niedziela, 17 marca 2013

こんにちは

こんにちは

Cześć :D Zacznę od opowiadania które napisałam dość dawno (29.01 dla dociekliwych :D). To jest raczej niezbyt poprawne, politycznie, historycznie i tym podobne choć nie jestem pewna. Wykorzystałam tu postacie z Hetalii więc no dam trochę podpisów dla niewtajemniczonych i nie tylko ponieważ są tu postacie nie nazwane przez Pana Hidekaza.
Arthur- Anglia
Angus- Szkocja
Tara- Irlandia Północna
A dwaj pozostali bracia to Irlandia i Walia :D
***


Chłopiec siedział na kamiennym murku i czekał na brata. Dziś, jak donosiły służki, miał dostać specjalne zadanie po którym mógłby wrócić do domu. „Dom” w tym przypadku było to pojęcie względne. Chłopiec wahał się czy leśny zagajnik w którym mieszkał na co dzień i jaskinie w której sypiał jeśli było zimno można było nazwać domem. Co prawda mógł mieszkać w lepszych warunkach, u brata, w zamku, Angus niejednokrotnie go tu zabierał, tak jak teraz. Mała izdebka z kawałkiem pierzyny jako posłanie nie była jakimś luksusem ale Arturowi to w zupełności wystarczało. Chłopiec siedział i rozmyślał nad sensem słowa „dom”. Co prawda żyło mu się tu dobrze, ale chyba jednak wolał zagajnik, cieszył się więc że będzie mógł tam wrócić. Po chwili tak zatracił się w swoich myślach że nie zauważył że ktoś podchodzi do niego. Owy ktoś popchnął go, w czego efekcie Artur spadł z murka . Chłopiec poczuł że z jego kolana sączy się krew, murek nie należał do niskich a i ostre kamyki na które spadł pogorszyły sprawę. Przez  chwile miał ochotę się rozpłakać, ale przetarł oczy i pociągnął noskiem i podniósł się ziemi. Na murku siedział rudowłosy chłopak i uśmiechał się trochę ironicznie,
-Co jest Arti?- zapytał wyraźnie akcentując „i”. Artur pokręcił głową. Rudowłosy zeskoczył z murka z łatwością po czym wyprostował się jakby chcąc zaprezentować niewidzialnemu widzowi że jego młodszy braciszek sięga mu ledwo do bioder. – to dobrze, dziś dostaniesz coś specjalnego do zrobienia- Artur nie wiedział czemu Angus tak upierał się żeby najmłodszy z braci w tak młodym wieku zaczął uczyć się kunsztu wojennego, polowań i co najważniejsze w ich przypadku zarządzania państwem. Jego starsi bracia, zaczynali o wiele później od niego, nie mówiąc już o siostrze której do teraz- chociaż była już właściwie dorosła-rzadko pozwalano chodzić na polowania i tym podobne. Oczywiście Tara miała swoje sposoby żeby i tak to robić ale teraz nie miało to znaczenia. Artur miał się już uczyć, Angus tak zdecydował i nikt nie śmiał kwestionować jego decyzji. Tylko Tara czasami robiła mu wykłady na temat „to jeszcze dziecko, chcesz go zabić?” 
-Specjalne?- zapytał Artur patrząc na brata zaczerwienionymi  zielonymi oczyma.
-Mhm- mruknął Angus na odczepne i zaczął iść dość szybkim krokiem do ogrodu. Artur nie chcąc zostać w tyle musiał biec truchtem koło brata. Po drodze zatrzymywał się kilka razy żeby przyjrzeć się jakiemuś wyjątkowo pięknemu kwiatu, przez co musiał co chwile dobiegać do brata. W pewnym momencie Artur przystanął przy narcyzach. Chłopiec szybko zreflektował się i zaczął biec w stronę brata, ten jednak przystanął i chłopiec uderzył w niego ledwo utrzymując równowagę. Szybko jednak wrócił do pionu i zobaczył jaki jest powód postoju jego brata. Okazały się nim być dwie damy przechadzające się po ogrodach, które podobno były w gościnie. Jego brat, ukłonił się nisko po czym klepnął go w plecy aby dać mu znać że on ma zrobić to samo. Artur niezdarnie, bo niezdarnie ale ukłonił się. Damy zaniosły się chichotem a oni poszli dalej. Skierowali się do stajni co mogło nakreślić Arturowi co będą robić. Angus rzadko go tam zabierał, ale za każdym razem gdy to robił wyjeżdżali do lasu na ryby albo strzelać do gołębi z łuku.
