i począł wbiegać po
schodach, powoli dostawał zadyszki, i zaczął się potykać o wystające z schodów
kamienie ale dobiegł, i dogonił Albinosa. Na samej górze były drzwi. Drzwi były
piękne i bogato zdobione z okuciami z białego złota, które tworzyły jakby
śnieżynki na ciemnym hebanowym drewnie. Albinos bez wahania otworzył zamek
jakby ogonem, wkładając jego spiczastą końcówkę w dziurkę na klucz, i po chwili
usłyszeli trzaski towarzyszące zazwyczaj otwieraniu skomplikowanych
mechanizmów. Drzwi w końcu się otworzyły.
-Idź najpierw, bo cię nie przepuszczą- powiedział Albinos czekając aż Peter się
ruszy. Chłopiec niepewnie podszedł do ściany białego światła, bo za drzwiami
widział to i niepewnie postąpił krok do przodu, chciał wejść nieznacznie ale
został popchnięty. Poczuł że spada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz