poniedziałek, 16 czerwca 2014

Przepraszam!

おはよう!
Część wszystkim, przepraszam ale zpowodów mego konfliktu z google + niestety nie jestem w stanie ogarnąć tego bloga, nie usuną go ale nie mam zamiaru wstawiać na niego posty, pojawi się nowy blog, do którego link wstawie jak tylko go stworzę, i to na nim będzie się wszystko pojawiać. Przepraszam, ale niestety nie potrafię tego ogarnąć.
jeszcze raz przepraszam

Wafel

niedziela, 16 marca 2014

HKxICE cz.2

おはよう!
 Przepraszam za tak długą przerwę, ale zero weny i czasu.. i tym podobne, wiem wiem marne wytłumaczenie ale prawdziwe. No i niestety to potrwa co najmniej do maja, nie mówię że nic nie wstawię ale nie wiem czy będą to długie i częste notki raczej nie. Więc enjoy...
~~~

Salon do którego zostałem zaprowadzony był spory. Ściany były jasno niebieskie, meble z jakiegoś jasnego drewna. Co mnie zdziwiło, w środku było dość sporo ludzi. Dziewczyna którą przedtem widziałem, znany mi już Lang i Im Yong Soo, ponad to były jeszcze jakiś sześć osób. Patrząc na to że u mnie w domu, na Boże Narodzenie może było te 4-5 osób, to liczba ludzi tu była lekko krępująca, no i przecież nikogo z nich nie znałem. W chwili gdy weszliśmy cały pokój obrócił się w naszą stronę.
-To jest Emil- powiedział Xiao spokojnie wskazując na mnie.
-A tak! Xiao mówił- powiedział jakiś dość niski mężczyzna, podchodząc do mnie i uśmiechając się- bardzo mi miło-aru- powiedział. Miał długie włosy, miej więcej do łopatki związane w kitek ubrany w czerwoną koszulę – Jestem Yao Wang- aru- powiedział- miło… chodźcie, pomożecie- aru.
Tak właśnie zostałem wrobiony w wycinanie tego co Yue mi naszkicowała. Były to jakby witraże z czerwonego papieru.  W kuchni kręcił się niejaki Niran i Xiuan Tien, z tego co mówił Xiao robili jedzenie. Yong Soo razem z Xiao zawieszali wszystko to co wycięliśmy. Po chwili do środka wszedł inny mężczyzna z kilkunastoma siatkami w rękach wypełnionymi czym się da.
-Wróciłem z Jarmarku –oświadczył po czym chyba mnie zauważył bo patrzył na mnie przez chwilę i lekko się ukłonił. –Ano… Witam- powiedział
-Tak… Emil…- powiedziałem niepewnie w jego stronę.
-Honda Kiku… ah! Imię to Kiku- powiedział uśmiechając się delikatnie. Yue zaprzestała rysowania coraz to nowszych wzorów na papierze na rzecz grzebania w siatkach. Wszyscy pracowali, ktoś coś przyklejał, kto inny wycinał, ktoś zamiatał, ktoś zmywał podłogi. A to wszystko w sielskiej atmosferze. Jednak koło piętnastej wszyscy przestali, skończyli.
-Choć… będzie trzeba złożyć ofiarę- powiedział Xiao prowadząc mnie do kuchni.
-Ofiarę?- zapytałem niepewnie
-Mhm… bóstwa wracają złożyć raport Nefrytowemu Cesarzowi,  więc trzeba dać im ofiarę żeby nie powiedziały o nas nic złego- Dobra, a ja myślałem że zostawianie przez Askela sucharków na podłodze (o dziwo znikały, a pułapki na myszy i koty były) dla nisse jest dziwne.
Po złożeniu ofiary był w miarę spokój. Poszedłem więc z Xiao do jego pokoju.
-Lekko zamieszanie z tym wszystkim nie?- zapytał chłopak. Skinąłem głową. Usiadłem sobie pod kaloryferem. Na dworze było już ciemno. –a jutro będzie jeszcze gorzej… - powiedział bawiąc się telefonem.
-To po co to robisz?- zapytałem odchylając głowę i uświadamiając sobie że Xiao robi mi zdjęcia.
-A po co ty sprzątasz, kupujesz prezenty itp. na wigilie?- zapytał. W sumie miał racje. –jak minęła podróż ?- zapytał
-Już pytałeś?
-No ale podróż nie ogranicza się do autobusu- powiedział
-Jako tako, samolot miał spóźnienie, nie wiem jak ale doleciałem na czas, udało mi się zgubić i znaleźć bagaż, potem mało nie wsiadłem do autobusu do Hongkongu a potem przypomniałem sobie że nie tam pojadę- powiedziałem- błądziłem sobie i tyle.- powiedziałem. Skinął głową lekko się przeciągając.
-Wiesz, ja dziś od rana sprzątam, wieszam, znowu sprzątam…- powiedział- ale jutro jako tako się skończy- powiedział. – wiesz… nowy rok, i 15 dni bez robienia rzeczy niekoniecznych..-powiedział. Skinąłem głową.
-Dzieciaki! Chodźcie jedzenie!- zawołał Yao. Xiao się podniósł i przeciągnął.  Poszliśmy do salonu.- jedz, jedz, jakiś taki chudy jesteś… - dookoła było tyle głosów że już nie wiem kto co do kogo mówił. Z drzwi ponoć zerwali pieczęcie z drzwi domu żeby powpuszczać szczęście. Potem Yao złożył wszystkim życzenia, a o północy oglądaliśmy fajerwerki. Ale jednak byłem zmęczony, po podróży i tym wszystkim od razu zasnąłem.

środa, 15 stycznia 2014

Powrót! HKxICe

おはよう!
Przepraszam! Przepraszam za tak długą nieobecność ale ostatnio naprawdę nie mam weny, czasu, i sposobności na napisanie czegokolwiek. Szkoła jest złą, znaki ciężkie do nauczenia i nie mam pojęcia jak przetrwam liceum skoro już w 3 gimnazjum mam problem, co prawda średnia 4.31 najgorsza nie jest ale jeśli będę miała paski do ukończenia szkoły to rodzina wyłoży mi na wyjazd do Japonii (dlatego już teraz uczę się języka... i kuje znaki jutro test :C ) Po za tym mamy rok ognistego konia (znaczy nadejdzie, czy coś) więc nie powinno się podejmować życiowych decyzji a ja mam wybrać sobie Liceum i w ogóle :C.

W każdym razie, nie miałam czasu, ale mam to, zaczęte dawno ale nigdzie nie wstawiane. Mam nadzieje że się spodoba, osobiście lubię HongIce, choć jest mało popularny (zresztą lubię chyba tylko dwa paringi z każdym z nich, HKxICE, i HongTai, i Iceland x Fridge <MOJE OTP >)  Mam nadzieje że pisanie tego będzie jakoś szło, mam już zaplanowane co i jak więc myślę że dotrwam do końca .
No nic, Enjoy!

~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~

Emil szedł żwirową ulicą. Był w Chinach, a dokładniej w jakiejś małej wiosce pod Pekinem, bardzo pod Pekinem z tego co wiedział. Dostał zaproszenie, od Xiao, na nowy rok.  Co nie było w gruncie niczym złym. Emil nie wiedział zbytnio czemu właściwie się denerwował. Może to dlatego że właściwie po raz pierwszy miał odwiedzić go kiedy był z rodziną…. Zazwyczaj odwiedzał go w Hong Kongu, w jego małym mieszkaniu w którym mieszkał Xiao. Dziś po raz pierwszy miał go odwiedzić w jakby rodzinnym mieście. Xiao odwiedzał go często, w każdym razie o wiele częściej niż Emil przyjeżdżał do niego. Chińczyk znał braci Emila, Emil znał rodzinę Xiao z zdjęć, ewentualnie kilka razy widział się z jednym z jego kuzynów, z tego co pamiętał studiował w Korei, Ameryce i kilku innych miejscach, przenosił się właściwie co miesiąc-dwa, z tego co mówił Xiao. Ale nie o to chodzi. Szedł w każdym razie z przystanku autobusowego, bo jakoś musiał dotrzeć z Pekinu, szczerze nie wiedział jakim sposobem rozpozna który dom to ten do którego drzwi ma zapukać, a bynajmniej nie wiedział dopóki nie zobaczył ile tych domów jest. Były trzy, może cztery. Ogrody były duże, ogrodzone płotkami zapewniającymi prywatność, ale nie kompletnie odcinając mieszkańców od świata. Poprawił torbę na ramieniu i począł rozglądać się za domem który Xiao określił jako „charakterystyczny” i upierał się, że na pewno go znajdzie, i że nie ma potrzeby żeby po niego wychodził. Powiedział mu w który autobus ma wsiąść, i gdzie wysiąść. Emil w tej chwili modlił się żeby nie wyszło na to że coś pomylił.  Pierwszy dom minął obojętnie, skoro dom miał być charakterystyczny, powinien rzucić mu się w oczy a ten, ładny co prawda, taki… zachodni, był całkowicie normalny i nie zwracający uwagi… no miał tylko ciekawy kolor dachówki, ale podejrzewał że nie o to chodziło. Kolejne trzy domy też były raczej zwykłe, w bardziej wschodnim stylu niż był przyzwyczajony, ale nie było to coś, co można by tutaj uznać za charakterystyczne. Powłócząc nogami szedł dalej. Nie było śniegu, ani nie było szczególnie zimno jak na jego normy, ale bluzę musiał mieć.
-Nie wiem co mu zrobię…- mruknął skręcając, bo i ulica skręcała, gdzieś w bok. Szedł teraz schowany za domem który mijał ostatnio. Westchnął i spojrzał przed siebie. Chyba wiedział już o co chodziło Xiao z słowem „charakterystyczny”. Stał przed nim dość spory, ale nie za duży dom, złożony z jakby kilku. Dachówka lekko szarawa, ściany białe, a wszelkie balustrady i tym podobne zrobione z czerwonego drewna.Albo dom był stary, i o niego dbano, albo ktoś włożył w to naprawdę dużo pieniędzy. Niepewnie podszedł do ogrodzenia owego budynku średnio wiedząc co zrobić. Nagle zza rogu domu, po drugiej stronie ogrodzenia wybiegła dziewczyna z długimi ciemnymi włosami sięgającymi miej- więcej do pasa, lekko skręconymi na końcach, jeden kosmyk odstawał, ale chyba tego nie zauważyła. Miała grzywkę zaczesaną lekko na lewo, ale wyglądającą na prostą. Ubrana była w niebieską koszulkę, w chińskim kroju, i długą czarną sukienkę, na to miała narzucony sweter w szarawym odcieniu. Z boku miała wpiętą spinkę która wyglądała jakby ktoś włożył jej we włosy jakiś różowy kwiat. Śmiałą się biegnąć przez ogród. Spojrzała na niego , zatrzymała się. Patrzyła na niego chwilę jakby myśląc nad czymś.
-Przepraszam…- zaczął Emil, chciał zapytać czy to dom niejakich Wang’ów, a jeżeli nie, to czy nie wie gdzie mieszkają. Miał nadzieje że mówi po angielsku.
-Ty jesteś Emil Steilsson?- zapytała spokojnie uśmiechając się jak jakaś stuardessa w samolocie, a bynajmniej Emilowi tak się wydawało. Skinął głową, poprawiając z przyzwyczajenia grzywkę. Dziewczyna uśmiechnęła się wesoło i podeszła do furtki otwierając ją.
-Wejdź- powiedziała gdy Emil nadal stał. Zrobił co powiedziała- jestem Mei- powiedziała dziewczyna idąc ścieżką do wejścia. Emil skinął głową. Nie było sensu odpowiadać cokolwiek skoro znała jego imię. –Coś małomówny jesteś-powiedziała zatrzymując się i przekrzywiając lekko głowę patrząc na niego.
-Nie… po prostu..- chciał się jakoś wytłumaczyć ale nie miał pojęcia jak, bo i w sumie miała racje- no może trochę- powiedział po chwili. Dziewczyna uśmiechnęła się i weszła na jakby werandę. Emil wszedł za nią do środka. Wnętrze było już mniej wschodnie niż to jak dom wyglądał z zewnątrz.
-Xiao!- zawołała dziewczyna jednym ruchem zrzucając balerinki które miała na nogach i truchtając w głąb domu. Islandczyk stał w korytarzu nie wiedząc co mam zrobić z sobą. Po chwili z korytarza obok wyszedł Drugi chłopak.
-Mówiłem że trafisz- powiedział Chińczyk uśmiechając się delikatnie.
-Ta… i w autobusie ktoś zaczął coś do mnie mówić, a ja nie wiem o co chodzi- powiedział Emil wywracając oczami. Xiao westchnął w charakterystyczny sposób co pełniło jako-taką wersje śmiechu.
-Wiesz… ja się tak czuje za każdym razem jak jestem u ciebie. – powiedział- zdejmuj buty- powiedział. Emil szybko ściągnął Adidasy w których przywędrował.
Został zaprowadzony do średniej wielkości pokoju, z zasuwanymi drzwiami, zrobionymi z drewna i normalnymi murowanymi ścianami. Pod ścianą stało biurko z łóżkiem nad nim, okno wychodziło na jakby wewnętrzne podwórko. Mebli było mało, dwa sklepowe wieszaki robiące za szafę, z narzuconym na nie jakby pokrowcem, półka z książkami,  i właściwie tyle.
-Rozgość się- rzucił Xiao siadając sobie na jednym ze szczebelków drabinki prowadzącej na łóżko. Po prostu położyłem torbę w koncie pokoju i postanowiłem stanąć sobie przy oknie. Ktoś zapukał do drzwi i po chwili zza drzwi wyszedł wysoki chłopak w okularach. Zaczął mówić coś po chińsku ale widząc mnie zamilknął.
-A tak, Lang, to jest Emil- powiedział Xiao przedstawiając mnie- Emil, to jest Lang, kuzyn- powiedział spokojnie podniosłem nieznacznie rękę, na co chłopak się uśmiechnął. Chłopak dokończył co zaczął mówić, i wyszedł. Xiao westchnął.
-Mamy pomóc przy robieniu ozdób- powiedział.
-Czyli ty masz?- zapytał Emil unosząc lekko brew. Xiao znów tylko westchnął lekko rozbawiony spinając głową.
-Tak, dokładnie- powiedział wstając.

piątek, 8 listopada 2013

Bo Kopernik był kobietą...

おはよう!
Wiem.. umarło mi się trochę... ale na swoje usprawiedliwienie mam to że szkoła, próbne testy gimbazjalne, konkursy kuratoryjne i tym podobne więc przepraszam ale nie mam na nic czasu! Ale w końcu napisałam TO. Jak widać tytuł ma piękny a mianowicie "Bo Kopernik był kobietą". Napisałam to głównie z natłoku informacji o własnym mieście itp. No nic. すみません!  No i Enjoy! Poniżej będzie spis wszystkich dzielnic, coby się nie pogubić.
***

A oto i nasze cudowne dzielnice! :
Barbarka (Barbara)

Bielawy (Bartek)

Bielany (Ela)

Bydgoskie Przedmieście (Wojtek)

Chełmińskie Przedmieście (Gosia)

Czerniewice (Ola)

Glinki ( Jagoda)

Grębocin (Wiktoria)

Jakubskie Przedmieście (Jakub)

Kaszczorek (Krzysiek)

Katarzynka (zgadnijcie)

Koniuchy (Piotr)

Na Skarpie ( Sara)

Piaski (Marek)

Podgórz (Jan)

Rubinkowo I (Michalina)

Rubinkowo  II (Michał)

Rudak ( Jarek)

Rybaki (Żaneta)

Stare Miasto (  Teresa)

Starotoruńskie Przedmieście (Filip)

Stawki (Stasia)


Winnica (Weronika)

Wrzosy I (Adam)

Wrzosy II (Szymon)
Toruń (Małgorzata)
Dziewczyna podniosła się z łóżka z niemałym ociąganiem się.
-Se wymyślili kurna… - mruknęła sama do siebie kopiąc jakąś bluzę która spadła z krzesła, po chwili zreflektowała się jednak i powiesiła ją na krześle, jak zawsze nie mogła znaleźć laczków* więc dała sobie spokój. Mało przytomnie weszła do kuchni i zrobiła sobie kawę przysiadając nad sałatką którą zrobiła wczoraj wieczorem… Osobiście wolała by szneka z glancem** ale nie chciało jej się iść wczoraj do sklepu więc musiała zadowolić się tym co miała.  Dopiła kawę i spojrzała na zegarek.- rzesz Scheiße! Już 7.40!- powiedziała zrywając się z miejsca i wrzucając niedbale kubek do zlewu. Wybiegła z domu i poczęła wręcz biec do urzędu miasta. Oprócz tego że autobusy jak zwykle się spóźniały, słuchaczki jedynego właściwego radia jak zawsze zajmowały wszelkie możliwe siedzenia, bo ich torby były przecież zmęczone ( Jest 8.00 rano! Gdzie one pokupowały te kartofle?)  podróż minęła raczej spokojnie. Przeszła szybko przez miasto.
-Bry!- zakrzyknęła wchodząc do pani Gosi, niedawno wróciła z urlopu więc dawno się z nią nie widziała ale nie miała teraz czasu, czym prędzej pobiegła do Sali kongresowej.
~~~
-Jezu! Sorka za spóźnienie!- zawołałam wbiegając do Sali i poprawiając prawie białe włosy które nijak nie chciały się ułożyć.
-Spoko, Wrzosy, Rubinkowa, Kaszczorek i Glinki też jeszcze nie przyjechali- powiedział Piaski popijając spokojnie kawę. Dziewczyna zatrzymała się w połowie drogi do wieszaka i sfrustrowana jęknęła.
-To ja tu dusze i ciało zaprzęgłam…!- zaczęłam mówić ale przerwała mi Rybaki.
-Tak wiemy że lubisz Mushu***- powiedziała wystukując jakiś rytm paznokciami na stole. Usiadłam z głośnym westchnieniem usiadłam na swoje miejsce. 
-To jak? Jak tam na wojewódzkim?- zapytał Koniuchy patrząc na mnie lekko zaspanym wzrokiem
-Weź nie przypominaj. Jak myślisz? Feliks byłby zły gdyby Bydgoszcz przypadkowo została zrównana z ziemią?- zapytałam rzucając do rudowłosego dzieciaka piątaka. –Młody… skocz mi po kawę.- powiedziałam wzdychając. Chłopak spojrzał na mnie z typowym „a może frytki do tego” w oczach ale nic nie powiedział tylko się podniósł.
-Sorka za spóźnienie!- zawołał Adam wpadając do Sali. Zaraz za nim wtłoczył się jego starszy brat wiążąc dokładniej włosy. Ta dwójka różniła się od siebie zupełnie. Tak jak Adam był wiecznie wesoły, i starał się znajdować we wszystkim dobre strony, tak Szymon kompletnie nie widział w niczym dobrych stron. Po jakimś czasie wszystkie miejsca na Sali były zajęte. Wyjęłam z teczki kartkę z nazwiskami i podniosłam się, było za wcześnie żeby ktokolwiek miał siłę na przeszkadzanie mi.
-Dobra… Starotoruńskie?- lekko piegowaty rudzielec, na oko w wieku lat szesnastu i okularami zerówkami w czerwonych oprawkach przysłaniających lekko ciemnozielone oczy podniósł rękę na znak że jest obecny.- Barbarka- powiedziałam czekając na jakikolwiek odzew.
-Jestem…- powiedziała dziewczyna o kręcących się włosach ubraną w różowawą sukienkę.
-Bielany- zapytałam
-Jestem- powiedziała blond włosa z surowym niebieskim spojrzeniem.
-Bydgoskie- zapytałam patrząc na sale.
-Tutaj- mruknął chłopak w dresowej bluzie i lekkim zarostem.
-Adam i Szymon?...- powiedziałam ale w momencie w którym chcieli się zameldować powstrzymałam ich- inaczej, czy kogokolwiek nie ma? – zapytałam patrząc na sale. Nie słysząc odzewu usiadłam na miejscu. –Dobra, jak wiecie byłam na wojewódzkim, i ustalenia są takie…
-Kto się założy że nie dostaniemy kasy?- zapytał Jakubskie przedmieście.
-To swoją drogą- powiedziałam myśląc nad mostem który miał być niby oddany jakiś rok temu…
-Dobra, czyli skoro już nam to powiedziałaś możemy iść? – zapytał Kaszczorek przecierając oczy.
-Gdybym miała wam tylko to do powiedzenia to bym kurcze wam  sms’y wysłała- powiedziałam.
-To jak? Bydgoszcz znów cię zdenerwował, jak coś to mam chyba gdzieś tu Teptuchy...****…- powiedziała Katarzynka szukając czegoś po torebce.
-A może dacie mi dokończyć to wam powiem?- zapytałam wzdychając i robiąc klasycznego face palma. Ale oczywiście nikt mnie nie słuchał. O wiele ciekawszym było dysputowanie czy pożarłam się z Bydgoszczą, czy spotkałam Gilberta i potrzebuje się wypłakać.
-LUDZIE- zawołał Rudak wstając i opierając się rękami o stół.
-Co?- zapytał Wrzosy II.
-Kontynuuj Mette – powiedział Koniuchy używając niemieckiego zdrobnienia mojego imienia, na co ja mimowolnie się wzdrygnęłam.
-Chce wam powiedzieć że będzie musieli sobie trochę sami poradzić- powiedziałam wzdychając i kradnąc Glinkom piernika którego przemyciła.
-Ale jak to poradzić?- zapytała Basia czochrając włosy Starotoruńskiemu.
-Zostaje wysłana na jakieś tam szkolenie dla miast wojewódzkich, bo podobno nie rozumiemy do końca tych czasów i tak dalej… A, nie zapominając o tym że ma być też zjazd większych miast i kilka innych ciekawych nazw- powiedziałam przeczesując włosy palcami.
-Ale jak zjazdy?! Po prostu ot tak?- zapytała Chełmińskie budząc się nagle.
-Dobra kto wyjaśni Gośce?- zapytałam.
-Eh… Grete wyjeżdża na zjazd miast wojewódzkich i w ogóle na zjazd miast dużych.- powiedział Jakubskie w stronę Chełmińskiego jakby zmęczonym tonem.
-No to jak my tu?! – zapytała dziewczyna.
-Właśnie to ustalamy- powiedziała Katarzynka szepcząc coś do Barbarki.
-Dobra, kto chce nas reprezentować?- zapytałam pełna optymizmu, może ktoś tu jest choć troszkę odpowiedzialny. Moje nadzieje niestety były kompletnie bezpodstawne. Katarzynka plotkowała z Barbarką. Rubinkowa nad czymś „gwałtownie dyskutowały”. Mokre bez większego zainteresowania toczył długopis po stole, Bielany czyściła sobie okulary. Stare Miasto spała…. No właśnie! Stare Miasto!
-LUDZIE!- wydarłam się, tym razem wszyscy zamilkli i spojrzeli w moją stronę.
-Ogłaszam że Stare Miasto mnie zastępuje!- wszyscy spojrzeli na mnie jak na idiotkę.
-Ona!? – ryknęli podejrzanie zgodnie. Tylko Stare miasto sennie mruknęła ciche „co ja?”
-Tak! Ona! Nikt jakoś się nie kwapił! A teraz nie przyjmuje sprzeciwów!- powiedziałam podnosząc głowę, mam tylko nadzieje ze miasto przetrwa do mojego powrotu. Nie to że Stare Miasto była nieodpowiedzialna czy coś, ale jakoś…
-Nie no! Veto!- zawołał Wrzosy I.
-To tak jakby dać Barbarce ogarniać nasze tramwaje!- powiedziała Rybaki.
-To kto?!- zapytałam. Ludzie zaczęli się przekrzykiwać.
-Ja nie mogę!
-A może ty?
-Nie! Ej a Bydgoskie?
-W życiu! A co ja ?!
-Kasia! Daj spokój! – krew zaczęła mnie zalewać a ręce mi opadły.
-CISZA!- ryknęłam na cały głos, tak że podejrzewam że słyszeli mnie po drugiej stronie mostu. Ale chociaż posłuchali. – Koniuchy, czemu nie możesz?- zapytałam najbliżej siedzącego mnie chłopaka.
-No … ten..- powiedział drapiąc się po bródce.
-Czyli postanowione, zamykam spotkanie, dzięki, pa- powiedziałam łapiąc swoje rzeczy i wychodząc z pomieszczenia w akompaniamencie jęków. Westchnęłam. Siedemset siedemdziesiąt siedem lat użerania się z nimi…. Nie to że mam coś do moich dzielnic, są naprawdę pomocni. Ale przy spotkaniu tylu różnych charakterów… po prostu potrzebuje odpoczynku… może i te zjazdy nie są takie złe. W każdym razie postanowiłam kupić sobie tego szneka z glancem.
~~~
*laczki- łatwo zgadnąć, że chodzi o kapcie, ale usłyszałam gdzieś że to wyraz z gwary Toruńskiej, więc przypis może być, bo może dla mnie zrozumiałe a dla innych nie bardzo.
**Szneki z glancem - taka drożdżówka
*** chodzi oczywiście o Mushu z "Mulan" którego osobiście uwielbiam. W drugiej części bodajże miał podobną kwestie,
**** Teptuchy- z niemieckiego Tücher "chusteczka", nie jest to popularne, ale mówiła tak moja prababcia, tak więc jest.

Więc... wiem że nie ma tam nigdzie sławnego "jo" ale, nie było tam miejsc w których mogłabym to wstawić... postaram się jednak jakoś je wcisnąć.

sobota, 21 września 2013

Cardverse: pierwsze rozdanie

おはよう!
Cześć! Na samym początku muszę powiedzieć że byłam chora więc możliwe że w opowiadaniu jest mnóstwo błędów wszelakich. Szkoła... ja już chce wakacje TT n TT... tak bardzo smutek... chciałam coś jeszcze napisać ale co... A! Ma ktoś jakąś ciekawą książkę do polecenia? Bo gdyż iż nie mam co robić ze swym życiem a ile można się uczyć. Musze wam powiedzieć że byłam w Warszawie, nie wiem czemu ale chciałam to powiedzieć... było naprawdę spoko, ale ubolewam , była to wycieczka szkolna, nie znalazłam ani niczego fajnego do poczytania (taaa... gubię się w większości sklepów) ani nie byłam w sklepie yatty bo nie byliśmy nigdzie w pobliżu... smuteczek... JEZU ILE JA UŻYWAM TRZYKROPKÓW?!  Ignorując to, a oto i kolejna część cardverse!

***********
Rozdanie pierwsze: Pik

Pierwsza Karta: Walet

Poczuł że na czymś ląduje a nie było to bynajmniej miękkie lądowanie. Rozejrzał się niepewnie po otoczeniu, i dowiedział się że wylądował na śniegu zbitym tak, że właściwie był to już lud i że, co chyba jest ważniejsze w jego obecnej sytuacji, nigdzie nie ma Gilberta. Przez chwilę pomyślał że może coś mu się przyśniło, ale to nie tłumaczyło czemu jest na dworze, na śniegu, ubrany w niezbyt ciepłą bluzę…. No właśnie! Nie mogło mu się przyśnić, bo nadal miał na sobie te czarno-czerwone ubrania, i nadal miał rogi i ogon! Czyli to nie był sen. Podniósł się z ziemi i otrzepał z śniegu, który cały czas prószył, więc na niewiele się to zdało. Przeszedł kilka kroków starając się znaleźć cokolwiek związanego z Gilbertem. Okolica była dość malownicza i nawet ładnie wyglądała przykryta warstwą puchu, ale nie obchodziło go to, wychował się w kraju w którym wiecznie leżał śnieg, więc nie robiło to na nim wrażenia. Stał na jakiejś drodze, właściwie będącą po prostu śniegiem bardziej zbitym niż ten dookoła. Czyli musiał być w królestwie Pik. Peter zszedł na pobocze, ze względu na jadący drogą dość spory powóz i stwierdził że poczeka, nigdzie mu się nie spieszyło, więc usiadł pod drzewem. Nie wiedział do końca czemu ale nie było mu zimno, więc postanowił że poczeka. Jednak czas leciał a nikt się nie pojawiał, powozy jeździły nie zwracając zbyt dużej uwagi na chłopca siedzącego na poboczu. Minuty mijały a Gilberta, jak nie było tak nie było. Peter jednak siedział i czekał, pomimo energii która go rozpierała, naprawdę potrafił siedzieć i czekać, przez minuty a potem godziny. Zaczynało się ściemniać, więc dochodziło koło godziny piątej po południu kiedy Peter w końcu zauważył majaczącą na końcu drogi ludzką sylwetkę. Nie miała ogona ani rogów, więc Peter spodziewał się że idący tędy człowiek po prostu go wyminie bądź specjalnie przyśpieszy kroku, tak jak zrobiło to kilku wieśniaków idących tą drogą. Gdy tylko sylwetka się przybliżyła Peter zobaczył że to jednak nie był wieśniak. Podejrzewał też że nie był to żaden mieszczanin. Szybciej byłby to bogata żona kupca lub wojowniczka , na co mógł wskazywać miecz przy jej boku, z szerokim ostrzem, coś na rodzaj maczety. Ubrana była w ciemnoniebieską koszulę o szerokich, za długich rękawach i chińskim kroju, na obydwóch rękawach i w innych miejscach jej ubioru był znak „Pik”, na to narzucone miała krótką narzutkę w o ton jaśniejszym odcieniu. Na dolną część ciała nałożoną miała białą spódnice, spod niej wystawały niebieskawe rajstopy, a na stopach miała raczej nie chroniące przed zimnem czerwone trzewiki. Na głowie miała mały kapelusik, nie chroniący przed śniegiem lecącym na głowę. Kapelusik trzymał się na samym boku głowy, i był to jeden z tych kapelusików z piórkiem z których Peter zawsze bardzo się śmiał. Oczy miała skośne, włosy brązowe związane w niską kitkę. Petera tak wciągnęło przypatrywanie się tajemniczej podróżniczce że nie zauważył nawet kiedy przystanęła koło niego. Zauważył to dopiero po chwili kiedy  trochę śniegu z drzewa spadło mu na głowę. Peter podskoczył jak oparzony, momentalnie się podniósł i odskoczył o krok co niestety równało się uderzeniu w drzewo.
-Przepraszam!- powiedział lekko przestraszony i zdenerwowany. Wolał nie być w jakikolwiek sposób niegrzeczny wobec kogoś wyglądającego na osobę z wyższych swer i to na dodatek posiadającego broń. Podróżniczka która do teraz stała po prostu patrząc na chłopca lekko przysłaniając usta rąbkiem rękawa, nagle zaczęła się śmiać… a może zaczął?
-Nie masz za co- aru!- powiedział/a wesoło starając się powstrzymać śmiech. –czekasz na kogoś-aru?- zapytał/a siadając koło drzewa i zdejmując z pleców jakiś plecak albo coś w tym stylu i wyciągając z niego piersiówkę  i pociągając porządnego łyka.-Chcesz trochę? To tylko woda-aru.-  z tymi słowami piersiówka została prawie podstawiona Peterowi pod nos.
-Em… nie dziękuje prze pani?- powiedział Peter niepewnie- tak… ale chyba ten ktoś nie zamierza się pojawić. – wytłumaczył siadając niepewnie na ziemi koło podróżnika/czki.
-Jestem mężczyzną-aru- powiedział długowłosy z westchnieniem i cichym „ayaaa…”
-Przepraszam!- Peter znów się zmieszał… naprawdę wydawało mu się że to kobieta! Mężczyzna pokręcił głową.
-Eh… Gilbert zawsze taki był… - westchnął mężczyzna chowając piersiówkę.
-Skąd Pan zna Gilberta?- zapytał Peter patrząc na mężczyznę wielkimi oczyma- i skąd Pan wie że na niego czekam?- dodał po chwili.
-Wiesz… łatwo dostrzec na kogo czekasz-aru. Dla kogoś z moim doświadczeniem to nic-aru… Bywa czasem w zamku, kiedy ma coś do załatwienia- powiedział mężczyzna zmieniając pozycje i siadając po turecku.
-Mieszka Pan w zamku?- zapytał Peter i aż poczuł jak oczy mu się świecą.
-Tylko czasowo, moją rolą jest raczej podróżowanie- powiedział spokojnie grzebiąc w torbie i wyciągając z niej coś na podobę klusek z mięsem i podał jedną Peterowi- masz, zjedz-aru- powiedział spokojnie. Peter przyjął kluskę i niepewnie nadgryzł, to samo zrobił mężczyzna.
-Więc… Co Pan robi w zamku?- zapytał gdy zjadł kluskę a mężczyzna podsunął mu wodę do popicia, co chłopiec z ulgą przyjął.
-To proste, jestem waletem- powiedział podwijając rękaw i pokazując Peterowi znamię. Znak był dość spory. Nadgarstek mężczyzny był jakby otoczony bluszczem a od wewnętrznej strony nadgarstka widniał duży znak „Pik” na które nachodziło inne, jakby trochę jaśniejsze „J”. Z ust Petera wymsknęło się ciche „wow”.
-Co nie-aru…- powiedział naciągając rękaw powrotem na nadgarstek. – no nic… komu w drogę temu czas… - powiedział spokojnie pakując wszystko powrotem do plecaka. Peter niezbyt zadowolony spuścił głowę, mężczyzna był miły a Peterowi nie uśmiechało się siedzieć samemu w nocy. – jeżeli chcesz możesz iść ze mną- aru-  powiedział po chwili zastanowienia Jopek. Peter zaskoczony podniósł głowę i spojrzał pytająco na zbierającego się z ziemi mężczyznę.
-A- ale…- powiedział niepewnie Peter nie wiedząc co powiedzieć, właściwie to nie wiedział czy Gilbert go zostawił, jak wrócić, co zrobić dalej.
-Jeżeli nie chcesz to nie… -powiedział mężczyzna biorąc plecak na plecy- skoro Gilbert cię tu zabrał, to znaczy że chciał pewnie pokazać ci co będziesz robić… więc i tak musisz iść do zamku-aru.- powiedział spokojnie delikatnie się uśmiechając. Peter myślał przez chwilę, po czym poderwał się.
-Jak się nazywasz?- zapytał Chłopiec podchodząc bliżej do mężczyzny i idąc koło niego.
-Wang Yao- powiedział uśmiechając się – a ty-aru? Jesteś nowym Jokerem tak-aru?- zapytał wesołym głosem
-Mhm! Jestem Peter!- odpowiedział Chłopiec wesoło. Było już ciemno, a Peter szedł rozmawiając z właściwie obcym mężczyzną ufając mu tylko ze względu na to że posiadał znamię. Szli całą noc, zatrzymywali się kilka razy, a nad ranem doszli do zamku.


poniedziałek, 16 września 2013

Cardverse cz.2

おはよう!
A oto i jestem po długiej nieobecności! Nie było mnie bo byłam w Warszawie, w gruncie było fajnie ale jestem teraz chora :C Nie mogę myśleć... więc przechodzę do ficka !

***

Peter patrzył na niego szybko mrugając oczami.
-Że co?- zapytał niepewnie pilnując by gałki oczne nie wyleciały mu z oczodołów.
-To co usłyszałeś- powiedział spokojnie mężczyzna chodząc między kartami i przyglądając się każdej z nich, jednak żadnej nie dotykając.
-Ale jak?- zapytał Peter niespokojnym głosem, śpisz, budzisz się i dowiadujesz się że nie żyjesz.
-Nikt cię nie nauczył żeby nie za dawać zbyt wielu pytań?- westchnął mężczyzna przyglądając się uważnie jednej z kart ale idąc dalej i ostatecznie potrącając ją ogonem. Karta kilka razy się zachwiała, spadła i zniknęła. – nie żyjesz, to proste.- powiedział mężczyzna obracając się w stronę chłopca- jeśli ci to pomoże, to ja też nie żyje- powiedział spokojnie siadając na ziemi.
-Czyli że jestem w piekle?- zapytał Peter niepewnie idąc w stronę mężczyzny, nie wiedział co się dzieje ale to wydawała się chwilowo jedyna osoba która mogła by mu jako tako wszystko wyjaśnić.
-Chciałbym żebyśmy byli w piekle…- powiedział mężczyzna- nie żyjesz, ale istniejesz- powiedział- a jesteśmy w… archiwum- powiedział jakby zastanawiając się nad tym jak nazwać miejsce w którym się znajdują.
-W archiwum…- powtórzył Peter rozglądając się uważniej po pomieszczeniu.
-W Archiwum. Kojarzy ci się to z czymś?- zapytał mężczyzna uśmiechając się delikatnie z takim dziwnie podekscytowanym błyskiem w oku.
-Nie chce być niegrzeczny ale… ile pan wypił?- zapytał chłopiec, kojarząc ten błysk w oku z tym jak Tino, pewnego razu wziął go do siebie do domu na noc i wypił za dużo, wtedy jego oczy błyszczały, trochę inaczej ale jednak z tym mu się to kojarzyło.
-Nic nie piłem, i jaki tam ze mnie Pan, Gilbert jestem!- powiedział energicznie uśmiechając się dumnie.
-Ja jestem Peter- powiedział chłopiec stanowczo wyciągając rękę do białowłosego którą ten z chytrym uśmieszkiem uścisnął.
-Nie kojarzysz…- mruknął- pokażę ci coś- powiedział spokojnie podnosząc się z siadu i idąc w sobie tylko znanym kierunku i znów uważnie przyglądając się każdej karcie. – idziesz?- powiedział nawet się nie obracając jakby przeczuwając że chłopiec nadal stoi w miejscu. Peter podążył za nim również przyglądając się każdej karcie. Właśnie przyglądał się dziewiątce pik, na której widniał mężczyzna z postawionymi włosami kiedy usłyszał że białowłosy zatrzymuje się z cichym prychnięciem.
-Mogłem się domyślić że będziesz gdzieś tutaj..- mruknął jakby sam do siebie i skinął na Petera by ten podszedł.- więc Peter… spójrz na tę kartę- powiedział pokazując mu o którą mu chodzi. Chłopiec posłusznie podszedł do kawałka kartonu i szybko zamrugał oczami. Na karcie był on, w stroju w którym był teraz, tyle że miał czapkę na której wyraźnie wybijały się różki. Szybko podniósł rękę i dotknął się w głowę, rzeczywiście miał na sobie czapkę pod którą wyczuł dwa wybijające się guzki.
-To Ja… czemu to ja?- zapytał patrząc nie rozumiejącym wzrokiem na Gilberta który westchnął z poirytowaniem.
-To ty, a na lewo jestem ja, to teraz przeczytaj napis z boku!- powiedział władczym tonem. Peter spojrzał jeszcze raz na karty, rzeczywiście, tam gdzie zazwyczaj widniał kolor i figura karty był gruby, czarny napis
-„JOCKER” – przeczytał głośno Peter. Gilbert uśmiechnął się z dumą.
-I jak? Nadal ci to nic nie mówi mały?- zapytał czochrając mu włosy. Peter zaliczył mentalnego kozła. Słyszał o jokerach ale to było tak nie rzeczywiste że nigdy nie wierzył że tak owi istnieją. Królowa, mieszkająca w zamku, król który zasypiał co ileś lat, aby zregenerować siły, ale odkąd Peter pamiętał był, nawet Walet, ale go akurat nawet kilka razy widział, bo Walet z królestwa Pik dość sporo podróżował po królestwie i przenosił wieści z zamku, ale joker? Wydawał się być nierzeczywisty, jakby tylko legendarny.
-To sen…- mruknął  Peter niepewnie, skoro nie żył to jak miał niby być oznaczony jako joker?
-Szybciej koszmar… ale nie jest źle…- powiedział Gilbert cały czas się uśmiechając. – Wiesz… kiedyś tym wszystkim – tu wskazał na karty- zajmowali się Waleci, ale potem zamieniliśmy się rolami, na swój sposób. – tłumaczył spokojnie.- i teraz my zajmujemy się Archiwum , a oni przenoszą wiadomości. Mówiąc „my” mały.. mam na myśli ciebie i mnie – powiedział patrząc na Petera z takim...delikatnym uśmiechem ale też nie do końca, jakby z pół uśmiechem. Peter milczał, co było dziwne, bo zawsze był gadatliwy. Całe życie, słuchał jak jego koledzy opowiadali jak to by chcieli by na ich ciele nagle pojawiło się jakieś znamię mówiące o tym że są którąś z Figur, nawet jeśli miała by być to Królowa. No właśnie… znamię…
-Ale ja nie mam znamienia- powiedział prawie panicznie chłopiec patrząc na Gilberta niepewnym, lekko rozbieganym wzrokiem.
-Ja też nie, ale mam za to ogon i te dziwne uszy- powiedział spokojnie Gilbert łapiąc pewnie za swoją kartę i obracając ją sobie w palcach- Ty też, choć masz rogi, i przy śmierci nie zniknęła ci karta, tylko pojawiłeś się tutaj- dokończył odkładając kartę.
-Aha…- powiedział Peter przetwarzając informacje. To chwilowo było jedyne co mógł powiedzieć. Właśnie dowiedział się że jest jokerem, jedną z Figur…
-To teraz słuchaj mały, bo powtarzać się nie będę…- zaczął Gilbert, a potem zaczął mówić i opowiadać, o tym co mają robić, mówił że niedawno wybrano nowego króla Kier, i że jest ciekawy kto to, że będąc w archiwum trzeba uważać żeby nie trącić żadnej karty, bo wtedy ta automatycznie znika, a to prowadzi do zniknięcia człowieka, i że nie można dotykać żadnej karty z wyjątkiem swojej własnej. A Peter słuchał, i uważnie wpatrywał się w ruchy Albinosa. Sam się sobie dziwił, powinien tęsknić za Tatą, za Tino … Ale nie czół tego… z Tatą nie widywał się co prawda często, ale Tata to Tata, a Tino… Tino był prawie obcy ale zajmował się nim i był jego jakby najlepszym przyjacielem, zawsze wysłuchał i pomógł, doradził.
-Gilbert…- powiedział po chwili przerywając Albinosowi wywód o tym że archiwum podzielone jest na cztery sektory, z których można wyjść do każdego z zamków.
-Ta?- bawiąc się piaskiem rozsypanym po podłodze archiwum.
-Czemu nie czuje? – zapytał Peter ale widząc wyraz twarzy Albinosa sprecyzował- bo… wydaje mi się że powinienem być smutny… - powiedział niepewnie rysując znak Pik na piachu.
-Czemu miałbyś być smutny karzełku?- zapytał Gilbert wesoło rysując serce Kier zaraz koło znaku Pik Petera.
-Nie wiem… nie zobaczę Taty… ani Tino… Sam mówiłeś że nie widziałeś się po przeniesieniu się tutaj z rodziną…- powiedział. Nie wiedział do końca czemu ale czół się swobodnie przy Gilbercie, dziwnym nie żyjącym ale istniejącym jokerze który czasem zdawał się być bardziej dziecinny od Petera. Mężczyzna był podobny do wiatru, gwałtowny, mówił szybko jego ruchy były gwałtowny i kilka razy prawie strącił kilka kart ogonem.
-Nie spotkałem się z rodziną… bo nie czułem potrzeby… nie wiem czemu… - powiedział Albinos niepewnie- nie wiem czy oni żyją czy nie… - dodał spuszczając głowę –wiesz wydaje mi się że razem z zmianą normalnego życia na życie Figury, zaczynamy je od nowa mając wspomnienia- powiedział odchylając się lekko do tyłu. Przez moment panowała cisza przerywana jedynie tykaniem zegara, a bynajmniej tak się Peterowi zdawało. Nagle Albinos się jakby ocknął.
-A no tak! Muszę ci pokazać królestwa! Choć!- powiedział wesoło, jakby przed chwilą wcale nie był zanurzony w własnych myślach , i zaczął szybko iść w nieznanym Peterowi kierunku, coś w umyśle chłopca mówiło mu że to północ ale nie był pewny. W każdym razie szli, i w miarę tego jak szli, tak stawało się coraz chłodniej. W końcu dotarli wieży, to było dziwne, bo ta wieża miała w sobie zegar, w kształcie znaku Pik…
-Co tak patrzysz? Wchodź- usłyszał głos Albinosa dochodzący już z niej. Peter wszedł przez duże, ciężkie drzwi z metalowymi okuciami i począł wbiegać po schodach, powoli dostawał zadyszki, i zaczął się potykać o wystające z schodów kamienie ale dobiegł, i dogonił Albinosa. Na samej górze były drzwi. Drzwi były piękne i bogato zdobione z okuciami z białego złota, które tworzyły jakby śnieżynki na ciemnym hebanowym drewnie. Albinos bez wahania otworzył zamek jakby ogonem, wkładając jego spiczastą końcówkę w dziurkę na klucz, i po chwili usłyszeli trzaski towarzyszące zazwyczaj otwieraniu skomplikowanych mechanizmów. Drzwi w końcu się otworzyły.
-Idź najpierw, bo cię nie przepuszczą- powiedział Albinos czekając aż Peter się ruszy. Chłopiec niepewnie podszedł do ściany białego światła, bo za drzwiami widział to i niepewnie postąpił krok do przodu, chciał wejść nieznacznie ale został popchnięty. Poczuł że spada. 

środa, 4 września 2013

OBLAAAAAZKIIII









Psss... bardzo podoba mi się ten obrazek,.. jest taki... no ładny no taki... 


 










No Heeeej !
Dziś nie mam obrazków z żadną postacią ale mam za to troszkę z Hetalia Cardverse czyli tego o czym miej więcej był ostatni fick czy coś... a i chciałam powiedzieć że notki będą rzadziej bo szkoła i takie tam i muszę porzucić chwilowo życie nerda :C A oto i obrazki !