-Będziemy strzelać do gołębi? – Angus przystanął z miną typu „jestem przewidywalny?” Aby po chwili zacząć się śmiać i zaprzeczać mierzwiąc ciut przy długie włosy Artura. Jednak w jednym Artur miał racje, jechali do lasu. Jechali jakąś godzinę, było to spowodowane tym że jechali dość wolno ze względu na to że Artur spadł już z konia dwa razy i nie chciał tego powtarzać. W końcu dotarli do zagajnika gdzie Artur oficjalnie mieszkał. Rudzielec zsiadł z konia i pomógł zejść malcowi, co było z jego strony nad wyraz uczynne.
-Jutro na obiad będzie pasztet z królika- powiedział przywiązując konia do konaru jakiegoś dębu z brzegu ściany lasu. Artur zbladł ale po chwili słuchał dalej brata
-Więc przydało by się jakiegoś znaleźć- powiedział rozglądając się , jego bystre oczy po chwili natrafiły na jakąś futrzaną kulkę. Powoli do niej podszedł i złapał za długie uszy- patrz, dziwnie szybko się znalazł i dał złapać nie Arti?- powiedział śpiewnym głosem. Artur nie zwrócił na to jednak uwagi zbyt zaabsorbowany zwierzątkiem w rękach brata. Królik ten miał białe futerko które tylko przy uszach robiło się bardziej brązowe choć i na oku widniała brązowa plamka, to temu królikowi niedawno pomógł i to ten królik dał się oswoić. Łapka którą jeszcze tydzień temu musiał opatrywać była cała, ale mimo wszystko zadomowił się na tej polance. Angus podszedł do Chłopca i podał mu zwierzątko, a ten chwycił je bardziej opiekuńczo.
-No to masz czas do końca dnia- rzucił i zaczął się oddalać
-Na co?- Artur nie zrozumiał brata.
- Żeby zrobić z nim coś dzięki czemu jutro będzie można zjeść z niego pasztet.- Chłopiec zbladł- tylko nie próbuj mówić że za mało czasu bo kulturalnie ci go do rączek podałem.
-A-ale
-Żadnego ale! Jestem nad rzeką, skończysz przyjdź. I nie marudź bo w tym czasie zdążyłbyś spełnić jego ostatnią wole, powiadomić rodzinę i skórę obrobić.- Angus odszedł a Arthur stał tak i ślepo wpatrywał się w punkt w którym zniknęła sylwetka brata. Po pewnym czasie chłopiec ocknął się i podszedł do konia wciąż trzymając królika na rękach. Z sakiew przy bokach konia wyciągnął nożyk i położył królika na ziemi. Przymierzył się aby go dźgnąć, ale nie mógł. Królik patrzył na niego swoimi dużymi oczyma. Ten wzrok sprawił że chłopiec zaczął spazmatycznie szlochać. Płakał i płakał. W końcu usiadł na ziemi i tam płakał dalej, w końcu zasnął oparty o nogę konia, z nożykiem w ręku i królikiem który usiadł mu na kolanach i także odpłynął w niebyt.   Nawet nie zauważył kiedy słońce zaczęło schodzić ku horyzontowi. Obudził się gdy poczuł że został szturchnięty czymś twardym. Otworzył oczy i zobaczył rudzielca szturchającego go butem
-Za mało czasu księżniczko?- zapytał surowym tonem- bo wiesz ekspertem nie jestem , ale jak na moje to ten królik żyje i ma się świetnie!- podniósł mu się głos, Artur mimowolnie się wzdrygnął. Pokręcił głową na znak zaprzeczenia- To co?!- teraz Angus definitywnie krzyczał- Odpowiedz!
-Bo…- chłopiec bał się powiedzieć że stchórzył, potrafił zabić gołębia, ba! Był pewien że gdyby miał do tego królika strzelić z dalszej odległości, zrobiłby to bez wahania
-Bo co?- zapytał już spokojniej Angus wiedząc ż trochę przestraszył brata.
-Bo on nic nie zrobił i nawet nie miał jak się obronić…- Arthur wyprostował się i patrzał starszemu narodowi prosto w oczy, prawie tak zielone jak jego własne, może teraz trochę zmęczone
-Bo tak jest sprawiedliwie?- zapytał Angus dziwnie cicho na co Artur zapalenie pokiwał głową- to coś ci powiem.- Angus wziął jakiś kamyk do ręki, kopnął delikatnie królika, tak aby ten zaczął uciekać  i z całej siły cisnął kamykiem w krzaki w których skryło się zwierze – W tym świecie nie ma czegoś takiego jak sprawiedliwość.
W oczach Arthura zebrały się łzy, których tym razem nie powstrzymywał.
***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz